
Gdyby szefowie lubelskiej policji posłuchali rozkazu komendy głównej, nie dochodziłoby do ekscesów seksualnych w izbie zatrzymań.

Wszystko zaczęło się w lutym 2007 r. Studentka farmacji trafiła pijana do Pomieszczenia dla Osób Zatrzymanych w Lublinie. Po wyjściu na wolność oskarżyła jednego z funkcjonariuszy o gwałt. W kwietniu br. ruszył proces Grzegorza K., byłego już policjanta. Ma dziewięć zarzutów. Prokuratorzy znaleźli inne kobiety, które miał molestować. Dziennik Wschodni odkrył, że sytuacja w policyjnej izbie zatrzymań mogła sprzyjać ekscesom seksualnym.
Pisaliśmy, że w PDOZ służyło za mało policjantów. Korytarza, z którego wchodzi się do cel, pilnował tylko jeden. Tymczasem komendant główny policji już 14 lat temu nakazał (rozkaz 7/94): nadzór nad osobami zatrzymanymi lub doprowadzonymi do wytrzeźwienia sprawuje przynajmniej dwóch funkcjonariuszy. A w nocy do celi wchodzą przynajmniej dwaj policjanci.
- Przepisy wymagały, żeby w PDOZ służyło czterech policjantów i tylu było - tłumaczył wtedy Witold Laskowski, ówczesny rzecznik komendanta miejskiego policji w Lublinie.
Jednak nasze informacje jednoznacznie potwierdziło śledztwo Prokuratury Rejonowej w Chełmie. W grafikach służby wpisywano czterech policjantów, ale jeden zazwyczaj miał wolne, drugi nadzorował Areszt Deportacyjny, trzeci był dowódcą zmiany, a na izbę przypadał tylko jeden funkcjonariusz. Musiał upilnować 60-70 zatrzymanych na dobę.
"Dowódca zmiany nie miał praktycznie żadnych możliwości kontrolowania pracy dwóch pozostałych policjantów” - ustalił prokurator. Był m.in. obłożony robotą papierkową, a nawet wydawał jedzenie zatrzymanym.
O sytuacji w izbie wiedziało kierownictwo komendy miejskiej. Policjanci z PDOZ wiele razy informowali o nieprawidłowościach. Jednak odpowiedzialni za niedopełnienie obowiązków nie poniosą kary. Chełmska prokuratura umorzyła bowiem śledztwo.
- Nie mam dowodów, że ktoś z przełożonych celowo i rozmyślnie dopuścił się zaniedbań, żeby umożliwić działanie oskarżonemu - tłumaczy prowadząca śledztwo prokurator Marzena Kucińska. Przyznaje, że nie widziała też powodu, żeby przesłuchać ówczesnego komendanta miejskiego Zygmunta Sitarskiego.
Komentarze 4
Sami pokazują jacy są sprawiedliwi... Kobiecie się stała krzywda... nie miała nawet jak uciekać, bronić się... ale czyja to wina? niczyja... ale gdyby nie mialo to miejsca na komendzie, wszyscy w koło byli by winni... Powinniście dbać o bezpieczeństwo pedały a szczególnie w swoich placówkach a Wy co? wynagrodzenia za wsadzanie niewinnych ludzi to wam sie należą ale wam samym prawo łamać wolno! I jak w tym kraju czuć się bezpiecznie skoro rządzi tu legalna mafia...?
Sami pokazują jacy są sprawiedliwi... Kobiecie się stała krzywda... nie miała nawet jak uciekać, bronić się... ale czyja to wina? niczyja... ale gdyby nie mialo to miejsca na komendzie, wszyscy w koło byli by winni... Powinniście dbać o bezpieczeństwo pedały a szczególnie w swoich placówkach a Wy co? wynagrodzenia za wsadzanie niewinnych ludzi to wam sie należą ale wam samym prawo łamać wolno! I jak w tym kraju czuć się bezpiecznie skoro rządzi tu legalna mafia...?