W nawiązaniu do tego artykułu mam pytanie o cudzoziemców akyualnie mieszkających w Lublinie:
W dzielnicach Ponikwoda i Bazylianówka co najmniej od roku na ulicy często widać, a zwłaszcza słychać
osoby o ciemnej karnacji. Nie wiem, w jakim mówią języku, bo nie można zrozumieć ani słowa.
Nie jest to żaden język słowiański i chyba nie romski.
Zachowują się niezwykle hałaśliwie, ich wzajemna komunikacja to jakby ciągła kłótnia.
Jest to dość uciążliwe, bo słychać ich co najmniej w odległości 100m, nawet jeśli idzie tylko dwie osoby.
Raczej tu mieszkają, bo kobiety nawet w zimie chodziły wprawdzie w kurtkach, ale na nogach klapki.
Zupełnie nie zwracają uwagi na otoczenie, oto przykłady:
1. Bosonoga kobieta z dzieckiem zatrzymała się na środku chodnika, ściągnęła dziecku majtki i pomogła się wysikać.
Nawet nie rozejrzała się, gdzie w okolicy jest jakiś krzaczek albo trawka. Nie przeszkadzało jej to, że obok przechodzą ludzie.
2. Młodzieńcy w starym samochodzie widocznie pokłócili się, bo samochód zatrzymał się na środku drogi, tak że otwarte drzwi jeszcze daleko miały do krawężnika. Wyskoczył jeden chłopak, pokrzyczał dłuższą chwilę dyskutując z kierowcą. Potem samochód odjechał, ale za niedługo wrócił i znowu sytuacja się powtórzyła. Dyskutowali - krzyczeli, a samochód stał niemalże na samym środku skrzyżowania. Kierowcy nie przeszkadzało to, że za nim były inne dwa samochody. które nadjechały w międzyczasie. Włączył światła awaryjne i kłócił się dalej.
Nie czuję się bezpiecznie w swojej okolicy. Czy ja jeszcze mieszkam w Polsce, czy to już jest jakiś dziki kraj?
Co to są za ludzie, z jakiego kraju pochodzą, jakim językiem mówią?
Czy przebywają w Lublinie legalnie? Z czego żyją? Czy nie mogliby zachowywać się kulturalniej?
Czy można coś z tym zrobić?
Kto wie?
|
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|