"Sceny obnażenia. Kiedy Daniel Dobosz kładzie się na szezlongu i powoli wyskakuje z kostiumu – na widowni robi się cisza. Kiedy staje, ściąga bieliznę, i jak go Pan Bóg stworzył patrzy na widzów – robi się bezbronny. Kiedy w finale oglądamy nagie ciało Justyny Bartoszewicz, wzruszenie łapie za gardło, widzowie po cichu łykają łzy. Nagość jest pragnieniem życia sięgającym aż po śmierć. Pani Śmierć, która każdego sięgnie. Czasem pomoże jej w tym drugi człowiek."
.... jakby Cyceron mówił. Wzruszyłem się. :)
|
|
Język recenzji iście poetycki. Też uważam spektakl za świetny, ale bez przesady. Teatr Osterwy miał ostatnio kilka tak dobrych sztuk (m.in. ,,Przyjdzie Mordor i nas zje" czy ,,Mistrz i Małgorzata"). Epatowanie nagością było- według mnie- niepotrzebne, można to było zrobić subtelniej. A panu Doboszowi trochę współczuję, że kazano mu się tak ,,rozkraczać".
|
|
To była najgorsza sztuka jaką kiedykolwiek widziałam! Długa, nudna i zupełnie nijaka. Gdyby nie to, że jest pełna golizny i jakiegoś absurdalnego erotyzmu, w ogóle nie zapadłaby w pamięć. Teatr Osterwy serwuje nam od jakiegoś czasu coraz gorsze sztuki. Średnio robi 1 dobrą sztukę na 3 złe. Tym razem jednak przesadzili. Mam nadzieję, że szybko zejdzie z afisza. A poza tym pozyskiwanie publiki przez gołe ciała i wszechobecne bluzgi (dobra - w tej sztuce ich nie ma, ale to akurat wyjatek) nie jest najlepszym sposobem. Dość tego w realnym świecie, żeby jeszcze oglądać to w teatrze. Kontrowersyjna sztuka? OK. Ale czemu ostatnio (prawie) wszystkie są takie "głębokie" i kontrowersyjne. Pani Bovary jest OKROPNA! Odradzam każdemu, kto mnie pyta. Żałuję, że siedziałam w takim miejscu, że nie mogłam wyjść. To byla strata czasu, nerwów i pieniędzy. Z czego czasu żal mi najbardziej.
|
|
Ja wczoraj chyba byłem na innej sztuce. Ciągnącej się 3,5 h ramocie pełnej dziwnych inscenizacyjnych zabiegów, bardziej dowodzących kompleksu prowincjonalnego teatru niż czegoś innego. Owszem widownia "siedzi jak trusia" bo to skupienie konieczne było do zrozumienia symboliki niektórych scen mających zaświadczyć o geniuszu reżysera. Golizna aktora to jedyne co zapada w pamięć z zastrzeżeniem, że epatowanie nie zawsze jest funkcją sztuki. Nie wróżę Pani Bovary długiego żywota na afiszach. Nieczęsto się bowiem zdarza, żeby aktorzy
schodzili ze sceny po jednej turze mizernych brawek.
|
|
Nie do końca zgadzam się z opinią wyrażoną w tym artykule . Myślę, że w naszym Teatrze jest kilka sztuk równie dobrych. Golizna Pana Dobosza była niepotrzebna, właściwie nie bardzo rozumiem dlaczego bezbronność wyrażać ma się w ten sposób. Trudno ją tutaj zauważyć. Obawiam się, że więcej będzie się o tym mówić i pisać niż o samej sztuce. Golizna nie jest żadnym nowatorstwem... no może męska - nie tak często spotykana. Nie będę znęcać się nad Panem Danielem ( świetnym aktorem! ) zrobią to inni. Myślę, że wbrew zamierzeniom reżysera ta scena kładzie to fantastyczne przedstawienie. Jeszcze jedna sprawa : dawno czytałam " Panią Bovary ". W związku z tym, trudno mi pisać o tym co zrobił z tą sztuką reżyser. Trzeba to nadrobić, aby mieć pełną świadomość tego, o czym jest to przedstawienie i na ile pozwolił sobie pan Kowalski. Niestety, coraz częściej adaptacje mają niewiele wspólnego z treścią . Np. Mistrz i Małgorzata... ( Pan Dobosz był tam rewelacyjny !)... niech mi ktoś powie - o czym była ta sztuka? Bardzo efektowna, bardzo dobrze zagrana, ale o czym? O miłości? O diable? Przecież Bulhakow pisał o czymś zupełnie innym, a miłość była tylko tłem tej powieści, ważnym, ale tylko tłem.
Wracając do " Pani Bovary " gratulacje dla aktorów, reżysera i pozostałej ekipy realizatorów.
|
|
Wszędzie ta golizna podniesiona do rangi sztuki. Czekam na sztukę bez golizny, przekleństw i tak zrealizowanej abym nie miał wątpliwości, że napisał ją autor , którego nazwisko jest na afiszu.
|
|
Zdecydowanie odradzam. Najgorsze przedstawienie jakie widziałam w tym teatrze.
|
|
Najgorsza sztuka jaką kiedykolwiek widziałem
|
|
Realizatorzy spektaklu pan Kuba Kowalski -reżyser i pani Julia Holewińska - dramaturgia zmasakrowali piękną książkę Gustawa Flauberta. Dzielnie dopomogła im w tym odtwórczyni głownej roli Marta Ledwoń. Będąc świeżo po lekturze powieści patrzyłam z prawdziwym niesmakiem na to co dzieje się na scenie. Emma Bovary to kobieta piękna, dystyngowana i chociaż pochodząca z niższych sfer to z aspiracjami do wytwornego życia. Kobieta wychowana na pensji, rozczytana w literaturze romantycznej dusząca się w małym miasteczku przy boku poczciwego ale mało rozgarniętego męża. Pragnąca miłości, namiętności, lepszego życia. Emma na scenie to wulgarna, rozkrzyczana prostaczka, rozchełstana i nieuczesana, żądna seksu i pieniędzy. I taki jest cały spektakl. Rozkrzyczany i źle zagrany (z wyjątkiem roli pana Janusza Łagodzińskiego). Dużo golizny, seksu, wynaturzeń - aktor grający Leona na rozkaz Emmy przebiera się w sukienkę i czerwone szpilki i prowokuje mężczyzn. Po co? Z pięknej, subtelnej książki nie zostało nic. Odradzam. Strata czasu i pieniędzy.
|
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|