Twarda walka i zwycięstwo. Orlęta Radzyń Podl. - Resovia Rzeszów 1:0 Dzisiejszy pojedynek radzyńskich Orląt z Resovią zapowiadany był jako spotkanie niezwykle istotne w kontekście dalszej walki o nową II ligę - wszak obie ekipy dzielił w tabeli zaledwie jeden punkt. Zarówno jedni, jak i drudzy bardzo wzięli sobie do serca fakt, iż mecz ma dość duży ciężar gatunkowy. Na boisku dominowała dziś twarda walka o każdy metr, zaś już od początku wiadomo było, że kto strzeli pierwszy, ten wygra. Pomimo bardzo niewielu dogodnych okazji jedynego gola zdołali zdobyć miejscowi, dzięki czemu ich przewaga nad Resovią wynosi już 4 punkty. Jaki będzie finalny efekt walki radzynian o wyższą klasę rozgrywkową - tego nie wiadomo, lecz nie ulega wątpliwości, że aby się w niej znaleźć, należy grać zawsze z taką determinacją jak dzisiaj. Pojedynek zespołów sąsiadujących ze sobą w tabeli i ładna, słoneczna pogoda sprawiły, że na trybunach radzyńskiego obiektu zasiadło dziś około 900 widzów. Wśród nich nie zabrakło także kilkudziesięcioosobowej grupki kibiców Resovii. Już początek pojedynku na znakomicie przygotowanej płycie boiska Orląt zapowiadał, że nikt w tym spotkaniu nie zamierza odstawiać nogi ani liczyć na szczęście. Oba zespoły zabrały się ostro do pracy, nastawiając się na twardą walkę. Dzięki takiej postawie piłkarzy publiczność oglądała w początkowym fragmencie meczu ciekawe zawody. Już w 3. minucie z lewej flanki zacentrował aktywny Dawid Neścior, podając na przeciwległą stronę karnego do Marcina Chyły. Były gracz Górnika Zabrze uderzył mocno z pierwszej piłki, lecz jego próba poszybowała ponad bramką. Resovia szybko skontrowała, stwarzając sobie od razu najdogodniejszą okazję w całym spotkaniu. Z prawej strony centrował Sławomir Rozborski i uczynił to tak, że futbolówka spadłą wprost na głowę stojącego na 5. metrze Jarosława Białka. Gracz gości strzelił głową, lecz bardzo dobrą interwencją popisał się w tej sytuacji Krzysztof Stężała, wygarniając jeszcze za chwilę piłkę spod nóg próbującego dobijać swój strzał rzeszowianina. Gdyby Resovia zdobyła gola, spotkanie mogło potoczyć się zupełnie inaczej... Stało się jednak, jak się stało i na tablicy świetlnej wciąż widniał rezultat 0:0. Przyjezdni nie zrazili się jednak ani trochę zmarnowaną "setką" i nadal z pasją atakowali. W 9. minucie Białek ponownie wystąpił w roli głównej, tym razem uderzając z około 20 metrów obok słupka, natomiast trzy minuty później z prawej strony z dystansu półgórny strzał oddał Kamil Walaszczyk - piłka nieznacznie minęła radzyńską bramkę. Resovia kontrolowała sytuację, grając bardzo dobrze w środku pola i narzucając Orlętom swoje warunki. Sił i animuszu rzeszowianom starczyło na około 20 minut. W 19. minucie, po dłuższej przerwie, na przedpole gości przedostali się gospodarze. "Główka" Neściora nie mogła w żaden sposób zagrozić Marcinowi Pietryce, lecz był to pierwszy sygnał, że mecz nieco się wyrównuje, a miejscowi powoli otrząsają się z przewagi piłkarzy popularnej "Malty". Przez kolejne 20 minut na boisku nie działo się właściwie nic godnego uwagi. Obie ekipy walczyły z wielkim zaangażowaniem, lecz sytuacji bramkowych nie stwarzały sobie zupełnie. Centry w pole karne padały łupem bramkarzy lub obrońców, zaś większość akcji zatrzymywała się na linii 16. metra. Niemoc w ofensywie próbował dopiero w 40. minucie przełamać Damian Panek - z prawej strony z wolnego wrzucał Rafał Borysiuk, po czym napastnik radzynian uderzył z kilkunastu metrów głową, przenosząc piłkę nad poprzeczką. Chwilę później z dystansu nieclenie huknął Krzysztof Butryn, zaś po drugiej stronie boiska niemal identycznie wyglądała próba z 44. minuty w wykonaniu Kamila Walaszczyka. Sędzia nie przedłużył pierwszej odsłony ani o minutę, chyba widząc równie dobrze jak wszyscy kibice, że nic ciekawego już się nie wydarzy. Podsumowując - walka, walka i jeszcze raz walka. Początek dość zdecydowanie dla Resovii, która stwarza sobie bardzo dogodną okazję, potem zaś wyrównana gra z obu stron, głównie w środku pola. Pierwsze minuty drugiej połówki wyglądały identycznie jak końcówka pierwszej. Obie ekipy walczyły, lecz z kreatywnością w szeregach ofensywnych było już dużo gorzej. W 49. minucie rzut wolny z lewej strony wykonywał Borysiuk, po czym stojący przy krótkim słupku Marek Kusiak wyręczył Pietrykę, wybijając piłkę w pole. Goście mają rzut rożny i finalizują go lekkim i sygnalizowanym strzałem głową Neściora. Chwilę później w szeregach obronnych Orląt powstaje zamieszanie - futbolówka odbija się kolejno od Artura Iwana i Damiana Pietronia, lecz na szczęście dla miejscowych Stężała jest na posterunku i niebezpieczeństwo zostaje zażegnane. Kolejnymi próbami w wykonaniu obu drużyn były strzały z dystansu, lecz zarówno ten Bartosza Madei, jak i Rafała Borysiuka zostały wyłapane przez bramkarzy. W 56. minucie w polu karnym gospodarzy dobrze odnalazł się Jarosław Białek, lecz został w ostatniej chwili zablokowany. Odpowiedź Orląt okazała się piorunująca. Lewą flanką pomknął Damian Panek, zszedł do linii końcowej i zagrał w "szesnastkę". Na trybunach słychać było po chwili jęk zawodu, gdy w piłkę nie pocelował Dawid Neścior, lecz już kilka sekund później zapanowała powszechna radość - futbolówka trafiła pod nogi Marcina Chyły, a ten ze stoickim spokojem ulokował ją z kilku metrów w siatce. W Radzyniu Orlęta prowadzą 1:0. Strzelec gola nie mógł niestety cieszyć się zbytnio z bramki. Przy strzale Chyła stanął tak nieszczęśliwie, że ze skręconą kostką musiał jeszcze przed wznowieniem gry od środka opuścić boisko. Jego miejsce na prawym skrzydle zajął Mateusz Bojarczuk. W 63. minucie niewiele natomiast zabrakło, by miejscowi podwyższyli prowadzenie. Po wrzucie z autu z lewej strony do piłki minimalnie spóźnił się w polu karnym Krzysztof Butryn. Resovia otrząsnęła się po stracie gola dopiero po około 10 minutach, kiedy to głową uderzał Marek Kusiak. Doświadczony obrońca uczynił to jednak zbyt lekko. Radzynianie odpowiedzieli już minutę później. Wprowadzony na plac gry Bojarczuk mocno wstrzelił piłkę z lewej flanki, lecz w "szesnastce" nie zdołał dobrze w nią trafić Neścior. Dwie minuty po tej sytuacji Borysiuk uderzał niecelnie z dystansu. W 74. minucie dużo lepiej wyglądała za to próba z daleka w wykonaniu Witolda Jakubowskiego. Rzeszowianin strzelił mocno i celnie, lecz wprost w rękawice Stężały. Końcówka spotkania to ataki przyjezdnych, którym jednak wyraźnie brakowało koncepcji na sforsowanie szeregów obronnych drużyny z Radzynia. Sporo ożywienia w grę gości wniósł wprowadzony z ławki Jakubowski, ale a
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz