Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik
Ty od tej sodomy ty debil jesteś!!!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
- Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się wmomencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła. ..... Profesor osunął się bezwładnie na krzesło. - Good night left side.
przypisywane Einstein-owi, całkowicie niezasadnie, osoba używająca ów zmyślonego cytatu strzela sobie w kolano.  a prymitywna pseudo logika aż boli w oczy.  nawet nie będąc ani matematykiem ani filozofem widać że jest to tzw fejk grubymi nićmi szyty
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Skąd taki wysyp bolszewickich trolli na tej stronie, czyżby w Lublinie było jakieś gniazdo? Próbowali od manifestu pkwn walczyć z wolnością wyznania, światopoglądu i ze wszystkimi pozostałymi wolnościami tego narodu. Teraz lewactwo i komuszczyzna zasilana europejskim groszem i światowej masonerii nadal walczy z narodem i jego religią, a poleznyje idioty opiat' naczinajut swoju propagandu, swołocz.
prześladują Kościół w Polsce, co ?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Katolicy ostatniej szansy DODANE 30.03.2005 21:48 Marcin Jakimowicz i Przemysław Kucharczyk GN 14/2005 | Dobry łotr, dobrym łotrem, ale pan nie znał mojego sąsiada! Rozbił rodzinę, łapówkarz, za komuny nakradł jak mało kto, łajdaczył się całymi dniami. I żeby taki człowiek przyjął pod koniec życia kapłana? No coś podobnego. Miłosierdzie Boże ma też jakieś granice! Benedyktyn o. Karol Meissner na rekolekcjach w Warszawie opowiadał przejmującą historię hitlerowca Rudolfa Hessa. Był znany jako prawa ręka samego Hitlera (nie należy go mylić z Rudolfem Hössem, komendantem obozu w Aus-chwitz). Siedząc w więzieniu, poprosił o długą spowiedź. Później kapłan miał odprawić Mszę świętą dla więźniów. Nie było ołtarza. Odprawimy ją na waszych dłoniach – zdecydował. Na czyich? Losujmy. Wypadło na Hessa.  Eucharystię sprawowano na dłoniach hi-tlerowca. Po kazaniu do zakrystii wpadły oburzone parafianki. „Ooo, tego przykładu mógł nam Ojciec oszczędzić!”. Hans Frank, generalny gubernator Generalnej Guberni, hitlerowski zbrodniarz, został skazany na szubienicę. Po ogłoszeniu wyroku pokiwał głową: „Śmierć przez powieszenie? Zasłużyłem na nią i spodziewałem się tego”. Do spowiednika zaś powiedział: „Dziękuję za dobre traktowanie w więzieniu. Proszę Boga o miłosierdzie”. Lekarze i strażnicy więzienni z Norymbergi opowiadają, że w ostatnich tygodniach życia nie rozstawał się z Biblią. Czy człowiek stający oko w oko ze śmiercią może decydować się na podobne gesty? A może właśnie wówczas widzi wszystko najwyraźniej? Czy działa tu zasada „jak trwoga to do Boga”? Niekoniecznie. Osądzony razem z Frankiem Julius Streicher, redaktor naczelny antysemickiego tygodnika „Der Stürmer”, stojąc pod szubienicą szyderczo zawołał: „Szczęśliwego Jom Kippur!”.„Święty Franciszek” krakowskiej cyganerii Piotr Skrzynecki, legenda Piwnicy pod Baranami, wolny jak ptak – był dobrym duchem krakowskiej cyganerii. Niezwiązany z żadnym Kościołem, z żadną konkretną formą kultu. Jazzman i perkusista popularnych Skaldów Jan Budziaszek, opowiada przejęty: „Piotr zmarł w niedzielę. Krystyna Zachwatowicz przeglądając w sobotę w szpitalu kieszenie jego marynarki, aby nie zginęło nic ważnego, wyciągnęła – ku wielkiemu zdumieniu – różaniec. Kto by pomyślał? Już wcześniej, kiedy towarzystwo piwniczne rozchodziło się do domów po kabarecie, Piotr nagle znikał. Byli przeważnie tak zmęczeni, że nikt tego nie zauważał. Mało kto wiedział, że zanim udał się do domu »musiał« odwiedzić jeszcze kościół franciszkanów. Kilka godzin przed śmiercią powtarzał już tylko: święty Franciszku, święty Franciszku, święty Franciszku...”.     cd   http://gosc.pl/doc/790292.Katolicy-ostatniej-szansy
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Jak umiera artysta? DODANE 15.08.2013 00:15 ks. Tomasz Jaklewicz GN 33/2013 | Opis śmierci Chopina ma w sobie piękno godne jego muzyki. Pisać o umieraniu w środku gorącego lata? Śmierć nie zważa na pory roku. Wniebowzięcie Maryi to wspomnienie Jej odejścia. Patrząc na Nią, powtarzamy: „Módl się za nami teraz i w godzinie śmierci naszej”.  MUSÉE DE LA MUSIQUE /WIKIMEDIAFryderyk Chopin. Fotografia Louisa Augusta Bissona z 1849 r. wykonana krótko przed śmiercią W czasach SMS-ów, niechlujnie pisanych e-maili, agresywnej medialnej mowy i przekleństw lecących z każdej strony przeczytanie listu napisanego piękną polszczyzną jest doświadczeniem prawie metafizycznym. Jak pójście do filharmonii. Tym bardziej że list dotyczy Fryderyka Chopina. Zwrócił mi na niego uwagę jeden z naszych czytelników, za co jestem bardzo wdzięczny. Nasz Chopin jest TAM „Dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?” – napisał pan Andrzej Bobiec. „Nie pamiętam innego tekstu, który by wzbudził we mnie równie silne, autentyczne i pozytywne emocje. Tak silne, że nie ustaje potrzeba mówienia o tym liście innym. Gdy ostatnio czytałem go swoim rodzicom, ich reakcja była identyczna: dlaczego o tym nikt nie mówi?!”. Chodzi o list ks. Aleksandra Jełowickiego (patriota, powstaniec listopadowy, pisarz, wydawca, tłumacz, kapłan ze zgromadzenia zmartwychwstańców, piękna biografia!) do księżniczki Ksawery Grocholskiej, późniejszej karmelitanki, m. Marii Ksawery od Jezusa, z 21 października 1849 r. Tekst powstał cztery dni po śmierci Fryderyka Chopina. Jest zapisem naocznego świadka umierania wielkiego polskiego artysty. Bezcenne uzupełnienie naszej wiedzy o Chopinie. „W słuchanie idealnej muzyki Chopina – pisze pan Andrzej – wkrada się trudny dysonans naszej wiedzy o znacznie mniej idealnym życiu rodaka. (…) List ks. Jełowickiego jest niezwykłym raportem jego niestrudzonej walki o duszę swojego drogiego przyjaciela – Fryderyka. Walka kończy się pełnym zwycięstwem Jezusa i Chopina. Czy może być wspanialsza dla nas wiadomość? Wierzę, że miłosierny Bóg poradzi sobie z każdym »beznadziejnym przypadkiem«. (…) Dlaczego nie mielibyśmy wszyscy słuchać Chopina z wdzięcznością za Boże Miłosierdzie oraz za wiarę i męstwo ks. Jełowickiego, wzór prawdziwej przyjaźni? Dzięki niemu (ks. Jełowickiemu) nasz Chopin jest TAM”. No właśnie, w niebie nie może zabraknąć doskonałych dźwięków muzyki kompozytora z Żelazowej Woli. O Niebie nie myślał Posłuchajmy więc listu – raportu z walki o duszę artysty. „I. M. J. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Przeza- cna Pani! Jeszcze pod wrażeniem śmierci Chopina piszę o niej słowo. Umarł 17 października 1849 roku o godzinie drugiej z rana. Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku. Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia jego geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i nie traci na bystrości rozumu i gorącości serca. Twarz jego jak alabaster zimną była, białą i przejrzystą; a oczy jego, zwykle mgłą przykryte, iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia. Zawsze słodki i miły, i dowcipem wrzący, a czuły nad miarę, zdawał się już mało należeć do ziemi. Ale niestety, o Niebie nie myślał. Miał on niewiele dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu; ci zwłaszcza byli jego czcicielami. A triumfy jego w sztuce najwnikliwszej zagłuszyły mu w sercu Ducha Św. jęki niewypowiedziane. Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmurą ołowianą osiadła zwątpieniem. I tylko już mocą wykwintnej przyzwoitości jego się stawało, że się nie naśmiewał głośno z rzeczy świętych, że jeszcze nie szydził. W takim to opłakanym stanie schwyciła go śmiertelna piersiowa choroba. Wieść o tym, blada zbliżającą się śmiercią Chopina, spotkała mię więc przy powrocie moim z Rzymu do Paryża. Wnet pobiegłem do tego od lat dziecinnych przyjaciela mego, którego dusza tym droższa mi była. Uścisnęliśmy się wzajem, a wzajemne łzy nasze wskazały nam, że już ostatkami gonił. Nędzniał i gasł widocznie; a jednak nie nad sobą, ale nade mną raczej zapłakał użalając się morderczej śmierci brata mego Edwarda, którego też kochał. Skorzystałem z tej tkliwości jego, aby mu przypomnieć Matkę... i jej wspomnieniem rozbudzić w nim wiarę, której go była nauczyła. »Ach, rozumie cię, rzekł mi, nie chciałbym umrzeć bez Sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu. Pojąłbym jeszcze słodycz spowiedzi płynącą ze zwierzenia się przyjacielowi; ale spowiedzi jako Sakramentu zgoła nie pojmuję. Jeżeli chcesz, to dla twej przyjaźni wyspowiadam się u ciebie, ale inaczej to nie«. Na te i tym podobne słowa Chopina ścisnęło mi się serce i zapłakałem. Żal mi było, żal mi tej miłej duszy. Upieszczałem ją, czym mogłem, już to Najświętszą Panną, już Panem Jezusem, już najtkliwszymi obrazami miłosierdzia Bożego. Nic nie pomagało. Ofiarowałem się przyprowadzić mu, jakiego zechce, spowiednika. A on mi w końcu powiedział: »Jeśli kiedy zechcę się wyspowiadać, to pewno u Ciebie«. Tego się właśnie po tym wszystkim, co mi powiedział, najbardziej lękałem”. cd   http://gosc.pl/doc/1663642.Jak-umiera-artysta
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Znaczy się, że mam prawo nie wierzyć, iż człowiek pochodzi od małpy czyli, że pochodzi od Pana Boga, bo w teorię Darwina wierzyć nie muszę?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
a ja z chęcią dowiedziałbym się, kto finansuje tą fundację i jej kampanię? 
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Ileż to wojen przez religię wybuchło, iluż ludzi zginęło…
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Po co te emocje? Nadmiar owych stwarza niemile sytuacje. Każdego roku katabas wysyłał forpocztę z informacją o planowanych "wizytach duszpasterskich" i ja lub małżonka odmawialiśmy w sposób grzeczny. W tym roku kanalia nas po prostu naszedł bez uprzedzenia. Dowiedział się, iż posiadamy już kota i żadnego księdza nam nie potrzeba. On zaś w swojej kretyńskiej misji nawracania poszedł do sąsiada (ojca trojki dzieci) i zaczął wypowiadać się na nasz temat w sposób obelżywy.... Suma summarum został wystawiony za drzwi również przez nich... Tak kończy się nachalność oraz bezmyślność.     Natomiast ow Pan Krzysztof (ten oburzony) nie ma co robic i bzdetami zawraca tylko głowę   organom scigania
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
...tę (jeżeli już) fundacje finansują członkowie z dobrowolnych składek! Nie dajemy na tacę oraz nie wkładamy do kopert dla "wizytujących" katabasów, a więc jest nas stać na to ...
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Katolicy ostatniej szansy DODANE 30.03.2005 21:48 Marcin Jakimowicz i Przemysław Kucharczyk GN 14/2005 | Dobry łotr, dobrym łotrem, ale pan nie znał mojego sąsiada! Rozbił rodzinę, łapówkarz, za komuny nakradł jak mało kto, łajdaczył się całymi dniami. I żeby taki człowiek przyjął pod koniec życia kapłana? No coś podobnego. Miłosierdzie Boże ma też jakieś granice! Benedyktyn o. Karol Meissner na rekolekcjach w Warszawie opowiadał przejmującą historię hitlerowca Rudolfa Hessa. Był znany jako prawa ręka samego Hitlera (nie należy go mylić z Rudolfem Hössem, komendantem obozu w Aus-chwitz). Siedząc w więzieniu, poprosił o długą spowiedź. Później kapłan miał odprawić Mszę świętą dla więźniów. Nie było ołtarza. Odprawimy ją na waszych dłoniach – zdecydował. Na czyich? Losujmy. Wypadło na Hessa.  Eucharystię sprawowano na dłoniach hi-tlerowca. Po kazaniu do zakrystii wpadły oburzone parafianki. „Ooo, tego przykładu mógł nam Ojciec oszczędzić!”. Hans Frank, generalny gubernator Generalnej Guberni, hitlerowski zbrodniarz, został skazany na szubienicę. Po ogłoszeniu wyroku pokiwał głową: „Śmierć przez powieszenie? Zasłużyłem na nią i spodziewałem się tego”. Do spowiednika zaś powiedział: „Dziękuję za dobre traktowanie w więzieniu. Proszę Boga o miłosierdzie”. Lekarze i strażnicy więzienni z Norymbergi opowiadają, że w ostatnich tygodniach życia nie rozstawał się z Biblią. Czy człowiek stający oko w oko ze śmiercią może decydować się na podobne gesty? A może właśnie wówczas widzi wszystko najwyraźniej? Czy działa tu zasada „jak trwoga to do Boga”? Niekoniecznie. Osądzony razem z Frankiem Julius Streicher, redaktor naczelny antysemickiego tygodnika „Der Stürmer”, stojąc pod szubienicą szyderczo zawołał: „Szczęśliwego Jom Kippur!”.„Święty Franciszek” krakowskiej cyganerii Piotr Skrzynecki, legenda Piwnicy pod Baranami, wolny jak ptak – był dobrym duchem krakowskiej cyganerii. Niezwiązany z żadnym Kościołem, z żadną konkretną formą kultu. Jazzman i perkusista popularnych Skaldów Jan Budziaszek, opowiada przejęty: „Piotr zmarł w niedzielę. Krystyna Zachwatowicz przeglądając w sobotę w szpitalu kieszenie jego marynarki, aby nie zginęło nic ważnego, wyciągnęła – ku wielkiemu zdumieniu – różaniec. Kto by pomyślał? Już wcześniej, kiedy towarzystwo piwniczne rozchodziło się do domów po kabarecie, Piotr nagle znikał. Byli przeważnie tak zmęczeni, że nikt tego nie zauważał. Mało kto wiedział, że zanim udał się do domu »musiał« odwiedzić jeszcze kościół franciszkanów. Kilka godzin przed śmiercią powtarzał już tylko: święty Franciszku, święty Franciszku, święty Franciszku...”.     cd   http://gosc.pl/doc/790292.Katolicy-ostatniej-szansy  
  Inne wspomnienie Ojca Amortha o Ojcu Candido Amantinim „Nieraz sytuacja rozprasza nadmierny sceptycyzm. Ks. Amorth miał w Rzymie w 1993 r. wykład dla około 40 psychiatrów, w tym największych luminarzy rzymskich. Wszyscy oświadczyli, że są albo niewierzący, albo przynajmniej niepraktykujący. Po wykładzie jeden powiedział: "Mówił ojciec długo i pięknie, ale co by ojciec zrobił, gdybym powiedział, że absolutnie nie wierzę w to wszystko". Ksiądz Amorth na to: "Panie profesorze, odpowiedziałbym pokazując konkretny przypadek opętania w praktyce" i przytoczył wydarzenie z działalności swego mistrza, wieloletniego egzorcysty rzymskiego, o. Candido Amantini, który przekonany że pewna dziewczyna, oprócz egzorcyzmów potrzebuje także leczenia psychiatrycznego, posłał ją do znanego psychiatry. Ten posadził ją przed swoim biurkiem, zadał kilka pytań i powiedział: "Powinna pani zażywać lekarstwa, które pani przepiszę". Wziął bloczek i zaczął wypisywać receptę. Nagle dziewczyna wyrwała mu receptę, zmięła ją i powiedziała zduszonym głosem: "Te rzeczy nie są mi potrzebne". Dziewczyna siedziała nieruchomo na krześle i na oczach lekarza jej ręka wydłużyła się o półtora metra. Lekarz przeraził się i nie chciał więcej słyszeć ani o niej, ani o innych osobach kierowanych przez ojca Candido.”  
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
  Inne wspomnienie Ojca Amortha o Ojcu Candido Amantinim „Nieraz sytuacja rozprasza nadmierny sceptycyzm. Ks. Amorth miał w Rzymie w 1993 r. wykład dla około 40 psychiatrów, w tym największych luminarzy rzymskich. Wszyscy oświadczyli, że są albo niewierzący, albo przynajmniej niepraktykujący. Po wykładzie jeden powiedział: "Mówił ojciec długo i pięknie, ale co by ojciec zrobił, gdybym powiedział, że absolutnie nie wierzę w to wszystko". Ksiądz Amorth na to: "Panie profesorze, odpowiedziałbym pokazując konkretny przypadek opętania w praktyce" i przytoczył wydarzenie z działalności swego mistrza, wieloletniego egzorcysty rzymskiego, o. Candido Amantini, który przekonany że pewna dziewczyna, oprócz egzorcyzmów potrzebuje także leczenia psychiatrycznego, posłał ją do znanego psychiatry. Ten posadził ją przed swoim biurkiem, zadał kilka pytań i powiedział: "Powinna pani zażywać lekarstwa, które pani przepiszę". Wziął bloczek i zaczął wypisywać receptę. Nagle dziewczyna wyrwała mu receptę, zmięła ją i powiedziała zduszonym głosem: "Te rzeczy nie są mi potrzebne". Dziewczyna siedziała nieruchomo na krześle i na oczach lekarza jej ręka wydłużyła się o półtora metra. Lekarz przeraził się i nie chciał więcej słyszeć ani o niej, ani o innych osobach kierowanych przez ojca Candido.”  
Wypędzam szatana w imię ChrystusaAutor: ks. Andrzej GrefkowiczCzłowiek opętany przez demony, gdy przekracza próg świątyni, poci się, traci przytomność i ma napady lęku. Nie może patrzeć na święte obrazy. Medalik z Matką Boską wywołuje jego agresję. Parzy go woda święcona. Widzi diabelskie twarze, nękają go obsesyjne myśli. Rozmawiamy z ks. Andrzejem Grefkowiczem – egzorcystą w diecezji warszawsko-praskiej.fragmentWiele osób ma koszmary. Ja też.Ale pewnie nie budzi się pan regularnie w nocy z wrażeniem, że ktoś siedzi na panu i dusi za gardło. Osoby, które do mnie trafiają, opowiadają, że budziły się z koszmarnego snu i w ciemnym pokoju czuły czyjąś obecność, czuły czyjś wzrok na sobie. Mogą pojawić się też poważniejsze znaki działania złego ducha: podmuchy zimna, przesuwanie mebli, otwieranie i zamykanie drzwi. Światło samo zapala się i gaśnie, wskazówki zegara zaczynają obracać się w odwrotną stronę, w domu pojawiają się różne przedmioty, których nigdy wcześniej tam nie było.http://www.odnowa.jezuici.pl/szum/prowadzenie-spotkainmenu-33/modlitwa-o-uwolnienie-mainmenu-83/300-wypam-szatana-w-imihrystusa
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
To aż bilbord potrzebny? Bez niego musieli wierzyć? Biedni ludzie.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
To aż bilbord potrzebny? Bez niego musieli wierzyć? Biedni ludzie.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
łepuny bezbozne !
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
wściekli? jesteśmy zadowoleni, bo nie należymy do waszego pedofilskiego kościoła...         jakbyś siegął do historii to wasza sekta pracowała z komuchami... miały za to rarytasy... hitler wielki katolik też pracował z watykanem     boga nie ma, to tylko mit... akurat ty pochodzisz od idioty, bo małpy to mądre stworzenia       czytając komentarze widać jak katolstwu odbija... i bardzo dobrze...
  Czy Adolf Hitler był katolikiem?   czas dodania: 2005:08:27 23:12 W dzisiejszych czasach, kiedy przyklejanie komuś etykietki antysemityzmu stało się dla niektórych wygodnym orężem w ideologicznej walce z różnego rodzaju oponentami, modne też stało się u niektórych kojarzenie tego co katolickie, czy w ogóle chrześcijańskie, z tym co nazistowskie.               Czyni się tak oczywiście w tym celu, aby uderzyć w katolicyzm, czy w ogóle w chrześcijaństwo. Antysemita, często niezależnie od tego, czy został nim jedynie „z nominacji”, czy faktycznie nim jest, staje się bowiem z reguły człowiekiem publicznie przegranym, skreślonym, bez jakiejkolwiek możliwości samoobrony i dalszego funkcjonowania w jakimkolwiek zakresie życia publicznego. Ten mechanizm publicznej porażki antysemitów niektórzy próbują uskutecznić w swej walce z Kościołem, przypisując Adolfowi Hitlerowi katolicyzm, a tym samym katolickie motywy działania w jego zbrodniczym szaleństwie. Swego czasu widziałem, jak pewien gorliwiec porozklejał po warszawskich przystankach autobusowych nalepkę z napisem: „Hitler był katolikiem!”. Ten pełen ekspresji manifest „uświadamiający” miał prawdopodobnie uzmysłowić katolickiej części naszego społeczeństwa, że bycie nadal katolikami równa się dla nich od tej pory byciu kimś takim jak Hitler – następnymi potencjalnymi zbrodniarzami tego kalibru. Skoro bowiem Hitler „był katolikiem”, to tym samym również jego chory plan rozpętania II Wojny Światowej i unicestwienia Żydów był katolicki. Jako katolik Hitler kierował się bowiem w życiu zasadami swej wiary katolickiej; będąc antysemitą i katolikiem zarazem, był jedynie ofiarą katolickiej doktryny, doktryny iście antysemickiej rzecz jasna, skoro doprowadziła ona „katolika Hitlera” do takich a nie innych działań.  Stawiając sprawę nieco ironicznie i uszczypliwie można powiedzieć, że w czasach, gdy największym grzechem (zdaniem niektórych nie do odpuszczenia nawet przez samego papieża) jest bycie antysemitą, bycie katolikiem staje się zatem - według norm wyżej wspomnianych adwersarzy wysuwających zarzut „katolicyzmu Hitlera” - równie niepoprawne, jak bycie samym Hitlerem, a tego grzechu (zdaniem niektórych) nawet wszyscy na raz wzięci papieże nie daliby rady odpuścić. Ba, bycie katolikiem staje się w tym momencie jeszcze większym grzechem niż bycie Hitlerem (skoro ten ostatni był jedynie ofiarą katolicyzmu), a tego grzechu nie daliby rady odpuścić nie tylko wszyscy na raz wzięci papieże, ale i nawet sam święty Piotr, który był Żydem. W tej sytuacji bycie nawet samą matką, czy ojcem Hitlera byłoby już chyba lepszym wyjściem, pod warunkiem, że owa matka, czy ojciec, nie byliby rzecz jasna katolikami. Tym samym, Hitler, aby stać się czarną owcą w oczach współczesnego konsumenta informacji medialnej, nie musiał rzecz jasna nigdy zostawać antysemitą, skoro prawie zawsze nim był. Musiał jednak w oczach niektórych zostać katolikiem (choć prawie nigdy nim nie był) aby stać się owcą podwójnie czarną, tzn., nie tyle antysemicką, co i na dodatek katolicką. Niektórzy adwersarze wydają się nawet sugerować, że Hitler poza tym, że był katolikiem, był nawet całkiem rozsądny. Przydawanie Hitlerowi czerni nie ma tym razem jednak na celu próby dowodzenia, że był on czarny jak heban, lub w jakikolwiek sposób spokrewniony z mieszkańcami afrykańskiego kontynentu, ma natomiast na celu uderzenie w katolików. Analizując przeróżne mentalności propagandowe rozumiem to jako próbę przekazania sugestii, że skoro Hitler był jaki był, i skoro robił to co robił, to było tak pewnie dlatego, że Kościół go na takiego „wychował”.  Z czasem zobaczyłem, że choroba przypisywania Hitlerowi katolickiego światopoglądu wokresie gdy opętało go zbrodnicze szaleństwo, jest rzeczą powszechną wśród internetowychkatolikożerców. Wystarczy wejść na www.google.com.pl , kliknąć zakładkę Grupy dyskusyjne, potem wpisać np. kombinację Hitler katolikiem, i wyskoczy cała masa postów różnych osobników (postów pisanych na różnych grupach dyskusyjnych), gdzie uporczywie przypisują oni Hitlerowi katolicki światopogląd. Niektórzy z nich uważają nawet, że Hitler przez całe swe życie pozostał głęboko wierzącym katolikiem. Czy to wszystko prawda? Czy w czasach II Wojny światowej Hitler wciąż był jeszcze katolikiem? Nie. Nie jest bowiem tajemnicą, że Hitler już w młodości stracił wiarę w Boga, a potem gardził już tylko ludźmi, którzy w Boga wierzyli, gardząc także wszystkim co katolickie (z duchowieństwem na czele), czego specjalnie nie ukrywał. Aby nie być gołosłownym, w niniejszym tekście przytoczę na potwierdzenie tego prace historyków i biografów Hitlera, którzy na podstawie relacji świadków, źródeł, pamiętników, itd., odtworzyli życiorys Hitlera. Wszyscy ci badacze analizując wiele wypowiedzi Hitlera, zachowanych w różnych dostępnych jeszcze do dziś dokumentach, są niezależnie od siebiezgodni co do tego, że w czasach II Wojny światowej Hitler katolikiem, czy w ogóle chrześcijaninem, już dawno nie był. Na potwierdzenie tego, że Hitler nie był z przekonań katolikiem, czy człowiekiem jakkolwiek religijnym, przytoczę też wspomnienia osobiste wywodzących się z najbliższego otoczenia Hitlera świadków jego życia, jego sekretarek, adiutantów, żołnierzy znajdujących się w kręgu jego osobistych współpracowników, itd. Zacznijmy jednak od najbardziej znanych historyków i biografów Hitlera. Jak podaje KarolGrunberg, jeden z najbardziej znanych niemieckich historyków i biografów Hitlera, „Nie był Hitler w istocie wierzącym chrześcijaninem”[1].  Hitler nie tylko nie wierzył w chrześcijańskiego Boga, wręcz w żadnego Boga on nie wierzył. Lech Z. Niekrasz, w swej książce poświęconej porównywaniu biografii Hitlera i Stalina pisze o tym, jaki był stosunek Hitlera do wiary w Boga: „Bóg był dla niego takim samym urojeniem, jak pojęcie dobra i zła. >>Wiarę w Bog
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Pan Krzysztof ze skansenu o nazwie Polska oburza się, że ktoś głośno może powiedzieć, że nie wierzy w teksty spisane przez naprutych winem gości. Panie Krzysztofie, niech lekarz wymmie Panu kij od szczoty z tyłka.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Czy Hitler był katolikiem. A kto to dokładnie sprawdzi? Jak sprawdzić czy ktoś jest katolikiem szczerze czy przybiera pozory katolika żeby coś osiągnąć?   Hitler podpisał w tamtych czasach z papieżem konkordaty, Watykan i naziści byli w dobrej komitywie, współpracowali razem. Hitler liczył na wsparcie Watykanu w tym co robi, a Watykan liczył, że Hitler rozjedzie anihiluje wszystkich komunistów. W wielu kościołach w tamtych czasach były powywieszane sfastyki, jako jawny dowód tego, że Kościół wspiera wielkiego wodza. Po wojnie, kiedy świat zobaczył czego dokonał ulubieniec Kościołą Watykan zaczął się szybko wszystkiego wypierać i potępiać to co wcześniej wspierał. Ale też zasłynął też ukrywaniem nazistów i szmuglowaniem ich do Ameryki Pd.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Skąd taki wysyp bolszewickich trolli na tej stronie, czyżby w Lublinie było jakieś gniazdo? Próbowali od manifestu pkwn walczyć z wolnością wyznania, światopoglądu i ze wszystkimi pozostałymi wolnościami tego narodu. Teraz lewactwo i komuszczyzna zasilana europejskim groszem i światowej masonerii nadal walczy z narodem i jego religią, a poleznyje idioty opiat' naczinajut swoju propagandu, swołocz.
za tepy jestes by to zrozumiec, cos ci sie kolacze we lbie ale to nie twoje mysli tylko sciek ktory zostal tam odprowadzony jak byles w oglupialni coniedzielnej
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Powinni w takim razie zamknąć polowe Januszy kibicujących malyszowi z flagami pomazanymi w Biłgoraje i inne Małkinie
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Strona 2 z 6

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...