Uciekając z Ukrainy, nie wiedziała, co ją czeka i jak długo pozostanie z dala od domu i bliskich. Ole Lebedenko, która w swoim pamiętniku opisuje życie w Polsce, wciąż nie zna odpowiedzi na to pytanie. Próbuje jak najlepiej radzić sobie w nowej rzeczywistości. Ale nie jest jej łatwo.
Moje życie, ale nie tylko moje, podzieliło się na trzy okresy: przed wojną, w czasie wojny i po wojnie. Na zawsze zapamiętam, jak było wcześniej. Miałam spokojne, ustabilizowane życie, biznes, kompletną rodzinę, psa, kota, wielu przyjaciół i ulubioną pracę. Miałam też wiele marzeń, planów... Tak trudno teraz myśleć, że to wszystko jest już przeszłością...
Przenoszę się myślami w przyszłość, w okres powojenny. I wiem, że kiedy wojna się skończy, pierwszą rzeczą, którą zrobię, będzie przytulenie się do mojego męża. Tak dawno tego nie robiłam i bardzo za tym tęsknię.
Życie w czasie wojny zmieniło się w jeden długi dzień, który zaczął się 24 lutego. Trwa i nie wiem, kiedy się skończy.
Nie potrafię określić, który to dzień miesiąca ani jaki tygodnia. Wszystkie zlewają się w jedno. Nocami prawie nie śpię, a mój umysł nie potrafi określić, w którym momencie kończy się wczoraj, a zaczyna dzisiaj. To tylko gra słów i emocji, chaos w mojej głowie.
Moja żeńska rodzina jest teraz w Holandii. Ja zostałam w Lublinie w organizacji „Liliowa 5 – Pomoc Ukrainie” do pracy jako wolontariuszka. Wreszcie odpowiadam na wezwanie serca. To jedyna rzecz, która mnie trzyma przy życiu i dodaje sił. Pomaganie potrzebującym wypełnia wszystkie moje myśli i godziny, a potrzebujących jest wielu.
Mam dużą praktykę i doświadczenie w psychologii. To teraz bardzo mi się przydaje. W momencie, gdy udzielam wsparcia psychologicznego, całkowicie zapominam o swoich wewnętrznych przeżyciach. Wydaje mi się, że wyłączam własne problemy i myśli i biorę na siebie cierpienie osoby, której chcę pomóc. Zaczynam żyć jej stanem emocjonalnym i dzięki swojej wiedzy i praktyce wyprowadzam ludzi z ich stanu. To dla mnie ciężka praca, pochłaniająca wiele energii. Ale kiedy widzę odmienioną osobę, która przestaje przeżywać swój głęboki strach, pozbywa się negatywnych emocji, odczuwam radość, że mam okazję pomóc.
Ola Adamowicz, Łukasz i Marcin to super zespół, który pomaga ukraińskim uchodźcom. To ludzie o silnym duchu, wielkim sercu i niesamowitej życzliwości dla ludzi. Teraz biorę udział w ich pracy na dużą skalę, jako mała śrubka w maszynie, która zawsze powinna działać prawidłowo, bez względu na wszystko. Mam gorączkę, złapałam wirusa. Dałam sobie tylko dwie godziny na regenerację, po prostu nie mam już czasu. Musimy pracować, bo napływ ludzi stale się zwiększa, jest dużo pracy, a wolontariuszy niewielu.
Siły daje mi to, że nie poddaję się, ale idę do przodu. Na co dzień spotykam wielu dobrych ludzi, których łączy to, że wszyscy są nieszczęśliwi. Tak jak ja mają podzielone życie na trzy okresy. I póki co, jak ja, tkwią w czasie wojny… Każdy ma swoją trudną historię i własną, zranioną tym doświadczeniem duszę. Chcę ich wszystkie przytulić i rozgrzać sercem. Jest ich tak bardzo dużo... Umiem współodczuwać z nimi, przeżywać ich doświadczenia, przez to mocniej czuję własne cierpienie. To nie jest coś, co ludzie mi narzucają, to powszechne nieszczęście, każdy po prostu przeżywa to inaczej.
Dzięki szalonej i ciężkiej pracy Oli Adamowicz i jej zespołu, ci ludzie mają przyszłość. Liliowa 5 to miejsce, które zmienia ludzkie przeznaczenia i przyszłość na lepsze, to miejsce, które zmienia życia właściwie całego świata.
Ciąg dalszy nastąpi