pochodzę z Dęblina, od dwóch lat mieszkam w Anglii. Niedawno, w Dzień Niepodległości przeżyłam „polski” akcent tego święta. Było to tak: wracam z mamą z zakupami do domu i zatrzymuje nas młody człowiek. Pyta po angielsku o drogę. tłumaczę mu, żegnam „bye, bye” i idę w swoją stronę. Ona za nami i coś do mnie krzyczy: miss, miss miss. Więc ja mu już mniej grzecznie, że nie jestem miss tylko mrs . W końcu koleś podbiega do nas i wrzeszczy po angielsku, że chce 20 funtów. Więc ja też wrzeszczę, że chyba żartujesz koleś i idę dalej. On wrzeszczy swoje, ja swoje. Dobry moment wybrał, bo na ulicy nikogo nie było. W końcu kolesiowi skończył się angielski i nagle krzyczy do mnie po polsku: dawaj kasę albo ci niezłą jazdę urządzę. Ja wrzeszczę na niego, że zadzwonię po policję. Doleciałyśmy z mamą do domu. Na szczęście był mój mąż, który swoją posturą przestraszył chłopaka. – No coś ty, przecież rodaków nie okradłbym, chciałem tylko pożyczyć pieniądze, bo się zgubiłem, nie mam jak do domu wrócić. Jestem w szoku. To po to jechałam taki szmat drogi z Polski, żeby Polak chciał na mnie napaść? Wracam do kraju, bo tutaj są chyba wszystkie szumowiny. I jak ludzie za granicą mają mieć o nas dobre zdanie.
Ostatnio edytowany 23 listopada 2009 r. o 18:37
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz