Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik
Lekarze orzecznicy z ZUS powinni wydać opinie :) A tak na poważnie prawo w tym kraju jest dla bogatych i wpływowych ludzi :) A może tak areszt tymczasowy w trosce o zdrowie oskarżonych
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
To nie „Mocarz” zabija Pewnie nikt nie może spokojnie słuchać o spustoszeniach, jakie robi „Mocarz”. Ja też. Ci, którzy go produkują i sprzedają, powinni odpowiadać jak za próbę wielokrotnego zabójstwa. Bo muszą brać pod uwagę, że taki może być skutek ich działania. Tu nie ma miejsca na wyrozumiałość, łagodność itp. Ale nawet jeżeli ich wszystkich złapiemy i ukarzemy choćby najsurowiej – tylko niewielka część winy zostanie poniesiona. Ci, którzy „Mocarza” produkują, sprzedają, kupują i biorą, nieświadomie ryzykując życie, nie wzięli się przecież znikąd. Są wytworem sytuacji stworzonej przez państwo. Konkretnie: politycznej obsesji przerażonych wpływami kontrkultury amerykańskich konserwatystów, która doprowadziła USA do wojny z narkotykami i zaraziła nią cały świat – w tym Polskę. Wojna z narkotykami wypowiedziana przez prezydenta Nixona w 1971 r. została dawno przegrana. Zasadniczo nie ma co do tego sporu. Spożycie narkotyków nigdzie pod wpływem tej wojny nie zmalało, a w bardzo wielu krajach biorących w niej udział – wzrosło. Wojna stworzyła potęgę karteli narkotykowych, które dziś dysponują większymi budżetami niż niejeden rząd, zdeprawowała całe państwa z Kolumbią i Meksykiem na czele, doprowadziła do rozprzestrzeniania się twardych, coraz groźniejszych narkotyków, we wszystkich krajach Zachodu spowodowała powstanie wielkich podziemnych struktur. Czyli rozwaliła sporą część światowego ładu i oddaliła nas od celu, jakim są w miarę przytomne i zdrowe psychicznie społeczeństwa. Dokumenty Komisji Sorosa i ONZ pokazują to przekonująco. Taki wynik wojny z narkotykami nikogo nie powinien dziwić. Podobny był skutek amerykańskiej prohibicji alkoholowej. W obu przypadkach zakaz może nieznacznie ograniczać spożycie w niektórych grupach, ale tworzy agresywną podaż wciągającą w patologię kolejne grupy społeczne i powoduje wprowadzenia do obrotu niebezpieczniejszych substancji, które także w przypadku alkoholu bywały śmiertelne. A z narkotykami jest trudniej walczyć niż z alkoholem. Bo żeby się dobrze napić, trzeba kupić butelkę, a żeby się upalić czy naspidować – wystarczy pastylka albo szczypta proszku czy suszu. Problem jest w gruncie rzeczy prosty. Kto się choć trochę interesuje, ten wie, że wojna z narkotykami z natury musiała być przegrana, ale bardzo niewielu czynnych polityków gotowych jest to przyznać. Jedni, bo – jak prof Zembala – nie mają pojęcia o wojnie z narkotykami, więc bredzą, że to wina singielskiego modelu życia. Inni z tchórzostwa, bo wyborcy chcą usłyszeć, jak problem będzie rozwiązany, a nie chcą słyszeć, dlaczego nie da się go rozwiązać. Jeszcze inni – jak Stefan Niesiołowski – wolą moralizować („nigdy nie poprę narkotyków”), niż przeczytać choćby kilka raportów o tym, jakie działanie państwa stymuluje problem, a jakie faktycznie go ogranicza. Bardzo nieliczni politycy są gotowi powiedzieć społeczeństwu, jakie wnioski wynikają z przegranej wojny z narkotykami. Bo są one trudne do przyjęcia po latach wmawiania światu, że rządy wypalą narkotyki czerwonym żelazem. A brzmią one tak, że chcąc uniknąć większego nieszczęścia, trzeba niestety zgodzić się na mniejsze. Czyli trzeba pozwolić ludziom legalnie kupować przynajmniej miękkie, w miarę bezpieczne narkotyki sprawdzonej jakości, żeby nie brali świństw, które mordują lub okaleczają, a nie podlegają jakiejkolwiek kontroli. Ci, którzy rządzą, wolą jednak prężyć muskuły niż przyznać, że wobec narkomanii państwo jest bezradne i może tylko mniej lub bardziej skutecznie ograniczać szkody. A ci, którzy są w opozycji, wolą oskarżać władzę o nieudolność, niż pomóc jej w przyjęciu racjonalnej strategii. To fatalnie, że rząd nie umie kontrolować czarnego rynku. Oczywiście najlepiej by było, gdyby jakiś rząd wymyślił jakiś skuteczny sposób wdrażania zakazu produkcji, sprzedaży i używania narkotyków. A dopalaczy zwłaszcza. Ale żaden rząd demokratycznego świata tego nie umie. Mądre rządy to wiedzą, więc albo legalizują, albo zwalczają z umiarem, koncentrując się na wielkich organizacjach przestępczych. Prawidłowość jest prosta. Im bardziej populistyczna jest polityka jakiegoś kraju, im bardziej jest moralizatorska, kaznodziejska, wiecowa, represyjna, brutalna, a mniej racjonalna, tym narkotyki przynoszą większe szkody. Chyba że za posiadanie wprowadza się karę śmierci, na co nikt w Europie raczej się nie zdecyduje. Narkotyki są złe. Ale wojna z narkotykami jest gorsza. Podobnie z dopalaczami. Państwo prowadzi wojnę z marihuaną, więc zamiast czystej marihuany z ogródka, doniczki czy sklepu, dzieciaki palą kupioną pokątnie pryskaną nie wiadomo czym trawę, która robi im dziury w mózgach. Rząd zaczął wojnę z dopalaczami, zakazał iluś psychoaktywnych substancji i zepchnął rynek do podziemia, więc ludzie łykają nie wiadomo co, robione nie wiadomo z czego i powodujące nie wiadomo jakie spustoszenia. Tak ten świat się kręci. I na to się nie poradzi. A, co więcej, wiadomo to od dawna. Teraz, kiedy „Mocarz” zabija, państwo i media doznają antydopalaczowego wzmożenia. Kolejne substancje zostaną przy społecznym aplauzie zakazane, ktoś pewnie zostanie ukarany, ileś osób weźmie honoraria za pogadanki w szkołach, jakaś agencja zgarnie kasę za antynarkotykową i antydopalaczową kampanię. A za kilka lub kilkanaście miesięcy pojawi się jakaś nowa tabletka – może jeszcze gorsza. Wtedy przeżyjemy kolejne wzmożenie, będziemy współczuli kolejnym ofiarom, potępimy (może ukarzemy) kolejnych handlarzy itp. Nie chcę brać udziału w tej morderczej grze pozorów. I nie godzę się, by minister zdrowia, minister spraw wewnętrznych, liderzy opozycji robili polityczny biznes na oburzaniu się, prężeniu muskułów, wzajemnych oskarżeniach, moralnym unoszeniu się i pozorowaniu, że rozwiązują problem. Bo go nie rozwiązują, ale pogarszają przez kolejne zakazy, o których nieskuteczności wiedzą od początku, i przez represje, które spychają zjawisko do coraz głębszego podziemia. To oni, prowadząc politykę, która jest przeciwskuteczna, ale populistycznie wydajna i wzywając do kolejnych przeciwskutecznych działań – ponoszą odpowiedzialność za los coraz liczniejszych ofiar. Przy takiej polityce „Mocarz” jest tylko drobnym incydentem bez większego znaczenia. Okaleczy może kilkadziesiąt, kilkaset lub kilka tysięcy osób. Tego oczywiście bagatelizować nie wolno. Ale politycy są od „Mocarza” groźniejsi, bo swoim upartym trwaniem przy zakazach i represjach okaleczają całe społeczeństwa. Jacek Żakowski - http://zakowski.blog.polityka.pl/2015/07/14/to-nie-mocarz-zabija/
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Witamina B kompleks w dupe i wroci do zdrowia! Na pewno!!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...