Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zdmuchnęło dom

Tadeusz Grzywaczewski leżał jeszcze w łóżku, kiedy usłyszał wybuch. Strych wraz z dachem na moment uniósł się do góry. W tej samej chwili tuż koło jego głowy przeleciały wyrwane z zawiasów drzwi kuchenne.
Było tuż po godz. 9. Przez Wólkę Wytycką przejeżdżał Wiesław Ramenda, strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Wytycznie. - Nagle na moich oczach zaczął się walić dom - mówi. - Natychmiast się zatrzymałem. W ruinach chałupy znalazłem Władysława Grzywaczewskiego. Siedział na butli z gazem! Miał poparzoną twarz i ręce. Ramenda zaprowadził rannego mężczyznę do sąsiadów. Wrócił, by powyrzucać płonące szmaty i wynieść w bezpieczne miejsce trzy butle z gazem. Dopiero wtedy wezwał pomoc. Na miejsce przyjechali jego koledzy z OSP, zawodowi strażacy z Włodawy oraz lekarz z Urszulina, który opatrzył 73-letniego Grzywaczewskiego. Przyjechało po niego pogotowie, by przewieźć go do włodawskiego szpitala. Ma poparzenia drugiego stopnia twarzy, rąk i brzucha. W czasie wybuchu w domu była jeszcze żona gospodarza i ich syn. Nic im się nie stało, sami zdołali opuścić rozbity budynek. - Zajmowaliśmy z matką zachodnią część mieszkania, a ojciec wschodnią - mówi Tadeusz Grzywaczewski. - Lubił wygody i dlatego kupił sobie gazową kuchenkę i piecyk. W poniedziałek prosiłem go, by nie majstrował przy butlach, bo chyba gaz się ulatnia. Ojciec jest uparty i mnie nie posłuchał. Według strażaków senior Grzywaczewski był sprawcą wybuchu. Wystarczyło, że w wypełnionym gazem pomieszczeniu przypalił papierosa, by chałupa złożyła się jak domek z kart. - Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, dom Grzywaczewskich był już odcięty od prądu - mówi Paweł Matczuk, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej we Włodawie. - Nadawał się tylko do rozbiórki. Zabezpieczyliśmy go prowizorycznie, tak by udało się wynieść wszystko, co jeszcze przedstawiało jakąkolwiek wartość. Kiedy strażacy się z tym uporali, za pomocą lin przypiętych do ciężkiego wozu bojowego rozerwali budynek na strzępy. Na miejscu pozostała sterta bali, desek i eternitu. - Dom postawiliśmy w 1964 roku - mówi młodszy Grzywaczewski. - A tu proszę, w ułamku sekundy straciliśmy dorobek naszego życia. Trudno się z tym pogodzić. Pan Tadeusz, który ma już 48 lat, nie zamierza odbudowywać budynku. Nie ma na to sił także jego matka. Ludzie, którzy stracili dach nad głową, znaleźli schronienie u rodziny.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama