Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik

Kawaler Orderu Odrodzenia PZPR w Białej.

Utworzony przez Dziedek Mikołaj., 12 grudnia 2010 r. o 09:18
Za lojalność wobec PZPR są najwyższe nagrody. Stawką w Białej jest lotnisko, ostatni większy geszeft do przeprowadzenia.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Dziedek Mikołaj. napisał:
Za lojalność wobec PZPR są najwyższe nagrody. Stawką w Białej jest lotnisko, ostatni większy geszeft do przeprowadzenia.
[i] Poniższy przedruk poświęcam tym którzy chcą się tak gorąco oddać Rosji oraz tym którzy tak z takim zangażowaniem chcą kontynuacji PRL, za portalem iskry polskości: "Jednym z głównych powodów przystąpienia Rosji do przymierza Aliantów w czasie pierwszej wojny światowej, była obietnica ze strony Anglii oddania jej we władanie Bosforu. Imperium Otomańskie, odwieczny wróg Rosji, panując nad tym przesmykiem mogło w każdej chwili „zakorkować” rosyjską flotę na Morzu Czarnym. Wymarzony, swobodny dostęp do Morza Śródziemnego i dalej do oceanu Atlantyckiego, był według cara Mikołaja II wystarczającą ceną za przystąpienie do wojny przeciwko Entencie. Trzeba przyznać, że Anglia włożyła dużo wysiłku, aby tą obietnicę zrealizować, ale głównie przy pomocy korpusu wojsk australijskich i nowozelandzkich. Mimo bardzo dużych strat w zabitych i rannych po obu stronach, nie udało sie zająć Aliantom Bosforu. Nowo powstałe państwo tureckie zdało swój pierwszy bojowy egzamin. Wypadałoby też dodać, że Turcy nie brali jeńców. Poddający się byli rozstrzeliwani, a rannych dobijano. Nie można było powtórzyć tej oferty w czasie drugiej wojny światowej. Turcja przezornie zachowywała neutralność. Tym razem ceną za sojusz przeciwko Niemcom było oddanie Europy Wschodniej w sferę rosyjskich wpływów. Teatr odstawiony po wojnie przez Stalina i Churchilla z dyskusją na temat linii Szczecin-Triest był zrobiony dla politycznych ignorantów i ludzi naiwnych. Sprawa była załatwiona, conajmniej kilka miesięcy przed wojną i z całą pewnością obejmowała Berlin. Świadczą o tym liczne rozkazy Eisenhowera nakazujące wycofanie sie oddziałom, które „zagalopowały” się za daleko, poza uzgodnioną wcześniej linię podziału Niemiec. Pod koniec wojny Churchill zdołał „uratować” Jugosławię i Grecję. Na zajęcie całych Bałkanów nie zgodził się jednak Roosevelt. Co dawało Rosji przejęcie tak dużego obszaru pod swoją kuratelę? Bardzo dużo. Zacznijmy od tego, że Polska w ramach reparacji wojennych miała otrzymać o ile pamiętam 2 lub 3% tego, co ZSRR otrzymał z Niemiec. To, co dostaliśmy było z pewnością ułamkiem procenta. Były to trzy stare morskie transportowce. Dwa z nich szybko zatonęły z ładunkiem po przełamaniu się wpół w czasie sztormów. Trzeci prędko też poszedł na złom. Po wojnie Rosja wywiozła z terenów zajętych w NRD i w Mandżurii cały park maszynowy, tabor kolejowy i wszystko to, co dało się wywieźć. Wbrew poprzednim ustaleniom, doszczętnie ograbione zostały także nasze Ziemie Odzyskane. Na ironię zakrawa też fakt, że władze PRL-u zrezygnowały z odszkodowań wojennych wobec Niemiec Wschodnich. A przecież Rosja ogołociła je do cna. Wartość tej tak z rosyjska zwanej, „dobyczy”, wynosiła wiele, wiele miliardów dolarów. Pewien inżynier, przetrzymywany w Rosji przez kilka lat po wojnie tylko z racji swojego zawodu, opowiadał, że wybierał ze śniegu i błota po obu stronach kolejowych torów, gdzieś na Syberii, maszyny do nowo budowanej fabryki. Taki prowizoryczny, w dosłownym tego słowa znaczeniu skład niemieckich i japońskich maszyn, ciągnął się tam setkami kilometrów. Problemem było tylko to, by znaleźć coś, co by pasowało do aktualnego zapotrzebowania. Można sobie wyobrazić ile tych maszyn uległo tam bezpowrotnemu zniszczeniu. Ale ta grabież to był tylko pierwszy akt. Drugi zaczął się na dobre parę lat później. Oficjalnie nazywało się to wymianą handlową. Przez przeszło piętnaście lat „sprzedawaliśmy” do Rosji węgiel po dolarze za tonę, przy jego cenach rynkowych wynoszących15 dol. Podobnie, choć nie tak drastycznie wyglądał eksport naszego cukru, mięsa i zboża. Budowaliśmy dla ZSSR statki i całe zakłady produkcyjne. Prasa zachłystywała się coraz to nowymi osiągnięciami. Milczała jednak o drugiej stronie medalu. W bardzo wielu przypadkach, oddawaliśmy te statki i zakłady za grosze lub ze stratami. Jak to było możliwe? Postaram się to opisać na przykładach, które znam osobiście. Zakład Elwro we Wrocławiu otrzymuje zamówienie na kilka zautomatyzowanych tartaków. W grę wchodzą bardzo duże pieniądze. Zgodnie z zamówieniem, większość maszyn trzeba sprowadzić z Niemiec lub z Anglii za cenne dewizy. Tylko jedną na każdy zakład ma dostarczyć fabryka z Ukrainy. Terminy dostaw są napięte, ale wykonanie projektu przebiega zgodnie z planem. Wkrótce wszystko jest gotowe. Wszystko, za wyjątkiem tych maszyn z Ukrainy. Mija prawie rok i kary umowne za opóźnienie wysyłki kompletnych zakładów wkrótce przewyższą wartość kontraktu. Nie pomagają żadne ponaglenia. W końcu brakujące maszyny przychodzą. Ale niestety, tartaki trzeba oddać już za darmo. Na naradzie w ministerstwie przemysłu maszynowego kolega pyta, dlaczego naliczono tak śmiesznie małe kary umowne za spóźnienia w dostawie maszyn z Ukrainy. Prowadzący naradę wiceminister, wyraźnie zdenerwowany tym pytaniem, odpowiada ze znanym akcentem: „Panie inżynierze, pan się interesuj sprawami technicznemy. To my jesteśmy od spraw handlowych!” W roku 1952 prasa hucznie zapowiada rozpoczęcie produkcji pierwszego polskiego samochodu na radzieckiej licencji. Ma się nazywać Warszawa. Tuż przed rozpoczęciem montażu tytuły na pierwszych stronach gazet oznajmiają: „Warszawy siostry Pobied! Ostatnią Pobiedę radzieccy robotnicy przekazali do muzeum!” To był szok!. Pobieda to stary Opel Kadet, produkowana w fabryce w całości wywiezionej z Niemiec. Konstrukcja grubo z przed wojny. Szok! To potem o tym powie Gomółka w swojej inauguracyjnej mowie po objęciu władzy: „Produkujemy przestarzałe samochody, których nikt już na świecie nie produkuje!” Rzeczywiście, nadawały się tylko do muzeum! Po paru miesiącach strona rosyjska ofiaruje nam dodatkowo za cztery miliony dolarów stare tłoczniki do karoserii. Do Moskwy jedzie jakaś pani, niska urzędniczka z wydziału kontroli dostaw. Podpisuje umowę. Po miesiącu tłoczniki przychodzą na dworzec towarowy w Warszawie. Pani w międzyczasie zwolniła się z pracy i po otrzymaniu paszportu, Bardzo zadowolona, wyjechała do pewnego kraju na Bliskim Wschodzie. Na dworzec jadą inżynierowie z kontroli dostaw. Po krótkim czasie wracają z jednomyślną decyzją: Nie opłaca się rozładowywać wagonów. Lepiej wysłać cały transport od razu bezpośrednio do huty na przetop. Kilkanaście lat później zakłady na Żeraniu podpisują umowę z Fiatem na licencję produkcji trzech różnych modeli nowego samochodu. Trzy prototypy przywiezione w tirach stoją zamk
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
[[i] Poniższy przedruk poświęcam tym którzy chcą się tak gorąco oddać Rosji oraz tym którzy tak z takim zangażowaniem chcą kontynuacji PRL, za portalem iskry polskości: "Jednym z głównych powodów przystąpienia Rosji do przymierza Aliantów w czasie pierwszej wojny światowej, była obietnica ze strony Anglii oddania jej we władanie Bosforu. Imperium Otomańskie, odwieczny wróg Rosji, panując nad tym przesmykiem mogło w każdej chwili „zakorkować” rosyjską flotę na Morzu Czarnym. Wymarzony, swobodny dostęp do Morza Śródziemnego i dalej do oceanu Atlantyckiego, był według cara Mikołaja II wystarczającą ceną za przystąpienie do wojny przeciwko Entencie. Trzeba przyznać, że Anglia włożyła dużo wysiłku, aby tą obietnicę zrealizować, ale głównie przy pomocy korpusu wojsk australijskich i nowozelandzkich. Mimo bardzo dużych strat w zabitych i rannych po obu stronach, nie udało sie zająć Aliantom Bosforu. Nowo powstałe państwo tureckie zdało swój pierwszy bojowy egzamin. Wypadałoby też dodać, że Turcy nie brali jeńców. Poddający się byli rozstrzeliwani, a rannych dobijano. Nie można było powtórzyć tej oferty w czasie drugiej wojny światowej. Turcja przezornie zachowywała neutralność. Tym razem ceną za sojusz przeciwko Niemcom było oddanie Europy Wschodniej w sferę rosyjskich wpływów. Teatr odstawiony po wojnie przez Stalina i Churchilla z dyskusją na temat linii Szczecin-Triest był zrobiony dla politycznych ignorantów i ludzi naiwnych. Sprawa była załatwiona, conajmniej kilka miesięcy przed wojną i z całą pewnością obejmowała Berlin. Świadczą o tym liczne rozkazy Eisenhowera nakazujące wycofanie sie oddziałom, które „zagalopowały” się za daleko, poza uzgodnioną wcześniej linię podziału Niemiec. Pod koniec wojny Churchill zdołał „uratować” Jugosławię i Grecję. Na zajęcie całych Bałkanów nie zgodził się jednak Roosevelt. Co dawało Rosji przejęcie tak dużego obszaru pod swoją kuratelę? Bardzo dużo. Zacznijmy od tego, że Polska w ramach reparacji wojennych miała otrzymać o ile pamiętam 2 lub 3% tego, co ZSRR otrzymał z Niemiec. To, co dostaliśmy było z pewnością ułamkiem procenta. Były to trzy stare morskie transportowce. Dwa z nich szybko zatonęły z ładunkiem po przełamaniu się wpół w czasie sztormów. Trzeci prędko też poszedł na złom. Po wojnie Rosja wywiozła z terenów zajętych w NRD i w Mandżurii cały park maszynowy, tabor kolejowy i wszystko to, co dało się wywieźć. Wbrew poprzednim ustaleniom, doszczętnie ograbione zostały także nasze Ziemie Odzyskane. Na ironię zakrawa też fakt, że władze PRL-u zrezygnowały z odszkodowań wojennych wobec Niemiec Wschodnich. A przecież Rosja ogołociła je do cna. Wartość tej tak z rosyjska zwanej, „dobyczy”, wynosiła wiele, wiele miliardów dolarów. Pewien inżynier, przetrzymywany w Rosji przez kilka lat po wojnie tylko z racji swojego zawodu, opowiadał, że wybierał ze śniegu i błota po obu stronach kolejowych torów, gdzieś na Syberii, maszyny do nowo budowanej fabryki. Taki prowizoryczny, w dosłownym tego słowa znaczeniu skład niemieckich i japońskich maszyn, ciągnął się tam setkami kilometrów. Problemem było tylko to, by znaleźć coś, co by pasowało do aktualnego zapotrzebowania. Można sobie wyobrazić ile tych maszyn uległo tam bezpowrotnemu zniszczeniu. Ale ta grabież to był tylko pierwszy akt. Drugi zaczął się na dobre parę lat później. Oficjalnie nazywało się to wymianą handlową. Przez przeszło piętnaście lat „sprzedawaliśmy” do Rosji węgiel po dolarze za tonę, przy jego cenach rynkowych wynoszących15 dol. Podobnie, choć nie tak drastycznie wyglądał eksport naszego cukru, mięsa i zboża. Budowaliśmy dla ZSSR statki i całe zakłady produkcyjne. Prasa zachłystywała się coraz to nowymi osiągnięciami. Milczała jednak o drugiej stronie medalu. W bardzo wielu przypadkach, oddawaliśmy te statki i zakłady za grosze lub ze stratami. Jak to było możliwe? Postaram się to opisać na przykładach, które znam osobiście. Zakład Elwro we Wrocławiu otrzymuje zamówienie na kilka zautomatyzowanych tartaków. W grę wchodzą bardzo duże pieniądze. Zgodnie z zamówieniem, większość maszyn trzeba sprowadzić z Niemiec lub z Anglii za cenne dewizy. Tylko jedną na każdy zakład ma dostarczyć fabryka z Ukrainy. Terminy dostaw są napięte, ale wykonanie projektu przebiega zgodnie z planem. Wkrótce wszystko jest gotowe. Wszystko, za wyjątkiem tych maszyn z Ukrainy. Mija prawie rok i kary umowne za opóźnienie wysyłki kompletnych zakładów wkrótce przewyższą wartość kontraktu. Nie pomagają żadne ponaglenia. W końcu brakujące maszyny przychodzą. Ale niestety, tartaki trzeba oddać już za darmo. Na naradzie w ministerstwie przemysłu maszynowego kolega pyta, dlaczego naliczono tak śmiesznie małe kary umowne za spóźnienia w dostawie maszyn z Ukrainy. Prowadzący naradę wiceminister, wyraźnie zdenerwowany tym pytaniem, odpowiada ze znanym akcentem: „Panie inżynierze, pan się interesuj sprawami technicznemy. To my jesteśmy od spraw handlowych!” W roku 1952 prasa hucznie zapowiada rozpoczęcie produkcji pierwszego polskiego samochodu na radzieckiej licencji. Ma się nazywać Warszawa. Tuż przed rozpoczęciem montażu tytuły na pierwszych stronach gazet oznajmiają: „Warszawy siostry Pobied! Ostatnią Pobiedę radzieccy robotnicy przekazali do muzeum!” To był szok!. Pobieda to stary Opel Kadet, produkowana w fabryce w całości wywiezionej z Niemiec. Konstrukcja grubo z przed wojny. Szok! To potem o tym powie Gomółka w swojej inauguracyjnej mowie po objęciu władzy: „Produkujemy przestarzałe samochody, których nikt już na świecie nie produkuje!” Rzeczywiście, nadawały się tylko do muzeum! Po paru miesiącach strona rosyjska ofiaruje nam dodatkowo za cztery miliony dolarów stare tłoczniki do karoserii. Do Moskwy jedzie jakaś pani, niska urzędniczka z wydziału kontroli dostaw. Podpisuje umowę. Po miesiącu tłoczniki przychodzą na dworzec towarowy w Warszawie. Pani w międzyczasie zwolniła się z pracy i po otrzymaniu paszportu, Bardzo zadowolona, wyjechała do pewnego kraju na Bliskim Wschodzie. Na dworzec jadą inżynierowie z kontroli dostaw. Po krótkim czasie wracają z jednomyślną decyzją: Nie opłaca się rozładowywać wagonów. Lepiej wysłać cały transport od razu bezpośrednio do huty na przetop. Kilkanaście lat później zakłady na Żeraniu podpisują umowę z Fiatem na licencję produkcji trzech różnych modeli nowego samochodu. Trzy prototypy przywiezione w tirach stoją zamknięte w hali bez okien. Pomimo welonu tajemniczości, samochody oglądają pielgrzymki wysokich dygnitarzy z całej Polski. Produkcja Warszaw zostaje wstrzymana. Następuje wymiana oprzyrządowania na linia
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Dziedek Mikołaj. napisał:
Za lojalność wobec PZPR są najwyższe nagrody. Stawką w Białej jest lotnisko, ostatni większy geszeft do przeprowadzenia.
.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Za lojalność wobec PZPR są najwyższe nagrody. Stawką w Białej jest lotnisko, ostatni większy geszeft do przeprowadzenia.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...