Jestem historykiem i niewiele wiem o rachunkowości – tłumaczył śledczym Jan P. Policja przeszukała mieszkanie byłego dyrektora bursy przy u. Pogodniej w Lublinie. Potem mundurowi przywieźli Jana P., na przesłuchanie. Prokuratura zarzuciła mu ułatwienie swojej księgowej wyprowadzenia z placówki ponad miliona złotych.
Prokuratura uważa, że były dyrektor działał "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej” przez księgową. Śledczy zarzucają mu też to, że dopuścił do nierzetelnego prowadzenia ksiąg rachunkowych.
Na przesłuchaniu dyrektor nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Twierdził, że nie poczuwa się do winy, bo jest historykiem i ma zbyt skromną wiedzę z rachunkowości, żeby kontrolować swoją księgową. Podkreślał, że jej ufał.
Janowi P. grozi do 10 lat więzienia. Prokuratura nie wystąpiła do sądu z wnioskiem o jego aresztowanie. Po przesłuchaniu został wypuszczony do domu. Ma wpłacić 30 tys. zł poręczenia majątkowego, dostał też zakaz kierowania placówkami, które dysponują środkami publicznymi.
Od kilku dni za kratkami jest Joanna W., główna księgowa bursy. W ubiegłym tygodniu kobieta usłyszała zarzut przywłaszczenia 1,036 mln zł (w okresie od stycznia 2007 do maja 2012) oraz nierzetelnego prowadzenia ksiąg finansowych.
Kobieta przyznała się, ale tylko do 200 tys. zł. Zatrzymywała dla siebie gotówkę, która wpływała do kasy za zakwaterowanie, wyżywienie, czy wynajem garaży i sal. Księgowa przelewała sobie też zawyżoną pensję.
Jak już informowaliśmy, prokuraturę o przekrętach w bursie zawiadomił zawiadomili urzędnicy lubelskiego Ratusza, którzy przeprowadzali tam audyt. Wyniki kontroli obciążały nie tylko księgową, ale również jej szefa.
W czerwcu Jan P. został odwołany ze stanowiska.