Hmmm zakaz dla bezpieczeństwa uczniów, to ciekawe bo w LO 5 ktora leży przy zdecydowanie ruchliwszej ulicy w samiusienkim centrum nie ma takiego zakazu, ba nie ma nawet ochrony i jeszcze nikomu nic sie nie stało, a w zamoyu przy tak bardzo ruchliwej ulicy jak ogrodowa sprawnością będą same wypadki... chyba większe jest prawdopodobieństwo kolejnego samobójstwa. Poza tym gdyby sie cos dzialo to ochroniarze z racji wieku mogą miec problem z ekspresowym dotarciem na gdziekolwiek na teren szkoly...Albo 3 LO przy Placu Wolności
|
|
Widac, niestety ze wypowiadają tu się dzieci którym się wydaje ze sa dorosle... Wlasnie dlatego lepiej nie wychodzcie ze szkoły na przerwach :-) Poczatki ochrony w tej szkole już były więcej niz 7 lat temu, i nie ybl oz tym problemu kto był sprytny to się z nimi dogadal. 40 pocent uczniów odejdzie ze szkoły i posypia się stolki - bujna mlodziencza fantazja. Pozdrawiam dzieciaczki
|
|
he, he, jajka mądrzejsze od kury...
Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek...
Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie.
Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne...
Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo.
Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.
|
|
he, he, jajka mądrzejsze od kury... Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek... Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie. Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne... Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo. Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.Bardziej wygląda na zakład karny niż na szkołę a świadectwo maturalne to wiesz gdzie możesz sobie dziś włożyc. :wacko: |
|
Co za durny artykuł! Za bezpieczeństwo dzieci odpowiada szkoła. Nie ma znaczenia, że niektórzy są pełnoletni. A ochrony życzą sobie rodzice i za to płacą. Uczniom nic do tego. Oni mają się uczyć a nie latać po ulicach.
|
|
he, he, jajka mądrzejsze od kury... Problem można rozwiązać w jeden sposób: każdy rodzic podpisuje kwitek o zgodzie o zrzeczeniu się odpowiedzialności szkoły, jeżeli uczeń nie znajduje się na jej terenie w godzinach zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych. I sprawa rozwiązana. Ciekawe, ilu rodziców podpisze taki kwitek... Swego czasu miałem zaszczyt uczyć się w PORZĄDNEJ szkole. Nie było mowy o wyjściu ze szkoły podczas przerwy w czasie przeznaczonym na naukę. Mało - jeżeli nie zdążyło sie na pierwszy dzwonek, drzwi zastawałeś zamknięte. Trzeba było chwilę odczekać, a potem, kiedy woźny otworzył - szło się nie do klasy na lekcję, a do DYREKTORA. Nie była to przyjemna wizyta (chyba że miało się notatkę z usprawiedliwieniem od rodziców) i konsekwencje były wyciagane z wpisem do dziennika. Ale, że pomysłowośc uczniów była spora, to nawet, jeżeli jednak jakoś ominęło sie woźnych - nie zawsze nauczyciel prowadzący lekcje zgadzał się na wejście spóźnialskiego do klasy po dzwonku. Miał w tym całkowitą swobodę. Zaś nieusprawiedliwiona nieobecnośc na lekcji, bywało - sporo kosztowała - później, czasu i ambarasu, bo, jeżeli nie mialo się notatek z lekcji - często nie znało się odpowiedzi na pytania, podręcznik nie zawsze wystarczał, poza tym dostawało się negatywną ocenę za nieprowadzenie tychże notatek - obligatoryjnie. Ale "swego czasu" nauczyciel był PANEM PROFESOREM, nie było dyskusji, a oceny były cenne, bo za dwóje na okres można było wylecieć z tej szkoły lub zostać niedopuszczonym do egzaminu maturalnego. NIE BYŁO obowiązku posiadania matury. Nikogo nie obchodził procent "zdawalności matury" w tej szkole. Toteż i nie dziwne, że ponad 95% uczniów tej szkoły, o ile zdali maturę, dostawali się bez problemów na studia do renomowanych uczelni w Polsce, na ogół zjamowując pierwsze miejsca na listach - a były to czasy, kiedy trzeba było zdawać egzaminy wstępne... Aby być uczniem tej szkoły, TEŻ trzeba było zdawać egzaminy - i, wierzcie mnie, bardzo wielu tego egzaminu - nie zaliczało na tyle, aby znaleźć się na listach przyjętych, bo chętnych było bardzo dużo. Ostra dyscyplina? TAK, jak najbardziej. Ale sie opłacała, bardzo - uczniowi, później, kiedy wkraczał w dorosłe życie. Świadectwo maturalne tej szkoły to było COŚ. I jeszcze - szkoła nie była szkołą "prywatną" czy prowadzoną przez K.K. Ot, "zwykła" państwowa... o profilu ścisłym. Żadna tam "polityka". "Przynależność", status majatkowy rodziców sie nie liczyły. Protekcje - no cóż, jak wszędzie i jak zawsze było i jest, ale taki uczeń, bywało, miał niewesołe życie w tej szkole, bo liczyło się jeno to, co potrafił, umiał.Odbijając piłeczkę: zapomniał wół, jak cielęciem był! To musiało być jeszcze za czasów PRL-u, co? Zresztą co Twój głos wnosi do dyskusji? Z rozrzewnieniem wspominasz stare dobre czasy, które mają marne szanse, by powrócić, jaki jest więc sens pisania tej długiej wypowiedzi? Młodzi mają się gorzej poczuć z powodu czegoś, co w ogóle od nich nie zależy, czy o co chodzi? |
|
A może po prostu dzieci chcą mieć wszystko za darmo? Ciekawe, czy nie było składki na ochronę, to zakaz wychodzenia podczas przerwy też wzbudziłby tyle protestów.
|
|
A może po prostu dzieci chcą mieć wszystko za darmo? Ciekawe, czy nie było składki na ochronę, to zakaz wychodzenia podczas przerwy też wzbudziłby tyle protestów....czy gdyby nie było... |
|
Odbijając piłeczkę: zapomniał wół, jak cielęciem był! To musiało być jeszcze za czasów PRL-u, co? Zresztą co Twój głos wnosi do dyskusji? Z rozrzewnieniem wspominasz stare dobre czasy, które mają marne szanse, by powrócić, jaki jest więc sens pisania tej długiej wypowiedzi? Młodzi mają się gorzej poczuć z powodu czegoś, co w ogóle od nich nie zależy, czy o co chodzi?zgadzam sie. nie mozna porównywac przeszlości do teraźniejszosci, to jest po prostu uwstecznianie sie... dzieciaki maja prawo do głosu, moga protestowac, na ich miejscu zrobilbym to samo |
Strona 3 z 3
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|