Recenzja napisana na kolanie i niewiele mówi o samym albumie. Sigur Rós to islandzki zespół art rockowy. Ostatnio jakby zjadł swój ogon, album "Me? su? í eyrum vi? spilum endalaust" brzmi dobrze, interesująco, ale nie wnosi nic nowego, jest zagadką dla samego zespołu, który zdaje się nie wiedzieć, co zrobić dalej ze swoją legendą. W tym momencie Jonsi nagrywa EP-kę, dodając do barokowego instrumentarium tylko partie chóralne. Następnie wydaje album "Go". Ważne: nad materiałem z Jonsim współpracowali Nico Muhly, amerykański multiinstrumentalista i producent, oraz fiński perkusista Samuli Kosminen, który np. nagrał dźwięki perkusyjne uderzając stopami w walizki. Tytułowa piosenka "GO DO" to żywotny, ekspresyjny hymn. Do tego kilka ballad, utrzymanych w nieco zbyt wzniosłym nastroju. Dość istotny do zrozumienia materiału jest fakt, że Jonsi (także w warstwie wokalnej) pozuje na chłopca. Piotruś Pan zabiera nas do swojego magicznego lasu, nakazuje się wsłuchać w jego odgłosy, poznać, zaakceptować reguły tej gry. Teksty ocierają się o banał, ale afirmacja życia, która przez nie przebija, jest rzeczywiście zaraźliwa. Jednocześnie pojawia się akceptacja śmierci, naturalnego, odwiecznego porządku rzeczy. Stąd głosy ptaków, a do nich feeria dźwięków fletów, fortepianu, rogów i smyków.
|
|
Szacunek kolego. Czekam na inne recenzje
|
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|