Drodzy czytelnicy, artykuł jest dla mnie policzkiem w twarz. Choć Pan z artykułu być może nie miał w życiu lekko to jak dla mnie artykuł nawołuje do gloryfikacji „życia na skróty”. Jak już, ktoś to czyta, chciałbym wylać z siebie żal dla poprawy dobrostanu psychicznego. Przytoczę historie mojej Mamy. Zacznę od roku 1984, moja mama z trójką dzieci uciekając od męża (o zmarłych źle się nie mówi, ten wątek pominę), nie mając gdzie się podziać włamała się (tak, jest to nie uczciwe, ale w tamtych czasach wiele ludzi tak zrobiło) do jednego z nowo powstających bloków na lubelskim czechowie. Mieszkała tam, dbając o mieszkanie, opłacała itd. Lecz pewnego razu (po około roku), komuś zaczęło to przeszkadzać i została eksmitowana na ul. Zamojską do 39 metrowego mieszkania, z trójką dzieci, gdzie ja miałem niespełna rok. Mieszkanie było ruiną, bez tynków, bez ubikacji, bez instalacji elektrycznej. Mimo tego, udało jej się wyremontować mieszkanie, na własny koszt zrobiła instalacje oraz ubikację (za co podniesiono jej czynsz, bo miała podwyższony standard). W międzyczasie, wychowując trzech synów, cały czas pracowała na etacie, odkładając na mieszkanie. Wzięła także pod opiekę swoją matkę matkę, która po złamaniu kości w biodrze, byłą w jakimś sensie inwalidką. Wracając do odkładania na mieszkanie. Miała odłożone już pieniądze prawie na całe mieszkanie (odkładała na książeczkę mieszkaniową w spółdzielni Felin). Nadeszła rewaloryzacja książeczek, zadzwoniła Pani ze spółdzielni i powiedziała jej, żeby sobie wypłaciła pieniądze z książeczki (mama jest osobą ufająca ludziom – w tym przypadku, niestety), po przeliczeniu wyszło jej około 3000zł (po 20 latach odkładania kwoty, na dzisiejsze około 400zł miesięcznie). Po wypłaceniu Pani z banku powiedziała jej, że Panią oszukano, ale po przeliczeniu nie dało się już nic zrobić. Przechodząc już do meritum. Udało się jej samej, zaopiekować się zchorowaną Mamą i wychować 3 synów, którzy mimo że wychowali się na dzielnicy owianej złą sławą, każdy z nich legalnie pracuje. Najbardziej z tego wszystkiego bulwersuje mnie fakt, że moja Mama, która pracowała dla społeczeństwa lubelskiego dostaje same ciosy. Choć serce mi krwawi, nie mogę jej pomóc w spełnieniu jej marzenia (po prostu mnie na to nie stać – sam spłacam kredyt za mieszkanie i mam dzieci na utrzymaniu), a marzeniem jest socjalna kawalerka z centralnym ogrzewaniem (tyle i aż tyle). W lubelskim urzędzie miasta jest traktowana jak jakiś natręt. Gdy złożyła pierwsze podanie, powiedziano że ma za mało punktów i może starać się o mieszkanie do remontu. Jeden z synów zadeklarował, że pokryje koszty remontu, złożyła wniosek i nic się nie znalazło itd. Ostatnio powiedziano jej również, że może sama wskazać mieszkanie. Tak również uczyniła. Złożyła podanie, wskazała mieszkanie które będzie do zdania, Tydzień temu Pani, która przyjmowała podanie zapisała adres i powiedziała – niech Pani nie liczy na mieszkanie, są inni w kolejce. Zmierzając już, naprawdę ku końcowi – proszę was o chwilę zadumy i zadanie sobie pytania „Co ma czuć Kobieta, która uczciwie przepracowała swoje życie, a od systemy nie dostaje nic w zamian ?” Dla podkreślenia dodam, że przednią nią w kolejce stawiani są: alkoholicy, wieczni bezrobotni i ludzie po wyrokach.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz