Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik

III Liga: Radzyńskie Orlęta ponad 450 minut bez gola, skuteczny Wojciech Białek

Utworzony przez Komentator, 11 kwietnia 2009 r. o 23:52
Zrobieni na szaro przez arbitra. Orlęta Radzyń Podl. - Spartakus Szarowola 0:1 W smutnych nastrojach przyjdzie zawodnikom z Radzynia spędzić tegoroczne święta. Z wielkich nadziei na chociaż jeden punkt i pierwszego strzelonego gola nic dzisiaj nie wyszło - Orlęta przegrały już trzeci wiosenny mecz w stosunku 0:1, tracąc jedyną bramkę z rzutu karnego. Po raz drugi z rzędu (po pomyłkach Michała Pastusiaka w Łukowie) antybohaterem meczu został sędzia. W doliczonym czasie gry arbiter z Zamościa nie podyktował dla gospodarzy ewidentnego rzutu karnego, co wywołało prawdziwą burzę wśród radzyńskich piłkarzy i kibiców. Błąd rozjemcy dzisiejszych zawodów nie podlegał dyskusji, fakty są jednak takie, że straconych punktów nikt już "biało-zielonym" nie zwróci. Sytuacja zaczyna wyglądać niestety coraz gorzej - drużyny z dołu tabeli zbliżają się sukcesywnie do radzynian, a symptomów poprawy gry Orląt jak nie było, tak nie ma nadal. Podopieczni Marka Majki przystąpili do pojedynku ze Spartakusem nie tylko bez czołowego obrońcy Daniela Syty, pauzującego za czwarta kartkę, ale także - jak się miało okazać - bez prawego pomocnika Konrada Tarkowskiego, uskarżającego się na drobny uraz. Szkoleniowiec zdecydował się na grę jednym nominalnym napastnikiem - Damianem Pankiem, wspieranym w przodzie przez grającego zazwyczaj w środku pola Pawła Pliszkę. To lekkie przemeblowanie ustawienia radzynian nie przełożyło się jednak na zmianę stylu gry drużyny. Już początek meczu pokazał, że wzmocniona graczami z Ukrainy ekipa z Szarowoli to zupełnie inny zespół niż ten z jesieni - goście zdecydowanie zaatakowali, narzucając miejscowym swoje warunki. W 3. minucie odważnie na przebój poszedł Nazar Raisza, lecz na linii 16m w porę powstrzymał go Dariusz Ptaszyński. Napastnik Spartakusa tuż potem znów znalazł się w centrum uwagi, uderzając z powietrza z pola karnego. Na szczęście dla gospodarzy futbolówka minęła dalszy słupek bramki Krzysztofa Stężały. Golkiper Orląt został po raz pierwszy sprawdzony po upływie sześciu minut gry, kiedy po szybkiej wymianie podań pomiędzy Jurijem Mychalczukiem i Mykołą Hresztą ten drugi przymierzył z lewej flanki z kilkunastu metrów. Radzyński bramkarz zdołał przytomnie przerzucić piłkę ponad poprzeczką, lecz na tym nie koniec jego interwencji w początkowym fragmencie meczu. Po kwadransie z dystansu potężnie huknął Nazar Raisza, zmuszając Stężałę do parady i wybicia piłki przy bliższym słupku. W tym okresie rywale zupełnie zdominowali Orlęta, nie mogące znaleźć recepty na szybką, ofensywną grę Spartakusa. W miarę upływu czasu "biało-zieloni" coraz śmielej zaczynali poczynać sobie w środku pola, co zaowocowało wreszcie próbami akcji ofensywnych. Starania radzynian w przodzie były jednak zbyt chaotyczne i - przynajmniej w tej części spotkania - nie mogły zagrozić dobrze zorganizowanej drużynie z Szarowoli. Przyjezdni natomiast wykorzystywali każdą nadarzającą się okazję do ataku - w 20. minucie tylko refleks Dariusza Ptaszyńskiego zapobiegł dojściu Jurija Mychalczuka do bardzo dogodnej sytuacji strzeleckiej, a cztery minuty później Spartakus powinien na dobrą sprawę prowadzić. Po dalekim, ale niezwykle celnym podaniu z głębi pola do Mychalczuka, napastnik gości stanął oko w oko ze Stężałą, lecz - naciskany - nie miał czasu by przyjąć dograną piłkę i w efekcie z nieprzygotowanej pozycji uderzył z 10m nad poprzeczką. Następna groźna akcja szarowolan nastąpiła w 27. minucie - tym razem po centrze Tarasa Karabyna golkiper Orląt musiał piąstkować futbolówkę, a chwilę później w "szesnastce" gospodarzy powstało ogromne zamieszanie, wyjaśnione dopiero dalekim wykopem sprzed bramki. Miejscowi zdołali tuż potem wreszcie groźnie odpowiedzieć. Lewą stroną pola karnego przedarł się Paweł Pliszka, lecz zamiast uderzyć przy krótkim słupku, podał właściwie futbolówkę Piotrowi Waśkiewiczowi. Niestety, o postawie radzynian w pierwszej odsłonie nie da się powiedzieć niczego dobrego. W szeregach "biało-zielonych" ponownie raził brak zrozumienia pomiędzy zawodnikami, a także zwyczajnie brak koncepcji gry. Ze słabej formy Orląt skrupulatnie korzystali przeciwnicy, raz po raz niepokojąc obronę i bramkarza. W 31. minucie kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Mykoła Hreszta, czym zmusił Krzysztofa Stężałę do ofiarnej interwencji. Popularny "Diablo" zaczął po tej paradzie wyrastać powoli na czołową postać spotkania, co miał potwierdzić już za kilka minut. Zanim to jednak nastąpiło, dwie ciekawe akcje przeprowadzili gospodarze - najpierw Damian Panek technicznym strzałem z lewej strony pola karnego posłał futbolówkę obok dalszego słupka, a chwilę później, po odegraniu od Pawła Pliszki, ten sam zawodnik został w porę zablokowany w "szesnastce". Krzysztof Stężała popisał się natomiast najwyższym kunsztem w 36. minucie, gdy po mierzonym uderzeniu z około 30m Mykoły Hreszty wyciągnął się jak długi i doskonale "wyjął" piłkę z górnego rogu bramki. Doprawdy, gdyby nie świetna postawa bramkarza, Orlęta mogły już do przerwy przegrywać 2-3 golami... Ostatecznie po pierwszej odsłonie na tablicy świetlnej widniał jednak rezultat 0:0. Jeszcze w doliczonym czasie gry Spartakus wypracował sobie dogodną okazję, gdy po centrze z prawej flanki Ołeksandra Horzowa nikt z jego kolegów nie sięgnął piłki w polu karnym, po czym sędzia zaprosił piłkarzy obu drużyn do szatni. Przewaga szarowolan nie podlegała przed przerwą dyskusji. Podopieczni Jurija Dubrownego przewyższali Orlęta właściwie pod każdym względem i mogli tylko żałować, że żadna z ich sytuacji nie zakończyła się trafieniem do siatki. Druga odsłona zaczęła się dla radzynian najgorzej, jak tylko mogła. W 51. minucie obrońcy gospodarzy wzięli w polu karnym w "kleszcze" Nazara Raiszę, wskutek czego napastnik przyjezdnych upadł, a arbiter wskazał na punkt oddalony 11m od bramki. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się wprowadzony sześć minut wcześniej z ławki Andrij Dewa - strzałem po ziemi nie dał on żadnych szans Krzysztofowi Stęzale. Chwilę później gocie mogli nawet pójść za ciosem, lecz po dograniu z lewej flanki Mykoły Hreszty przytomnie w "szesnastce" zachował się Dariusz Ptaszyński. W 56. minucie niewiele natomiast zabrakło, by losy spotkania chyba zostały już rozstrzygnięte. Jurij Mychalczuk podawał na 16. metr do Nazara Raiszy, ale ten drugi fatalnie skiksował, znajdując się w bardzo dogodnej sytuacji. Dosłownie chwilę później Raisza już w futbolówkę trafił, lecz tym razem przymierzył obok bliższego słupka. Czy na tym koniec śmiałych ataków Spartakusa? Skądże - w 59. minucie Jurij Mychalczuk miał okazję z gatunku tych, o których mówi się często, że należy w takich
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Jak władze klubu i piłkarze nic nie zrobią to nie długo będą grali z IV ligą
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...