Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Koszykówka

3 lipca 2020 r.
17:13

Moje koszykarskie podium – Jerzy Żytkowski

0 1 A A
Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy
Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy

„Moje podium” to cykl reportaży o ludziach sportu, którzy kiedykolwiek w swojej karierze zdobywali medale i stawali na podium. Bohaterami są nie tylko sami sportowcy, ale także trenerzy, szkoleniowcy, działacze – ci wszyscy, którzy mieli swój udział w zdobywanym medalu. To przecież także ich zasługa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Te reportaże to opowieści nie tylko o nich, to również dokument czasów, w których trenowali, brali udział w zawodach. Ich bohaterami są sportowcy w rożnych wieku i różnych dyscyplin. Często już zapominani, ale łączy ich jedno – znają nie tylko smak zwycięstwa, ale i gorycz porażki. Skupmy się jednak na tym pierwszym. Zapraszamy na sportową podróż w przeszłość.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kiedy koszykarze Startu po raz pierwszy awansowali do ekstraklasy w 1961 r. Jerzy Żytkowski miał zaledwie dziewięć lat. Przez myśl mu wtedy nie przeszło, że za kilkanaście lat przyniesie do domu brązowy medal, który wywalczy w barwach czerwono-czarnych. Ale wcześniej, bo w 1970 roku zdobył z kolegami złoty medal mistrzostw Polski juniorów. Co więcej, kolejne czternaście sezonów spędzi w Starcie – najwięcej w historii klubu.

Marzenie o adidasach

– W latach 60. czy 70. nie mieliśmy takich warunków do trenowania, jakie mają dzisiaj zawodowi koszykarze. Jak sobie przypomnę chociażby ówczesne prysznice w halach, to sam się dziwię, że nikt z nas nie nabawił się grzybicy, czy innych chorób. W większości były to małe i ciemne pomieszczenia z drewnianymi podestami na podłodze. Ciepła woda raz była, raz nie. Żeby odkręcić prysznic, pociągało się za metalowy łańcuszek i czasami trzeba było czekać, aż będzie lecieć ciepła woda. Kiedy kilkunastu chłopaków równocześnie odkręciło wodę, to w połowie mycia leciała już tylko zimna.

O termoaktywnej odzieży nikt wtedy nie słyszał.

– Przez wiele lat trenowaliśmy i graliśmy w strojach z materiału, który nie przepuszczał powietrza. Pociliśmy się niemiłosiernie. Najgorsze były dresy. W niektórych halach w ogóle nie było ogrzewania, albo było w nich niewiele cieplej niż na dworze, dlatego na rozgrzewce ruszaliśmy się w dresach, ale po pewnym czasie były całe mokre od potu. Dzisiaj z podziwem patrzę, w czym grają zawodnicy – dla nas wtedy szczytem marzeń były oryginalne adidasy czy pumy. Mało kto takie posiadał. Chyba, że ktoś mu przywiózł z Zachodu. Kosztowały wtedy krocie – więcej niż przeciętna polska pensja.

My graliśmy w zwykłych, granatowych trampkach, które często już po kilku treningach rozlatywały się. Niektórzy kleili je plastrami, podklejali je. W sklepach były wtedy pustki. Dopiero potem, już jako senior nie narzekałem na brak sprzętu. Wiem jednak, że w niektórych klubach dochodziło do takich sytuacji, że zamawiali określoną liczbę trampek i – owszem – dostawali, tyle ile zamówił, tylko że w jednym rozmiarze – np. 46. Ktoś widocznie w centrali doszedł do wniosku, że skoro to dla koszykarzy, to musi być dużo rozmiar. Pół biedy, kiedy dla wysokiego chłopaka pasowały jak ulał, ale inni, o mniejszej stopie wyglądali komicznie w trampkach o cztery numery większych.

Dziś trudno w to uwierzyć młodszym sportowcom, ale kiedyś nie było tak jak dzisiaj, że przy ławce zawodników stoi specjalne nosidełko, w którym są butelki z napojami. Nam się chciało pić, to lecieliśmy do szatni i piło się wodę prosto z kranu. Po treningach to nawet kolejka się ustawiała.

Odżywki? Owszem. Jedyną, którą znałem, to była kawa

Nikt sobie głowy nie zawracał jakąś dietetyką, zbilansowanym jedzeniem. Wiadomo, że przed treningiem czy meczem nikt się specjalnie nie zajadał, ale jak jechaliśmy czy wracaliśmy z meczu, to na obiad chętnie zamawialiśmy flaki i schabowego. Każdy pamiętał to, co wtedy obowiązywało: „jedz, to będzie silny”. I jedliśmy.

Wielu zawodników z mojej drużyny paliło wtedy papierochy. To m.in. Irek Mulak, któremu to wcale nie przeszkadzało w graniu. Kiedyś zauważył go z papierosem w ręku na ulicy jeden z dziennikarzy i następnego dnia ukazał się artykuł w gazecie, w którym autor napiętnował Irka za ten nałóg. Ale i tak palenia nie rzucił i był jednym z najlepszych polskich koszykarzy w lidze.

A propos papierosów, to były mecze w hali przy Zygmuntowskich, które trwały dłużej, niż powinny. Zwłaszcza po przerwie. Wszystko właśnie przez dym z papierosów. Kiedy było zimno, to kibice w przerwie palili w holu lub w szatniach na dole. Kiedy jednocześnie zapaliło kilkaset osób, to nie było czym oddychać. Halę trzeba było wietrzyć.

Nie mieliśmy wtedy takiej „armii zaciężnej” jak dzisiaj. Skład był oparty na wychowankach. Wielu zawodników w tamtych latach nigdy nie grało do końca kariery w innych klubach. Byli związani ze swoim pierwszym klubem  na dobre i na złe. Trochę inaczej wyglądało to w wojskowych klubach. Wtedy, żeby ściągnąć do siebie zawodnika, to przychodził rozkaz, że taki i taki zawodnik ma się zgłosić do Śląska czy Legii i nie było dyskusji.

Wiem, że teraz są zupełnie inne realia i dzisiaj każdy sportowiec traktuje klub jako zakład pracy, który często zmienia i idzie tam, gdzie może więcej zarobić. Wtedy jednak, kiedy ja grałem, każda zmiana klubu nie była też mile widziana przez kibiców. Liczył się lokalny patriotyzm. W dzisiejszym sporcie to sponsor ma najwięcej do powiedzenia. Reszta się nie liczy. Rzadko kiedy zawodnik przywiązuje się do klubu, miasta czy regionu. Jeśli dostaje bardziej intratną propozycję, nawet w egzotycznym kraju – to bez wahania decyduje się na przeprowadzkę.

Kiedyś liga była bardziej przewidywalna

Było 5-6 zespołów, które przez lata dominowały w rozgrywkach. To były uznane zespoły jak Śląsk, Wisła, Resovia, Lech czy Wybrzeże. Były awanse, spadki, a dzisiaj wystarcza mieć pieniądze i można wykupić tzw. dziką kartę, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywek.

Sprzedawanie meczów? Owszem, tu i ówdzie słychać było, że jakiś zawodnik podejrzanie słabo zagrał, ale to były sporadyczne wypadki. W koszykówce trudno jest oszukać. Można raz czy dwa nie trafić spod samego kosza; to się zdarza każdemu, ale trener, widząc nieskuteczną grę, sadza takiego zawodnika na ławce. W takiej nożnej łatwiej jest popełnić świadomy błąd. Mówiąc krótko – w koszykówce sprzedawanie czy kupowanie meczów było praktycznie niespotykane. To nie ta dyscyplina.

Psycholog w klubie? A po co?

Tę rolę spełniał trener. Zastępował i ojca i wychowawcę. Pamiętam, że trenerzy wiedzieli, kto jak się uczy w szkole. Jak trzeba było, to chodzili nawet do wychowawcy, a nawet odwiedzali rodziców w domu. Zdarzało się, że trener za złe oceny nie wpuszczał na trening. To była najgorsza kara. Poprawiłeś oceny – mogłeś wówczas wejść na salę. 

Zdzisław Niedziela, z którym osiągnąłem tyle w sporcie, potrafił w prosty sposób dotrzeć do zawodnika bez stosowania psychologicznych wybiegów. Kiedy trzeba było, to tak ochrzanił, że poszło w pięty, a kiedy indziej podszedł, poklepał po ramieniu i pochwalił za dobre zagranie. Po latach wspólnie spędzonych na boisku wiedzieliśmy już po jego minie, czy za chwilę wybuchnie czy też poklepie. Nie musiał nic mówić, żebyśmy wyciągnęli wnioski. I to działało. To był znakomity szkoleniowiec. Podobnie jak mój pierwszy trener – Zdzisław Zarzycki.

Dzisiaj każdy zawodowy koszykarz ma też indywidualny trening siłowy. My mieliśmy też obozy kondycyjne. Ich program był szalenie prosty. Trener kazał nałożyć sobie obciążniki, pasy ołowiane, pokazywał palcem na górę widniejącą na horyzoncie i padała komenda: Na górę i za trzy godziny macie być z powrotem!

Koszykówka sprzed czterdziestu lat nie była tak widowiskową dyscypliną, jaką jest dzisiaj. Grało się o wiele wolniej, nie było rzutów za trzy, wsadów. Sami zawodnicy byli też o wiele niżsi. My mieliśmy w drużynie jedynie Wojtka Szaratę, Darka Jeziora, potem Janusza Florczaka czy Jacka Grabskiego, którzy mieli ponad dwa metry wzrostu. I tyle. Dzisiaj dwumetrowcy są często rozgrywającymi, a pod koszem walczą o wzroście 210-215 cm.

Na meczach wsady były kiedyś rzadkością. Zresztą wtedy zawodnicy nie byli aż tak skoczni jak dzisiaj, kiedy prawie każdy zawodnik pakuje piłkę z góry. U nas najbardziej widowiskowo robił to Irek Mulak. Obręcze nie było kiedyś uchylne i zdarzało się, że podczas rozgrzewki urywały się podczas wsadu.

Ówczesne mecze miały swoją dramaturgię, wiele spotkań kończyło się tak samo rzutem w ostatniej sekundzie. Pamiętam, że w hali na al. Zygmuntowskich zawsze mieliśmy niesamowity doping. Zdarzało się, że przy rzutach osobistych przeciwnika, wszyscy tupali nogami, sądząc, że w ten sposób spowodują drgania kosza i utrudnią przeciwnikowi celny rzut.

Bywało, że niektórzy koszykarze z przeciwnych zespołów byli obiektem słownego ataku ze strony kibiców. Tak było m.in. w przypadku Zdziśka Myrdy z Resovii czy Gienka Durejki z Lecha. Kibice głośno skandowali ich nazwiska, w przypadku Myrdy było to czasami „Zdzisek”, chcąc ich zdeprymować. Nie wiem, dlaczego padło akurat na nich, bo i jeden i drugi byli sympatycznymi zawodnikami. Zdobywali jednak bardzo dużo punktów dla swoich zespołów i pewnie to się nie podobało kibicom.

W Lublinie gwizdano także na Gienka Kijowskiego, który był wtedy jednym z najlepszych rozgrywających w lidze

To za sprawą Kena Washingtona, który grał u nas. Kiedyś Gienek stwierdził, że takich „Kenów Washingtonów” to jest na pęczki. I Ken pokazał mu miejsce w szeregu. W meczu przeciwko Lechowi kilkakrotnie ośmieszył Gienka i zdobył ponad 30 punktów. Od tej pory Kijewskiemu ciężko było grać w Lublinie, bo przy każdym jego zetknięciu z piłką rozlegało się buczenie i gwizdanie.

W 1979 r. koszykówka w Lublinie święciła triumfy właśnie za sprawą Kena. Był niewątpliwie magnesem przyciągającym kibiców. Dzisiaj prawie każdy klub ma w swoim składzie obcokrajowców, ale wtedy czarnoskóry koszykarz to było coś niezwykłego.

Ken już w pierwszych meczach w barwach Startu ośmieszał rywali. Był bardzo szybki, skoczny, potrafił podać piłkę w najmniej oczekiwanym momencie, czasami pod nogą. Rywale nie potrafili sobie poradzić z niskim (173 cm) rozgrywającym. Był gwiazdą, zdobywał mnóstwo punktów i nic dziwnego, że po pierwszym sezonie został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi. Potem nie było mu tak łatwo. Przeciwnicy już wiedzieli, że nie można odstąpić go na krok i kryli go na całym boisku. Ale i tak te nasze dwa tytuły brązowych medalistów to przede wszystkim jego zasługa.

Koszykarskie pokolenia

 Jerzy Żytkowski od wielu lat sędziuje w amatorskiej lidze. Cieszy się, że do sportu garnie się wiele młodych osób. – Wśród tych zawodników widzę nowe pokolenia koszykarzy. To synowie, potem wnukowie tych, z którymi kiedyś zetknąłem się na boisku.

Wielu z nich kultywuje rodzinne tradycje. Są tacy, którzy mogliby dzisiaj lub w najbliższej przyszłości wystawić piątkę zawodników – do tego całkiem mocną. Weźmy chociażby takich Karolaków: Piotr, który grał w ekstraklasie najdłużej, Kuba – mistrz i wicemistrz Polski, Bartek gra w czołowym klubie pierwszoligowym, na parkietach ekstraklasy występował także Paweł. I już widać ich następców. I bardzo dobrze, bo każdemu i zawsze powtarzam, że sport jest najlepszą metodą wychowawczą. Wielu z nas, sportowców, wie że życiu jest jak na zawodach – raz się wygrywa, raz przegrywa, ale nigdy nie można się poddawać. Nie byliśmy chowani pod szkłem. Poznaliśmy, co to jest ból, jak smakuje gorycz porażki. To nas nauczyło pokory, dyscypliny i nie załamujemy rąk, kiedy coś nam nie idzie.

Na sporcie się nie dorobiłem

Owszem, pieniądze z tego jakieś były, byliśmy znani, popularni, ale w porównaniu z dzisiejszymi realiami w sporcie zawodowym, to można powiedzieć, że to była amatorszczyzna. Żaden z nas po zakończeniu kariery nie żył z tego, co zarobił grając w koszykówkę. Owszem, ci lepsi zawodnicy dostawali jakieś przydziały na samochód, mieszkanie, ale nikt nie zarabiał takich pieniędzy jak dzisiaj.

My zresztą nie graliśmy dla pieniędzy. Nie było wtedy zresztą sportu zawodowego, agentów, kontraktów. Graliśmy, bo to była nasza pasja. Żyliśmy koszykówką. To nas łączyło. Znaliśmy się jak łyse konie, bo większość z nas nigdy nie zmieniała klubu, nic dziwnego, że spędziliśmy ze sobą tyle czasu razem. Dzisiaj jest tak duża rotacja w drużynach, że wielu koszykarzy nawet nie jest w stanie zapamiętać imion wszystkich kolegów.

Ja i mój rower

Od wielu lat Jerzy Żytkowski oddaje się swojej drugiej pasji – kolarstwu. Rowerem jeździ wszędzie – nawet na małe piwo do Zwierzyńca. Nie ma dla niego niekorzystnej pogody. Chyba, że zimowe zaspy staną na przeszkodzie. Sto czy dwieście kilometrów dziennie nie stanowią dla niego zbytniego problemu. Kiedy mija orlik i widzi grających chłopaków w kosza nie może się jednak oprzeć, żeby choć na chwilę przystanąć i popatrzeć, jak grają. Z koszykówki nigdy się nie „wyleczył”.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
e-Wydanie

Pozostałe informacje

Niczym białe złoto. Dziś Dzień Honorowej Dawczyni Mleka Kobiecego
Foto
galeria

Niczym białe złoto. Dziś Dzień Honorowej Dawczyni Mleka Kobiecego

45 dawczyń, 240 litrów mleka i 3622 wypełnionych butelek. Taki wynik przez 5 lat uzyskał jedyny w naszym województwie Bank Mleka Kobiecego.

Lubelskie Dni Integracji: Wsparcie, różnorodność i współpraca
galeria

Lubelskie Dni Integracji: Wsparcie, różnorodność i współpraca

Innowacyjne rozwiązania technologiczne, aplikacje i różnorodność, czyli Piknik Integracyjny w ramach Dni Integracji. Wydarzenie przed pomnikiem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie było okazją do zaprezentowania organizacji pozarządowych i studenckich lubelskich uczelni działających na rzecz osób z niepełnosprawnością.

Szukają najlepszego policjanta. Dziś kierowanie, jutro jazda
galeria

Szukają najlepszego policjanta. Dziś kierowanie, jutro jazda

W Lublinie trwają wojewódzkie eliminacje XXXIV Edycji Ogólnopolskiego Konkursu „Policjant Ruchu Drogowego”. Turniej składa się z sześciu konkurencji podzielony jest na dwa dni.

Koniec dobrej passy Świdniczanki i złej Podlasia, Orlęta Spomlek praktycznie w IV lidze

Koniec dobrej passy Świdniczanki i złej Podlasia, Orlęta Spomlek praktycznie w IV lidze

W środę na ośmiu meczach zakończyła się passa meczów bez porażki Świdniczanki. Trzy punkty ze stadionu przy ul. Turystycznej wywiozła Wisłoka Dębica. Jedno spotkanie krócej na przełamanie kiepskiej serii czekali za to w Białej Podlaskiej. Drużyna Artura Renkowskiego wreszcie wywalczyła jednak pełną pulę – w Sieniawie ograła Sokoła 2:0.

Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Gdzie szukać pomocy?
LISTA

Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Gdzie szukać pomocy?

W województwie lubelskim jest ponad 30 ośrodków, które w różnym zakresie udzielają pomocy psychologicznej dzieciom i młodzieży. Gdzie i jaką pomoc można otrzymać?

Radny PiS na lodzie. Nie dostał obiecanego stanowiska

Radny PiS na lodzie. Nie dostał obiecanego stanowiska

Samorządowiec z Prawa i Sprawiedliwości rzucił posadę z-cy dyrektora inspekcji handlowej dla obiecanego stanowiska w zarządzie powiatu puławskiego. Gdy niespodziewanie PiS władzę w powiecie stracił, radny został z niczym. Czy pomoże mu wojewoda?

Dziekani kierunków technicznych przyjechali do Lublina
PATRONAT
galeria

Dziekani kierunków technicznych przyjechali do Lublina

Sztuczna Inteligencja to główny temat dziekanów, prodziekanów i przewodniczących rad dyscyplin z 22 uczelni technicznych w Polsce.

Te Urzędy Skarbowe są przyjazne przedsiębiorcom. Wśród wyróżnionych także trzy z Lubelskiego

Te Urzędy Skarbowe są przyjazne przedsiębiorcom. Wśród wyróżnionych także trzy z Lubelskiego

Ponad 10 600 przedsiębiorców oceniło pracę 378 urzędów skarbowych - Business Centre Club po raz 21. wyróżnił najlepiej funkcjonujące urzędy skarbowe w kraju. Wśród 43 laureatów ogólnopolskiego konkursu „Urząd Skarbowy Przyjazny Przedsiębiorcy” znalazły się trzy z województwa lubelskiego.

Nowy festiwal w Lublinie. Znamy szczegóły Festiwalu Sztuki Nad Rzeką
1 czerwca 2024, 19:00

Nowy festiwal w Lublinie. Znamy szczegóły Festiwalu Sztuki Nad Rzeką

Festiwal Sztuki Nad Rzeką (czerwiec – październik 2024) to najnowsze wydarzenie w kulturalnym kalendarzu Lublina, które obok Nocy Kultury, Wschodu Kultury – Innych Brzmień, Carnavalu Sztukmistrzów i Festiwalu Re:tradycja – Jarmark Jagielloński wpisuje się w lubelskie starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2029.

Szefowa MOPS odwołana. Urząd wytyka jej nieprawidłowości

Szefowa MOPS odwołana. Urząd wytyka jej nieprawidłowości

Szykuje się zmiana kierownictwa w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Prezydent odwołał dotychczasową szefową, Ewę Borkowską. Urząd zarzuca jej nieprawidłowości przy dofinansowaniach do turnusów rehabilitacyjnych.

Kierowca zasnął za kierownicą. W wypadku zginęła mała dziewczynka i dwie kobiety

Kierowca zasnął za kierownicą. W wypadku zginęła mała dziewczynka i dwie kobiety

Bus roztrzaskał się o drzewo. Na miejscu zginęły dwie kobiety i sześcioletnia dziewczynka. Prokuratura właśnie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko ukraińskiemu kierowcy.

Zachowaj ostrość widzenia, zadbaj o swój wzrok
WIDEO
film

Zachowaj ostrość widzenia, zadbaj o swój wzrok

Optyk, okulista, optometrysta – wszystkie te zawody zaczynają się na literę O, ale łączy ich także coś innego. Wszyscy dbają o nasz wzrok. Jak zadbać o nasze oczy, kto i kiedy powinien się wybrać na badania, a także coś o soczewkach kontaktowych i okularach przeciwsłonecznych opowiedzą Katarzyna Piątkowska oraz Bożena Kliza-Puszka – optometrystka i optyczka.

Lubelski Dworzec zostanie Cudem Polskim 2024?

Lubelski Dworzec zostanie Cudem Polskim 2024?

Dworzec Lublin ma szanse na wygraną w konkursie organizowanym przez czasopismo National Geographic Polska.

Egzamin ósmoklasisty 2024. Arkusze i rozwiązania egzaminu z matematyki

Egzamin ósmoklasisty 2024. Arkusze i rozwiązania egzaminu z matematyki

W środę uczniowie musieli wykazać się wiedzą matematyczną i na przykład obliczyć zysk ze sprzedaży truskawek i czy różnicę w wysokości wież.

Po ponad pięciu latach zmienił urząd. U wojewody zarobi mniej niż u prezydenta

Po ponad pięciu latach zmienił urząd. U wojewody zarobi mniej niż u prezydenta

Po ponad pięciu latach u boku prezydenta Michała Litwiniuka (PO), Maciej Buczyński zmienił miejsce pracy. Od wtorku jest szefem bialskiej delegatury Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Zarobi tu mniej niż w ratuszu.

ORLEN BASKET LIGA MĘŻCZYZN
30. KOLEJKA

Wyniki:

Icon Sea Czarni Słupsk - Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia 93:82
Dziki Warszawa - PGE Spójnia Stargard 70:67
BM Stal Ostrów Wlkp. - Enea Zastal BC Zielona Góra 126:60
Polski Cukier Start Lublin - Legia Warszawa 92:112
Anwil Włocławek - Arriva Polski Cukier Toruń 91:70
Trefl Sopot - King Szczecin 92:98
WKS Śląsk Wrocław - Muszynianka Domelo Sokół Łańcut 98:79
GTK Gliwice - MKS Dąbrowa Górnicza 73:110

Tabela:

1. Anwil 30 53 2585 - 2312
2. Trefl 30 51 2570 - 2385
3. Ostrów Wlkp. 30 49 2641 - 2417
4. King 30 49 2701 - 2534
5. Legia 30 49 2587 - 2473
6. Śląsk 30 47 2393 - 2469
7. Dąbrowa G. 30 46 2887 - 2755
8. Spójnia 30 46 2453 - 2333
9. Start 30 46 2720 - 2707
10. Dziki 30 46 2347 - 2382
11. Czarni Słupsk 30 44 2332 - 2395
12. Toruń 30 43 2428 - 2520
13. Arka 30 39 2452 - 2753
14. Gliwice 30 39 2577 - 2729
15. Zielona Góra 30 38 2468 - 2737
16. Sokół 30 35 2413 - 2653

ALARM24

Widzisz wypadek? Jesteś świadkiem niecodziennego zdarzenia?
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

Kliknij i dodaj swojego newsa!