Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik
Hmmm zakaz dla bezpieczeństwa uczniów, to ciekawe bo w LO 5 ktora leży przy zdecydowanie ruchliwszej ulicy w samiusienkim centrum nie ma takiego zakazu, ba nie ma nawet ochrony i jeszcze nikomu nic sie nie stało, a w zamoyu przy tak bardzo ruchliwej ulicy jak ogrodowa sprawnością będą same wypadki... chyba większe jest prawdopodobieństwo kolejnego samobójstwa. Poza tym gdyby sie cos dzialo to ochroniarze z racji wieku mogą miec problem z ekspresowym dotarciem na gdziekolwiek na teren szkoly...
Albo 3 LO przy Placu Wolności
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Widac, niestety ze wypowiadają tu się dzieci którym się wydaje ze sa dorosle... Wlasnie dlatego lepiej nie wychodzcie ze szkoły na przerwach :-) Poczatki ochrony w tej szkole już były więcej niz 7 lat temu, i nie ybl oz tym problemu kto był sprytny to się z nimi dogadal. 40 pocent uczniów odejdzie ze szkoły i posypia się stolki - bujna mlodziencza fantazja. Pozdrawiam dzieciaczki
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
he, he, jajka mądrzejsze od kury... Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek... Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie. Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne... Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo. Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
he, he, jajka mądrzejsze od kury... Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek... Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie. Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne... Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo. Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.
Bardziej wygląda na zakład karny niż na szkołę a świadectwo maturalne to wiesz gdzie możesz sobie dziś włożyc. :wacko:
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Co za durny artykuł! Za bezpieczeństwo dzieci odpowiada szkoła. Nie ma znaczenia, że niektórzy są pełnoletni. A ochrony życzą sobie rodzice i za to płacą. Uczniom nic do tego. Oni mają się uczyć a nie latać po ulicach.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
he, he, jajka mądrzejsze od kury... Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek... Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie. Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne... Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo. Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.
Odbijając piłeczkę: zapomniał wół, jak cielęciem był! To musiało być jeszcze za czasów PRL-u, co? Zresztą co Twój głos wnosi do dyskusji? Z rozrzewnieniem wspominasz stare dobre czasy, które mają marne szanse, by powrócić, jaki jest więc sens pisania tej długiej wypowiedzi? Młodzi mają się gorzej poczuć z powodu czegoś, co w ogóle od nich nie zależy, czy o co chodzi?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
A może po prostu dzieci chcą mieć wszystko za darmo? Ciekawe, czy nie było składki na ochronę, to zakaz wychodzenia podczas przerwy też wzbudziłby tyle protestów.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
A może po prostu dzieci chcą mieć wszystko za darmo? Ciekawe, czy nie było składki na ochronę, to zakaz wychodzenia podczas przerwy też wzbudziłby tyle protestów.
...czy gdyby nie było...
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Odbijając piłeczkę: zapomniał wół, jak cielęciem był! To musiało być jeszcze za czasów PRL-u, co? Zresztą co Twój głos wnosi do dyskusji? Z rozrzewnieniem wspominasz stare dobre czasy, które mają marne szanse, by powrócić, jaki jest więc sens pisania tej długiej wypowiedzi? Młodzi mają się gorzej poczuć z powodu czegoś, co w ogóle od nich nie zależy, czy o co chodzi?
  zgadzam sie. nie mozna porównywac przeszlości do teraźniejszosci, to jest po prostu uwstecznianie sie... dzieciaki maja prawo do głosu, moga protestowac, na ich miejscu zrobilbym to samo
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Strona 3 z 3

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...