Po blisko 13 tygodniach nieprzerwanego działania może przestać istnieć punkt wydawania żywności i darów rzeczowych uchodźcom z Ukrainy. Magazyn przy ul. Łęczyńskiej zaczyna świecić pustkami.
– Zaczęliśmy pomagać uchodźcom cztery dni po rozpoczęciu wojny, 28 lutego – opowiada Tamara Rutkowska, prezeska Fundacji Skakanka.
Wspomina, że przed magazyn, który nieodpłatne otrzymali wtedy na ten cel, bez przerwy podjeżdżały samochody. Dary przywoziły osoby prywatne, szkoły, firmy. Ciągle wnoszono pudła i reklamówki. Z czasem pomoc zaczęła słabnąć.
– Te pierwsze tygodnie to był taki narodowy zryw, który potem zaczął się kończyć. Absolutnie nie dlatego, że ludzie przestali się wzruszać historią matek uciekających z dziećmi z walczącej Ukrainy. Polacy wciąż chcą pomagać ale zwyczajnie nie mają już na to pieniędzy. Pomagają tyle, ile mogą – uważa Rutkowska.
>>Pomoc dla Skakanki - w tym miejscu można wpłacić datki<<
A potrzeby się nie kończą. Przed magazynem Skakanki każdego dnia ustawia się ponad setka uchodźców.
– Otwieramy o 15, ale tłum potrzebujących potrafi stać już pięć godzin wcześniej. Ci ludzie naprawdę nic nie mają i gdyby nie nasza pomoc po prostu byliby głodni – podkreśla.
Jeszcze do niedawna uchodźcy sami mogli wskazywać czego potrzebują i to otrzymywać. Teraz dostają gotowe pakiety: ryż, kasza, mleko, płatki, konserwa rybna, słodycze dla dzieci. Dzięki współpracy z Homo Faber raz w tygodniu przychodzi też transport owoców.
– Obecnie nawet podstawowych produktów spożywczych zaczyna brakować – mówi Rutkowska. – Trudno sobie wyobrazić skalę, o której mówimy. Ostatnio zrobiliśmy zakupy za 3800 zł. Wystarczyły na 4 dni pomocy. Skąd wziąć kolejne pieniądze? Wysłałam dziesiątki maili do firm związanych z Lublinem i Lubelszczyzną. Prosiłam o wsparcie. Na razie praktycznie bez rezultatu. Jeśli nasz głos nie zostanie usłyszany to 15 czerwca będziemy musieli to zamknąć.
– Żałuje pani? – dopytuję.
– Żałuję uchodźców. Ci ludzie znajdują się w naprawdę wielkiej potrzebie – mówi Tamara Rutkowska. – A z nas jestem dumna, bo jesteśmy malusieńką fundacją, której - dzięki ludziom o wielkich sercach - udało się przez trzy miesiące pomagać rzeszy Ukraińców. Wciąż nie tracę nadziei, że ktoś nam jeszcze pomoże pomagać.