Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

28 marca 2002 r.
16:36
Edytuj ten wpis

Księga życia Pana Boga (1)

0 0 A A

- Przez wieś, na furmankach, jechali jacyś ludzie całymi rodzinami. Mieli broń i strzelali do wszystkich, których spotkali na drodze. Zabili kilkudziesięciu ludzi. Wśród nich mamusię i Karolcię, i Józia,
i najmłodszego Michasia...

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Grobowiecśmy pobudowali ze trzy lata temu. Ale nie taki z lastryka, co go i żołądź z cmentarnego dębu wytłucze i deszcz cement wymyje. Z marmuru jest, solidny na dwie kwatery. Dla mnie i dla Kaźmierza. Choć on i chodzić tam nie lubi, żeby nie kusić losu. A przecież na każdego przyjdzie kiedyś kolej. Każdemu śmierć pisana. Tylko, że zawsze chciałam zdążyć przed Panem Bogiem wychować dzieci. Żeby dorosły, poszły na swoje, nie wycierały cudzych kątów. No i Pan Bóg mnie wysłuchał. Dzieci dorosły, mają swoje dzieci, te dzieci mają już swoje dzieci... I tylko czasem, jak patrzę na ganiające po obejściu prawnuki, tak mnie coś za gardło chwyci i puścić nie chce. Bo mi zaraz przed oczami stają i Józio, i Michaś, i Karolcia, i mamusia za nimi w takiej jasnej, kwiecistej spódnicy. Oczy się wtedy szklane robią, jakby wiatr zawiał. To kułakiem łzę zduszę i szeptem modlitwę zmówię...
Rodziliśmy się Jaworscy w tym Chłaniowie koło Krasnegostawu prawie przez całą niepodległą Rzeczpospolitą. Bo tak: w dwudziestym piątym przyszła na świat Karolcia, w dwudziestym ósmym Pan Bóg pobłogosławił i urodziłam się ja, czyli Wiktoria. A później to już same chłopaki: w trzydziestym pierwszym Walduś, w trzydziestym czwartym Józio i w trzydziestym dziewiątym, jak się już miało na wojnę, najmłodszy - Michaś.
Bogaczami nigdy nie byliśmy, ale te dziesięć mórg ziemi wystarczało, żeby bieda nie zaglądała nam do garnka. W oborze porykiwały dwie krowy, obok w oddzielonym kącie, tuczyło się zawsze kilka świń, a i w stajni, odkąd tylko tam zaczęłam zaglądać, słyszałam parskanie gniadego. Ot i cały dobytek. Tyle że rodzice byli gospodarni. Jak się nieraz coś za gotowy grosz sprzedało, to, pamiętam, jak mama w kuchni pieniądze na kupki dzieliła: to na cukier, to na sól, to na naftę, to na buty dla któregoś z nas. Zawsze sprawiedliwie, zawsze tak, żeby na wszystko starczyło. Bo

w domu rządziła mama.

Ale nie tak z hałasem, z przytupem jak w tańcu, żeby wszyscy wiedzieli, że ona tu pani na gospodarce. Mama rządziła mądrze, po cichu, ale z chłopskim uporem. A tata we wszystkim jej pomagał, niczego nie odmówił, zawsze ustępował. Nieraz słyszałam, jak mówił: - Siądź Zosieńko, narobiłaś się dzisiaj jak ten koń, to teraz ja za ciebie zrobię... I leciał zadać krowom, świniom, koniowi. Żeby to nasze matczysko za bardzo się nie uszargało. Ale obrządził i zaraz coś go gnało na wieś. Teatrzyk zrobić, jasełka przygotować, nauczycielowi świadectwa pomóc wypisywać. Taki, jak mówili w Chłaniowie, wiciowiec był. I mama nigdy złego słowa nie powiedziała, że nie było go w domu nieraz całymi dniami. Zawsze: - Tadzieńku to, Tadzieńku tamto... Jakby dopiero wczoraj ksiądz im stułę na splecione ręce położył. Później, już po latach, myślałam, że może za dużo tego szczęścia było, że

oni się tak kochali, a my byliśmy szczęśliwi.

Ale zaraz się beształam, że chcę Panu Bogu w księgę życia zaglądać, wyroki Jego na ludzki rozum przekładać.
Wtedy cieszyłam się każdym dniem, chociaż większość z nich spędziłam przy pasieniu krów i ucieraniu nosa młodszemu rodzeństwu. Bo i przedwojenne radości i smutki wyglądały inaczej. Pamiętam, miałam taką zieloną wełnianą sukienkę, w którą mama ubrała mnie w niedzielne przedpołudnie, a pies sąsiadów, bez oglądania się na dzień święty, pogryzł mnie i poszarpał ubranie. To tak płakałam już nie z tego bólu, ale z żalu po zniszczonej sukience.
A radość największa była w Wigilię, jak się ubierało choinkę. Mama kładła na to zielone drzewko łańcuch ze słomy i bibuły, bombki z papieru i ptaszki robione z wydmuszek i kolorowych ścinków. I później świąteczny stół. Najpierw barszczyk z uszkami, nadziewanymi kapustą i grzybami, ryba, bigos i słodkości, na które wszyscy czekaliśmy najbardziej. Taką ostatnią Wigilię zapamiętałam tuż przed wojną. Przy stole na zwieńczeniu mama i tata, dalej sąsiedzi i nasza trzódka dzieciaków. Ostatni raz widziałam wtedy tak roześmianych i radosnych rodziców.

Przyszedł sierpień trzydziestego dziewiątego roku

i tatę powołali do wojska. Był plutonowym w żandarmerii i służył w Krasnymstawie. Już po wybuchu wojny, we wrześniu, pojechałyśmy z mamą do tatusia. I mama tak strasznie płakała, że i mówić nie mogła. Tylko tuliła się do taty, przygarniając mnie drugą ręką do spódnicy. Tata głaskał mnie po głowie, całował i uspokajał mamę, że wojna się niedługo skończy, i że znowu będziemy razem w domu. Mówił to jednak tak jakoś dziwnie, bez przekonania, bo głos mu drżał, jak nie na wiejskich jasełkach, kiedy grzmiał Herodowym basem. Rodzice

nie zobaczyli się już nigdy w życiu.

Wróciliśmy do Chłaniowa, a o tacie na blisko półtora roku słuch zaginął. Dopiero gdzieś pod koniec 1940 roku, a może na początku 1941 przyszedł od taty list z Równego. Taka mała pożółkła karteczka, zapisana drobnym makiem. Ale literki były równiutkie jak wojsko w szeregu. Zdań było tylko kilka, a mama czytała je raz za razem jak jakąś świętość, jak książeczkę do nabożeństwa:
"Kochana Zosieńko, ja żyję, jestem zdrów i cały. Pozdrów sąsiadów i księdza proboszcza. Całuję cię mocno. Ucałuj także dzieciaki. Twój Tadzinek.”
Nic więcej - gdzie jest, jak żyje, czy ma co jeść? Tylko domyślaliśmy się, że jest w niewoli sowieckiej, i że nie pozwolili mu napisać prawdy. Wszyscy tego dnia skakaliśmy ze szczęścia, że tata żyje, myśli o nas. Odpisać na list taty mama jednak nie mogła. Adresu zwrotnego nie znalazła.

Później już było tylko gorzej

Bieda zaglądała do okien. Coraz trudniej było samotnej kobiecie z pięciorgiem dzieci związać koniec z końcem. Niemcy zabierali prawie wszystko, co się uchowało w oborze i nieraz trzeba było uciekać do lasu z krową i koniem, bo rabowali jak popadnie. Najważniejsze jednak, że byliśmy nadal razem. Wprawdzie bez taty, ale przylepieni do maminej spódnicy, jak nie przymierzając papierki do choinkowych wydmuszek. Jedynie święta już nie były takie, jak przed laty. Smutne, ciche, a i głos nie rozchodził się wśród nocnej ciszy po dawnemu. Mama często siedziała w oknie i ukradkiem wycierała łzy z twarzy, uśmiechając się do nas szklanym wzrokiem. Raz jeszcze tylko tańczyła po izbie ze szczęścia, jak mała dziewczynka, która dostała lizaka.
Tata odezwał się z głębi Rosji z jakiegoś obozu pod koniec 1941 roku. I znowu kilka pocieszających zdań: że żyje, że myśli, całuje.

To był ostatni list od taty

Mama myślała, że umarł, bo i w domu coraz rzadziej go wspominała. Tylko mały Józio czasami dopytywał się, kiedy tata wsadzi go znowu na konika.
Lata mijały, a myśmy z trudem wiązali koniec z końcem. Nieraz z głodu śniły mi się wigilijne uszka. I jak się wtedy budziłam, to tak sobie myślałam, że już gorzej nam być nie może. Bez taty i z codziennym strachem. Przyjdą Niemcy i jeszcze to ostatnie ciele z obory zabiorą. Ale wojna się powoli kończyła i wszyscy we wsi z coraz większą nadzieją wychodzili w pole. A i żniwowało się z myślą, że to może już ostatni raz kosa w rękach, a dusza na ramieniu.
Tak było do lata czterdziestego czwartego roku. W sobotę 22 lipca partyzanci zastrzelili dwóch Niemców, a trzeciego ciężko ranili. Mama, jak się dowiedziała o tym, to zaraz kazała mi z koniem i krową uciekać do lasu, bo bała się stracić resztę dobytku. Sama z resztą rodzeństwa została na gospodarstwie. W lesie przesiedziałam z innymi sąsiadami sześć dni. Ale na drugi dzień tak mnie coś tknęło, żeby pójść do domu i zobaczyć, co się tam dzieje, bo ze wsi słyszeliśmy, jak ktoś strzela. I szłam do tej naszej chałupy pod strachem, i patrzyłam, a wokoło nie było żywego ducha. W obejściu pustka, w domu tylko porozrzucane sprzęty, powywlekane ubrania, powybijane szyby. Mamusi, Karolci, Waldusia, Józia i Michasia nie było. Rozglądałam się i rozglądałam, a w gardle już wzbierała suchość. Serce waliło mi jak młotem, ale jeszcze wtedy nie dopuszczałam do siebie tego najgorszego, najczarniejszego. Jeszcze miałam nadzieję, że może gdzieś z kąta wyskoczy najmniejszy Michaś i krzyknie jak zawsze: "Wikcia, Witunia!”. Nic.
Wyszłam z domu i powoli, jakby otumaniona, wracałam do lasu. Raptem zza płotu wytoczyła się zakrwawiona sąsiadka i tak spojrzała na mnie żałośnie, i z takim przerażającym piskiem zaczęła krzyczeć:

\"Jak ty, sieroto, teraz będziesz żyła?!”.

I coś jeszcze krzyczała, że oprócz mamusi zabili i Karolcię, i Józia, i najmłodszego Michasia... Do mnie nic nie docierało. Ogarnęła mnie taka jakaś cichość, aż w uszach zaczęło mi dzwonić. I tak dzwoniło, dzwoniło, że nawet nie potrafiłam wyszeptać tych kilku słów modlitwy z prośbą o wieczne odpoczywanie. Na końcu zemdlałam.
Jak otworzyłam oczy, to byłam z powrotem w lesie. Jeszcze jakby w zaświatach, ale już słyszałam, co sąsiedzi mówili o mordowaniu ludzi w Chłaniowie. Że przez wieś, na furmankach, jechali jacyś ludzie całymi rodzinami. Mieli broń i strzelali do wszystkich, których spotkali na drodze, grabili i palili całe gospodarstwa. W ten dzień wymordowali kilkadziesiąt osób. Nigdy nie się dowiedziałam, kto to zrobił. Jedni mówili, że uciekający folksdojcze z rodzinami, inni nazywali ich "czarnymi”.•
Dokończenie za tydzień

Pozostałe informacje

Nowatorskie leczenie migotania przedsionków. Lubelscy lekarze pionierami w kraju
Foto/Wideo
galeria
film

Nowatorskie leczenie migotania przedsionków. Lubelscy lekarze pionierami w kraju

Kardiolodzy ze szpitala przy ul. Jaczewskiego przeprowadzili małoinwazyjną ablację techniką PFA. To pierwsze takie zabiegi w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej.

Bulla papieska z XVIII wieku i prawosławna ikona znalezione na Lubelszczyźnie
galeria

Bulla papieska z XVIII wieku i prawosławna ikona znalezione na Lubelszczyźnie

Wojewódzki konserwator zabytków pochwalił się kolejnymi cennymi znaleziskami z terenów naszego województwa . Jedno z nich należało do papieża, a drugie reprezentuje prawosławnych staroobrzędowców.

1,5 promila i parkowanie na przejściu. Wszystko w drodze na komendę

1,5 promila i parkowanie na przejściu. Wszystko w drodze na komendę

Pod komendę policji w Krasnymstawie przyjechał 49-latek, na którego był nałożony dozór policyjny. Zaparkował na wprost komendy. Na przejściu dla pieszych. Nie był trzeźwy.

Skrzydłowy Motoru wraca do gry

Skrzydłowy Motoru wraca do gry

Jacques Ndiaye będzie mógł pojawić się już na boisku podczas czwartkowego meczu Motoru Lublin z Chrobrym Głogów (godz. 18, na Arenie Lublin). Skrzydłowy z Senegalu, z powodu kontuzji pauzował od ponad miesiąca.

Agresja wśród młodzieży. Jak reagować i jak przeciwdziałać?

Agresja wśród młodzieży. Jak reagować i jak przeciwdziałać?

Stop agresji wśród młodzieży – to temat konferencji poświęconej sposobom zapobiegania sytuacjom konfliktowym w środowisku młodych osób. Spotkanie w piątek, 26 kwietnia, o godzinie 9 w siedzibie Urzędu Miasta Lublin przy ul. Spokojnej 2.

CSK zaprasza na spektakl „Z kapelusza”
28 kwietnia 2024, 18:00

CSK zaprasza na spektakl „Z kapelusza”

W najbliższą niedzielę na scenie Sali Operowej w lubelskim CSK z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca odbędzie się przedstawienie „Z kapelusza”.

Gabinety historii naturalnej Lublina. Nowa wystawa w Muzeum Józefa Czechowicza
25 kwietnia 2024, 18:00

Gabinety historii naturalnej Lublina. Nowa wystawa w Muzeum Józefa Czechowicza

Gabinety historii naturalnej Lublina to tytuł wystawy nawiązuje do ducha oświeceniowych gabinetów historii naturalnej i osobliwości przyrody. Otwarcie wystawy odbędzie się 25 kwietnia o godzinie 18 w lubelskim Muzeum Józefa Czechowicza.

Jak zdrowo się starzeć? O tym już w piątek na międzynarodowej konferencji
Patronat Dziennika Wschodniego
26 kwietnia 2024, 9:00

Jak zdrowo się starzeć? O tym już w piątek na międzynarodowej konferencji

Profilaktyka, choroby metaboliczne, rehabilitacja i zdrowe żywienie - takie tematy poruszą specjaliści podczas międzynarodowej konferencji „Healthy Aging”.

Od jutra zmiany w organizacji ruchu na Wallenroda

Od jutra zmiany w organizacji ruchu na Wallenroda

Od czwartku, 25 kwietnia, część ulicy Wallenroda zostanie zamknięta. Wszystko przez rozpoczęcie kolejnego etapu prac remontowych.

Aż 11 niewybuchów w Białej Podlaskiej. Saperzy jeszcze tu wrócą
pilne

Aż 11 niewybuchów w Białej Podlaskiej. Saperzy jeszcze tu wrócą

Przy ulicy Sidorskiej w Białej Podlaskiej znaleziono aż 11 niewybuchów. Saperzy zakończyli dziś pracę o godz. 16.30. Ale powrócą tu w piątek. Wówczas ponownie mieszkańcy będą ewakuowani.

Noc Kultury 2024: Neurony Miasta ożywią Lublin
galeria

Noc Kultury 2024: Neurony Miasta ożywią Lublin

Tegoroczna, 18. już edycja festiwalu Nocy Kultury odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę 1 i 2 czerwca. Poznaliśmy program tej imprezy. Będą się na niego składały projekty zgłoszone w otwartym naborze oraz wydarzenia specjalne Warsztatów Kultury.

Marta Wcisło jedynką z Lubelskiego do Europarlamentu. Dwójka dla Krzysztofa Grabczuka

Marta Wcisło jedynką z Lubelskiego do Europarlamentu. Dwójka dla Krzysztofa Grabczuka

Platforma Obywatelska przedstawiła swoich kandydatów do europarlamentu. Wśród nich jest Borys Budka, Dariusz Joński oraz lubelska posłanka, Marta Wcisło.

Bakterie coli w popularnym tatarze

Bakterie coli w popularnym tatarze

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące obecności bakterii Escherichia coli w partii tatara wołowego łukowskiej firmy

Kawa. Fakty i mity
WIDEO
film

Kawa. Fakty i mity

Wokół kawy narosło wiele mitów. Z pomocą dietetyka Macieja Pokarowskiego postanowiliśmy sprawdzić co z nich jest prawdą, a co nie.

Razer Viper V3 Pro: Mysz przetestowana przez e-sportowców

Razer Viper V3 Pro: Mysz przetestowana przez e-sportowców

53 gramy za 649 złotych. Tyle waży i tyle kosztuje myszka Razer Viper V3 Pro stworzona we współpracy z najlepszymi e-sportowymi graczami, takimi jak Zekken, mistrz i MVP ostatniego Valorant Champions Tour Masters Madrid.

ALARM24

Widzisz wypadek? Jesteś świadkiem niecodziennego zdarzenia?
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

Kliknij i dodaj swojego newsa!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium