Rzeczywiście, mimo ogólnie niezłej postawy akademiczek, to akurat w przypadku zbiórek i rzutów z dystansu nie można być zadowolonym, jeśli chodzi o te elementy gry. Rumuńska podkoszowa - jak na podstawową środkową zespołu z górnej części tabeli - w dotychczasowych meczach ligowych spisywała się co najwyżej przeciętnie (średnio ponad 24 minuty na parkiecie, 6,7 punktu, 4,8 zb. i 0,8 bloku na mecz). Wiadomo, że zawodniczce na pozycji nr 5 nie jest łatwo samej wykreować sobie dogodną pozycję rzutową i "żyje" ona głównie z podań od zawodniczek obwodowych (w szczególności rozgrywającej), ale to nie tłumaczy jej niezbyt dużego zaangażowania w walce podkoszowej (głównie na atakowanej tablicy), o czym też może świadczyć pośrednio bardzo mała liczba wykonywanych przez nią rzutów wolnych (zaledwie 5 w 6 meczach). Jakimś promykiem nadziei na jej lepszą postawą w kolejnych spotkaniach może być fakt, że w niedawno rozegranym meczu swojej reprezentacji przeciwko drużynie Włoch, Pavel zdobyła 15 punktów i zanotowała 11 zbiórek. Oby to był ten dobry prognostyk przed następnymi meczami, bo w przeciwnym razie należałoby wziąć ewentualnie pod uwagę poszukanie nieco lepszej zawodniczki podkoszowej z Europy. Jeśli zaś chodzi o trójki, to trochę dziwne jest to, że Pszczółki tak stosunkowo rzadko decydują się na takie rzuty. Po pierwsze, w nowoczesnej koszykówce drużyna chcąca osiągnąć jakiś wymierny sukces powinna zdobywać w meczu ok. 35-40% punktów właśnie poprzez rzuty zza łuku. Być może nie wszyscy byli i są do końca przekonani o słuszności kładzenia takiego nacisku na kończenie akcji rzutem zza linii 6,75 m. W końcu dalej znaczy trudniej. W zmianie percepcji istotną rolę zaczęła jednak odgrywać analityka i koszykarskie tęgie głowy (jak przykładowo znany trener z USA Mike D'Antoni) doszły do wniosku – zresztą słusznego – że trzy to więcej niż dwa, a 36% zza łuku jest równoznaczne z 54% za dwa punkty. Matematyka jest tutaj nieubłagana. Po drugie, w lubelskim zespole jest co najmniej 5 zawodniczek, dla których trafienie 2-3 trójek w meczu nie powinno stanowić jakiegoś wielkiego wyzwania. Mam tu na myśli oprócz wspomnianych Bertsch, Fassiny i Niedźwiedzkiej także O'Neill i Milazzo. Nawet zakładając, że 1 czy 2 zawodniczki z tego grona nie będzie mieć dobrego dnia podczas rozgrywanego meczu, to pozostałe powinny zapewnić drużynie te minimum 7-8 trójek. Mogę się nieco mylić, ale odnoszę takie wrażenie, że Pszczółki zbyt mało pracują nad tym elementem podczas treningów i stąd później może wynikać obawa przez oddawaniem takich rzutów w czasie spotkania ligowego. Moim skromnym zdaniem, powinno to ulec zmianie, bo więcej celnych rzutów z dystansu da więcej możliwości gry w ataku zawodniczkom podkoszowym Pszczółek, a jednocześnie utrudni drużynie przeciwnej stosowanie obrony strefowej.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz