Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik

Warto przypomnieć.

Utworzony przez Jacek, 19 listopada 2017 r. o 11:54
Strajk generalny. W Łęcznej i na kopalni atmosfera jak gdyby stanu wojennego nie było, odnosiłem wrażenie iż sumienniej niż przed wojną pracują dekownicy, z tego powodu moja psychika cierpiała, na nich wrażenia to nie robiło, chociaż na 10 listopada generalny strajk rozgłaszali podziemni politycy, \ aby mieć kontakt z górnikami ze zmian, zjeżdżałem na dół przed załogą, po ukończonej szychcie często wyjeżdżałem z dołu jako maruder ostatni, zwoziłem na trzy zmiany bibułę, mówiłem jaką powinno się pójść drogą, słuchali bez emocji, brali bibułę, lecz wątpiłem czy są do czegoś zdatni, zbierałem podpisy pod referendum o reaktywowanie „Solidarności”, czyniłem to chodząc od pokoju do pokoju hotelowego i w kop. łaźni, w tym środowisku i ja też nie odczuwałem większego braku wolności, lecz moja psychika z powodu narzuconej nam niewoli była w kaźni, nie miałem spięć z rudym szefem, miał do mnie dość dobry stosunek, jakiś nieznajomy powiedział mi; twój pokój hotelowy był rewidowany, by otumaniać i tak otumanionych, każdy dostawał z przydziału trunek, więc pito więcej niż kiedyś, bowiem alkohol to towar reglamentowany, na dzień przed strajkiem proklamowanym, którego nikt nie zaaprobował, albowiem w żadnym zakładzie pracy nikt nigdzie nie podjął go aktywnie, mnie obiegówkę do dyrekcji szef przechera na koniec zmiany ofiarował, wiedział co się wokół mnie święci, zbył swym wyjaśnieniem relatywnie, w dzień strajku w dyrekcji czekali na mnie tajniacy dla postrachu innych, personalny kazał mi czekać na półpiętrze, sam udał się na piętro wyższe, faceci schodzili, ujrzałem z nimi parszywą owcę Ż. by wskazywać winnych, dla tych ludzi wyższe cele nic nie znaczyły, ich karmą były pobudki niższe, skuto mnie łańcuchem, w kieszeni miałem gryps dla K. Andrzeja łącznika, ten dziwnym trafem jak nigdy spóźnił do pracy się w owym dniu sądzenia, pracownikiem socjalnym był, to tylko moje domysły, z tego nic nie wynika, lecz sytuacja w jakiej przyszło mi się znaleźć była nie do pozazdroszczenia, na posterunku milicji milczałem jak zaklęty, póki grypsu nie połknąłem, a było co, jako że informacje zapisałem na skrawku papieru kredowego, w gardle na popiół sucho ze strachu i przejęcia śliną się nie zatchnąłem, oni pytali, a ja jak nigdy, skupiałem się nad śliną pilnując języka swego, dwadzieścia cztery godziny przesłuchań i jeszcze dodatkowo dwie doby, bo wypuszczono by za pół godziny zgarnąć z ulicy do domu spieszącego, na lubelskiej ubecji ja ciągle sam zmieniały się jedynie maglujące osoby, pod koniec byli mili, częstowali kawką, herbatą i mówili do mnie kolego, na oferowaną współpracę wyraziłem gotowość donoszenia na urzędników, którzy wynosili się dumnie nad fizyczną załogę na nich ciężko pracującą, im należało się to, gdyż łamali godność w przepisach PHP pracowników, moja deklaracja miała dotyczyć fizycznych i nie była dla ubeków nęcącą, nie dając żadnego usprawiedliwienia mej nieobecności wreszcie wypuścili, zaułkami kluczyłem, by mnie znowu nie dostarczono do Trąbki pułkownika, stawiłem się do kadr, nikt o nic nie pytał, wszyscy byli dla mnie bardzo mili, kierując na budowę przekształcili górnika w powierzchniowego pracownika, kadra umysłowa traktowano mnie szczególnie, prześladując na każdym kroku, dobry żart, Mikołaj dał mi w prezencie bez motywacji z pracy wypowiedzenie, skorzystano z praw stanu wojennego, stosunek pracy wygasał po nowym roku, ażebym miał weselej po paru rewizjach w hotelu nastąpiło z niego wyrzucenie, a wesoło było, dawni koledzy od kilofa unikali osoby mej niczym zadżumionego, już czułem szykany, a wlokące się za mym tyłkiem ogony stały się codziennością, niektórzy przyznali dlaczego na drugą stronę ulicy przechodzą; to z obaw kolego, chociaż mi to jawnie oznajmili, to i tak miało to mało wspólnego z ich godnością.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Napisane wierszem, ale program zapisuje w stylu prozy.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...