Zawsze miałem scysje z personelem, że nie mam ochraniaczy - szczególnie zimą - nie dało ich się nałożyć na buty nr 47. Jak na mnie krzyczeli, wyciągałem paczkę ochraniaczy i przy personelu wkładałem, tzn. rozrywałem je na podeszwie.
|
|
szpitale ustawowo są zobowiązane dostarczyc środków, higienicznych( a czy do nich w tym wypadku nie należą ochraniacze), Karta Praw Pacjenta gwarantuje pswobodny dostęp do kontaktów z najbliższymi( taki światowy standard, i nikt tam nie wymaga ochraniaczy!!!, wyjątek stanowią okoliczności określone(np epidemie) przez głownego inspektora senitarnego(a nie dowolnośc w interpretacji przepisów , a tu chodzi o pieniądze/i, bądz sprawianie wrażenia że "brud w szpitalu jest czysty" bo go gołym okiem nie widac).Należy się zastanowic czy nie mamy tu doczynienia z ŁAMANIEM PRAW PACJENTA, czy nie jest to zjawisko powszechne w naszym kraju!!!!!!!!!!!!, zapraszam do lektury
|
|
Majo słuszną rację, ci ochraniacze to straszne gbury. Chociarz niekturzy są przystojni i dobże zbudowani i mają takie duże pistolety ....
|
|
Rynek automatów sprzedających
ochraniacze został podzielony między
trzech potentatów. Największym z
nich jest polski oddział amerykańskiej
firmy Adrich Vending International z siedzibą
w Ciechanowie. Pozostałe dwie
firmy mają swoje siedziby w Krakowie
i Szczecinie. Adrich opanował niemal
połowę polskich szpitali. Przedstawiciel
firmy stwierdza: - obsługujemy 330
szpitali w całym kraju i jest to chyba
szczyt możliwości, bo rynek został już
nasycony. Teraz problemem będzie przekonanie
użytkowników ochraniaczy, aby
nie używali ich wielokrotnie.
Pewne jak w banku
Pozostali dwaj konkurenci Adricha
podzielili między siebie ok. 180 szpitali.
Reszta należy do drobnicy. - rynek
sprzedaży vendlingowej (z automatu
- przyp. red.) w branży ochraniaczy
na obudowie jest zupełnie nie rozpoznawalny.
Wiadomo, że jest na nim
kilka dużych firm, jednak pojawiają się
coraz to nowe. Ostatnio do szpitali w południowej
Polsce 300 automatów wstawiła
nikomu nieznana firma. Oznacza
to jednak, że tym rynkiem interesuje się
wiele przedsiębiorstw - stwierdza Joanna
Pieńczykowska z Vending Business
Forum.
Zainteresowaniu trudno się dziwić.
Sprzedaż ochraniaczy to biznes wart
kilkadziesiąt milionów złotych rocznie.
Interes pewny jak w banku ,
bo kupowanie ochraniaczy na buty
stało się niemal obligatoryjne, a ich
cena wynosi 1-2 zł. Paradoks polega na
tym, że zarabiają na nich nie szpitale, a
prywatni właściciele automatów.
Pozorna higiena
W 790 polskich szpitalach funkcjonuje
blisko 3 tys. oddziałów. Przy zało-
- Używanie w szpitalach ochraniaczy na obuwie dla
osób odwiedzających to typowy standard polskiej
głupoty. Nie ma żadnych przepisów, które by do
tego zobowiązywały, a ochrona higieniczna jest pozorna
- stwierdza dr Paweł Grzesiowski, przewodniczący
Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa.
żeniu, że jednego dnia każdego z dziesięciu
pacjentów na oddziale odwiedza
tylko jedna osoba, firmy , które podzieliły
między siebie rynek, zarabiają rocznie
ponad 20 mln zł. Tylko na sprzedaży
ochraniaczy. Do tego trzeba doliczyć
zyski z reklam umieszczonych na automatach.
Szpital zarabia na tym tyle, ile
wynosi koszt wynajmu powierzchni, na
której zainstalowano urządzenie. Przeciętnie,
przy założeniu, że w szpitalu
jest ok. 10 oddziałów, jest to ok. 600 zł
miesięcznie. Rocznie wszystkie polskie
szpitale zarabiają na automatach ponad
0,5 mln zł. Ponad 300 razy mniej niż
wynoszą zyski prywatnych właścicieli
automatów. - To oczywiste, że większe
profity mają firmy. My jednak nie możemy
instalować tych urządzeń, bo naszym
celem nie jest zarabianie na ochraniaczach,
a leczenie ludzi. Oczywiście są
pewne korzyści. Łatwiej nam utrzymać
porządek, jeśli chodzi o zanieczyszczenia
mechaniczne. Problemem na pewno
jest to , ze wielu odwiedzających używa
tych ochraniaczy wielokrotnie - stwierdza
dyrektor Krystyna Mackiewicz ze
Szpitala Klinicznego im. Heliodora
Święcickiego Akademii Medycznej w
Poznaniu.
Nieprzepisowy obowiązek
W większości szpitali Europy Zachodniej
nie ma obowiązku używania
ochraniaczy. Podstawową ochroną
przed zanieczyszczeniami mechanicznymi
są trzystopniowe wycieraczki
o różnej gęstości włosia, które skutecznie
usuwają brud z obuwia. - Jedynym
rezultatem tego pozornego dbania o higienę
jest oszczędzanie na robocie sprzątaczki.
Proszę się przyjrzeć, co ludzie
zwykle robią z kupowanymi ochraniaczami.
Większość, jeżeli zamierza wrócić
do szpitala, chowa je do torebek. W ten
sposób flora bakteryjna jest wynoszona
na zewnątrz. Nie ma to nic wspólnego
z kontrolą zakażeń szpitalnych, a wręcz
przeciwnie. Taki proceder jest zabroniony
wszędzie na świecie. U nas jednak
pełni rolę substytutu prawdziwie skutecznych
działań - mówi prof. Waleria
Hryniewicz, kierownik Zespołu Badań
Mikrobiologicznych w Narodowym Instytucie
Zdrowia Publicznego. - Dlatego
stwierdziliśmy, że używanie ochraniaczy
jest bezzasadne. Grupa ds. zakażeń szpitalnych
działająca w naszym Centrum
stwierdziła, że poprawiają one stan
higieny niebakteryjnej, ale w żadnym
stopniu nie zabezpieczają przed innego
rodzaju zakażeniami. Dlatego znieśliśmy
obowiązek noszenia ochraniaczy
na buty. Jedynym miejscem, w którym
utrzymaliśmy obowiązek ich zakładania
, jest oddział intensywnej terapii
- dodaje dr Piotr Siedlecki z Centrum
Onkologii w Warszawie.
Z kolei jeden z dyrektorów szpitali
stwierdził: - Jeśli używamy ochraniaczy
na buty, należałoby odwiedzających
ubierać w sterylną odzież od stóp do
głów. Przecież na ubraniach roi się od
zarazków i bakterii. Co gorsza, osoby
niezamożne używają ochraniaczy wielokrotnie,
wynosząc zarazki szpitalne do
swoich domów. - A dr Paweł Grzesiowski
dodaje: - Spotkałem się z przypadkiem,
że w używane ochraniacze były
pakowane słoiki z żywnością.
Mimo absurdalności wyłącznie polskiego
zwyczaju używanie ochraniaczy
gorąco popierają urzędnicy. W broszurce
wydanej przez Państwową Inspekcję
Pracy w 2003 r. można przeczytać, że
jeśli istnieje niebezpieczeństwo skażenia
podłogi, trzeba nosić jednorazowe
nieprzemakalne ochraniacze na buty.
- to dowód, że najlepiej zarabia się
na głupocie. Ochraniacze dają jeden
efekt: wizualny. Na pewno nie ma to
nic wspólnego z higieną - komentuje
dr Grzesiowski.
Jacek Szczêsny/Higiena Szpitalna 2005
|
|
Uważam,że ochraniacze w szpitalach to pomyłka. nawet Jak sa używane zgodnie z przeznaczeniem to i tak sś źrółem zarazków wynoszonych ze szpitala. Można nie chowac ich do torebek w celu wielokrotnego wykorzystania, wystarczy zdjąć je raz i wyrzucic, do kosza tylko gdzie umyć ręce po tej czynności. Jednym słowem i tak na rękach wynosimy choroby. Może lepiej zastosowac maty jak w kurchnikach przy ptasiej grypie.
|
|
Widziałem na targach rozwiązanie dla szpitali – urządzenie to GaloMat – wyłącznie jednorazowe foliowanie butów w dodatku bez używania rąk
Można to zobaczyć na youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=NfBSqIl_WWc
|
|
|
|
Jeśli chodzi o jednorazowość to widziałam maszynę do foliowania obuwia. Nazywa się Galomat
|
|
Nijaki Adam Walas, wspolwlasciciel Adrich(firmy fikcyjnie zarejestrowanej w stanach)przewalal swojego wspolnika Ryszarda, ktory traktowal go jak brata, na miljony dolarow.
Dzis Ryszard nie zyje a Adam buduje dom w Costa Rica.
|
|
widziałem galomat w szpitalu na inflanckiej - super sprawa narescie jednorazowa ochrona !!! nie lubie wchodzic do sypialni w butach a ludzie robia to w szpitalach odwiedzając swoich bliskich |
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|