no w tym roku festiwal zrobil sie benefisem dudzinskiego, spotkanie stalo sie pretekstem do snucia wspomnien i opowiesci o tej osobowosci i jego emanacji... o tym jak prowokowal do robienia sztuki, jak walczyl z banalem i komercha. wszyscysmy sie nostalgicznie snuli a to patrzac na zdjecia, a to na filmiki, a to na tańce z ogniem, a to na występki. przy ogniowych tancach zrobilo sie troche nawet buntowniczo, jakis intruz- samochod - zostal przez widzow fortalicyjnych wygwizdany i "ograny" jako nietakt. nawet sie niekiedy spłakalismy procz wspominek i nostalgii bylo kilka incydentow 'sztuki", malych poruszen raz- sew dudzinska, pieknie wystylizowana, obca, cala w bieli, jakas taka wzruszająca w swojej alienacji... patrzaca kocimi oczami smutno i niepokojąco w oczy widzów.... wogole dziewczyny sie w sobote stylizowaly. natalia rzezniak miala inny klimat, bardziej organiczny, niz kosmiczny, - w swoim tańcu powiedziałabym 'kozim" (miala maske baby jagi czy cos takiego, nie widzialam dobrze z daleka...) drugie - sambor, ktory spiewal hymn o milosci w otoczeniu pozostalych po happeningu mazzola dmuchanych lalek. no reflesje dysonans poznawczny i zderzenie tych jakosci na prawde fajnie prowokowalo... ja np patrzylam na scierajace sie "nagle" dwie jakosci widza. jeden, wsluchujacy sie i kontemplujacy slowa i muzyke, drugi - rozbawiony wlasnym podnieceniem na widok plastikowych wagin, ... no ja np pierwszy raz na zywo widzialam plastikowe lalki dmuchane. "mezczyzni sa na prawde mistykami, mowie - skoro potrafia zobaczyc cos w niczym" spoleczenstwo kontemplujace hymn o milosci a z drugiej teskniace za 'profanum", zbiegajace sie natychmiast na haslo 'cycki na rynku", to jednak obraz pewnego obłędu... nie wiem czy dzicy w amazonii zbiegali by sie zachęceni plastikowymi cycami... juz szybciej chyba skusiliby sie na dzwieki zjdnoczonych sil, ktore trwaly i trwaly, w ostatniej nieco rozpaczliwej ekstazie spiewu i tumultu brzmieniowego na mnie najlepiej zadzialala medytacja chopinowska. przestrzen rynku stala sie cala scena i oltarzem jakiejs modlitwy, jakiejs tęsknoty, ... zupelnie odlotowe doznanie, przechadzac sie w deszczu uliczkami starowki, w powietrzu oddychajacym fortepianem, brzmieniem, wybrzmieniem, jakby powiewy wiatru przynosily echo kilku koncertow chopinowskich jednoczesnie.... mam lekkiego kaca wiec nie bede sie rozpisywac benefis sie udal... moze sie rozpocznie faza martyrologii dudzinskiego... wielkiej straty srodowiska artystycznego zamoscia...
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz