BoŻena Zawierta potrącona w maju 1992 r. samochodem przez SŁawomira WaŁĘsowicza, jedynie po mieszkaniu porusza się bez kul na swych półsztywnych nogach. Tu zawsze ma pod ręką jakiś mebel. Na ulicę jednak bez kul nie wychodzi. Tak jest pięć lat po wypadku. W dziesięć dni po uderzeniu, gdy obie nogi do pachwin miała w gipsie, lekarz w przychodni gdańskiego Szpitala Wojewódzkiego, w obecności oficera ochrony dworu Wałęsów, kazał jej wstawać i chodzić. .. Gdy w domu spróbowała, ból niemal pozbawił ją przytomności. Postawa niektórych gdańskich lekarzy, policjantów i księży, zaangażowanych swego czasu w minimalizowanie skutków wybryku Sławomira Wałęsowicza, kładzie się głębokim cieniem na naszym państewku prawa. Jeśli główni aktorzy ówczesnych wydarzeń już o tym swoim udziale zapomnieli, jeśli już uspokoili swoje sumienia, to my im to teraz, po pięciu latach, przypominamy. Wałęsie też. Ma to od nas z okazji parapetówki. Gdy już, biedaczysko, rozsiadł się w tym swoim nowym dworku za parę miliardów, gdy już sobie tam beknie po pysznym obiadku, niech mu się jeszcze czknie na wspomnienie Bożeny Zawierty, z której jego syn uczynił kalekę do końca życia. Szast.. . Wracała z pracy. Dyrektorka zapowiedziała właśnie zwolnienia. O siebie się nie bała była nauczycielem mianowanym, jedynym żywicielem rodziny, nie mogli jej zwolnić. Ale koleżanki... Złe myśli zaprzątnęły ją całkowicie. Nie zwracała uwagi na otoczenie. Szła bezpiecznie chodnikiem i nie zobaczyła pędzącego na siebie samochodu. Straciła przytomność. Potem pamięta młodego człowieka dopytującego się czy pani może wstać. Przesłuchiwany w Sądzie Wojewódzkim, w kwietniu 1993 r., Sławomir Wałęsa powiedział, że pomagał swojej ofierze, że obandażował jej głowę, że jego rodzice partycypowali w kosztach leczenia Bożeny Zawierty. Ona temu zdecydowanie zaprzecza. Danuta WaŁĘsowa od razu przyjechała do szpitala. Z bukietem czerwonych róż. Jakoś się pani odwdzięczymy  powiedziała. "Odwdzięczymy się". .. Za co niby mieli się odwdzięczać, czego po mnie oczekiwali? To jedno słowo było zastanawiające. Wtedy też poznała i zapamiętała ochroniarza, który nie odstępował Wałęsowej. Potem dostała od niego begonię w doniczce. Był łącznikiem z rodziną panującą. Jego wizyta zawsze poprzedzała wizytę Wałęsowej. Umawiał szefową na dzień i godzinę. Dzień się zgadzał, godzina nigdy. Prezydentowa była dwa razy u niej w domu. Pierwszy kilka dni po opuszczeniu szpitala. Przyszła ze Sławkiem, ale ten nic nie mówił. Uśmiechał się tylko głupkowato. Bożena Zawierta w końcu nie wytrzymała i zapytała go, dlaczego nawet nie próbował odbić w prawo, gdzie miał bardzo dużo miejsca. Miałem zabłocone szyby powiedział. On panią uderzył z prawej strony, dodała Wałęsowa. Upadła pani na kolana. Moja siostra spadła kiedyś ze schodów. Też na kolana. Popuchły jej i bardzo bolały. To dlaczego bardziej mam uszkodzoną lewą nogę niż prawą? Dlaczego przeleciałam przez dach samochodu, po drodze urywając lusterko boczne? Rozmowa przestała się już kleić. Prezydentowa zostawiła kawę, jakieś słodycze, zabrała syna i poszła. Ostatnia wizyta była jeszcze krótsza. Zawierta właśnie przeżyła zalecone jej doświadczenie ze wstawaniem na zagipsowane, dopiero co połamane, nogi. Akurat córka miała ją umyć, gdy nieoczekiwanie w progu stanęła First Lady. Potrzebuje pani czegoś? Zapytała jakby nie widziała co się dzieje. Poirytowana sztuczną czułością Zawierta burknęła nie. No to nie fuknęła pierwsza dama i wyszła. Świta za nią. Więcej się nie widziały.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz