Ostatnio toczy się w naszym kraju dyskusja czy ustawowo zagwarantować 50 % miejsc w organach państwowych kobietom. Przysłuchując się dyskusji zastanawiam się o co tak naprawdę chodzi? O co tak naprawdę walczą kobiety,czy w wolnym demokratycznym kraju muszą obowiązywać jakieś parytety? To prawda, że w sejmie czy senacie mamy za mało kobiet, tylko pytanie czyja to wina. O ile znam prawo wyborcze to w wyborach do senatu nie obowiązują żadne listy partyjne. Skoro tak,to dlaczego mamy tak mało kobiet? Przecież takie panie jak Magdalena Środa, Henryka Bochniarz czy Jolanta Szymanek Deresz mogą wystartować i zmierzyć się w sposób uczciwy z mężczyznami. Dlaczego tego nie robią? Mieliśmy nie tak dawno Partię Kobiet, gdzie na listach przeważały kobiety. Poparcie było znikome. Czy chęć wprowadzenia parytetów to nie jest próba wprowadzenia paru towarzyszek tylnymi drzwiami do organów państwowych, w myśl zasady: nieważne kim się jest ważne,że kobietą. Drogie Panie, szanuję was bardzo. W ostatnich wyborach krajowych i do euro parlamentu głosowałem na kandydatki z list PO. I nie dlatego,że były kobietami ale dlatego,że miały więdzę,wykształcenie,potencjał potrzebny ddo godnego reprezentowania nas-wyborców w tych organach o jakim nie jeden mężczyzna może tylko pomarzyć. Nie doprowadzajcie do tego, że wielu wyborców przestanie mieć do was szacunek za to,że siłą coś się nam narzuca. Jedynym sposobem na zmianę tego stanu rzeczy jest edukacja i tylko ona jest w stanie odwrócić ten trend!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz