Czy możliwe są pośród tego narodu przemiany?
Będzie to swoisty miszmasz, bo tak wiele spostrzeżeń mnie frapuje, one prowokują do napisania tekstów o przeróżnym zabarwieniu tematycznych, ale to wszystko miewa seksualne podłoże, zatem wrzucę to na tę samą kartę problematyczną. Polska pięknieje nam z dnia na dzień, chociaż duży procent społeczeństwa ubożeje, budują nam olbrzymie markety, ale by kupować należy pracować, a o folwark pracy trudno. Jeszcze ćwierć wieku temu mieliśmy bez liku olbrzymich przedsiębiorstw i zakładów pracy zrzeszających masy ludzkie, które mogły wymieniać się spostrzeżeniami, wyrażać niezadowolenie i pójść wypić wspólnie wódkę, czy browara, przy którym to dopiero zradzał się bunt przeciwko chwili dziejowej. Tak powstawał z niezależnej myśli zryw polityczny, ujęty w ramy wolnego związku zawodowego, który mógł burzyć skostniałe mury partyjnej władzy. I gdy to nastąpiło, nowo powstająca władza Solidarnościowo komunistyczna, przy aprobacie tych drugich, by móc władać bezstresowo, bardzo szybko zlikwidowała gniazda proletariackie.
Macie wszyscy wolność, już nikt nie musi obawiać się represji za źle sformułowane zdania pod adresem kulawo rządzących państwem. Budują wam „Orliki”, stadiony, drogi z dotacją unijną i niby dbają o was, lecz ta dbałość jest o interesy własne. Polska ma być zapleczem taniej siły roboczej, bez kwalifikacji na wykonywanie prac, których nie chce podjąć własny obywatel, a więc jesteśmy narodem unijnym drugiej kategorii. W Unii dyktują nam, co możemy, a czego nie możemy, takim sposobem wasi wybrańcy do Niej dopuścili do likwidacji choćby przemysł cukrowniczy, cementowy i innych gałęzi przemysłu. Polska ma być miejscem zbytu na towary państw układu z pod znaku starej Unii. Ale, za co masz kupować, gdy nie masz gdzie zarobić, jedynie jeszcze wieś sprzedając swoje ziemiopłody może zasilać fundusze obcego biznesu marketów. Czy twoich przedstawicieli w Unii to zbytnio obchodzi? Chyba niezbyt;
12 czerwca 2014
Ostatnio edytowany 12 czerwca 2014 r. o 14:39
|
|
Europejskie zarobki europosłów
Zarobki europosła w Polsce mogą przekroczyć nawet 70 tys. złotych miesięcznie. Deputowani, którzy w Parlamencie Europejskim zasiadają już dwie kadencje, mogli zarobić przez ten czas nawet 8 mln złotych. Jedni zarobione pieniądze wydają na samochody i spłatę kredytów, inni na naukę języka i poselskie biura.
Na rekordowe wynagrodzenie eurodeputowanego w dużej części składa się pensja w wysokości 6,2 tys. euro, czyli około 26 tys. zł, czytamy na stronach Parlamentu Europejskiego. Oprócz pensji poseł otrzymuje dietę za każdy dzień pracy - 306 euro, czyli 6 tys. euro miesięcznie. Do jego portfela trafia, zatem kolejne 26 tys. zł. Jedynym warunkiem jej otrzymania jest udział w posiedzeniach.
REKLAMA
Poseł dostaje również 18 tys. euro, które może przeznaczyć na wynagrodzenia dla asystentów i pracowników biura. Prowadzenie biura za granicą nie jest jednak obowiązkowe, dlatego większość posłów prowadzi je w kraju, w okręgu, z którego zostali wybrani. Utrzymanie pracowników i lokalu w Polsce jest bowiem znacznie tańsze niż w stolicy Belgii.
Poza tym, każdy poseł otrzymuje również 4 tys. euro na tzw. "wykonywanie mandatu". Pieniądze te powinny być przeznaczane na działalność poselską, czyli pracę biura lub szkolenia. W praktyce pieniądze te wydawane są na książki i restauracje, których Unia nie rozlicza. Europoseł może również otrzymać 2 tys. euro na kursy komputerowe, a także 5 tys. euro na kursy językowe, które można zrealizować np. na Wyspach Kanaryjskich. Unia gwarantuje również swoim parlamentarzystom 2 przeloty samolotem i dodatek za odległość w wysokości 200 euro. Poza tym każdy europoseł dostaje laptop, telefon, służbowy rower i 800 euro na tzw. dodatkowe wydatki.
Po zakończeniu kadencji każdy poseł dostaje odprawę w wysokości 6 miesięcznych pensji, czyli ponad 100 tys. euro. Piastowanie urzędu europosła gwarantuje również przyznanie emerytury po 63. roku życia. Jej wysokość uzależniona jest od stażu pracy. Z perspektywy unijnej nie jest ona jednak wysoka. Osoba, która przepracowała całą kadencję, może liczyć na ok. 1,1 tys. euro, czyli niecałe 4,5 tys. zł.
Sumując wszystkie części poselskiej pensji, ostatecznie do portfela posła PE trafia 17 tys. euro, czyli około 70 tys. zł miesięcznie. Daje to 840 tys. zł rocznie i ponad 4,2 mln zł w ciągu całej kadencji. Dla porównania zwykły poseł w Polsce zarabia około 11 tys. zł miesięcznie, czyli 132 tys. rocznie i 528 tys. w ciągu kadencji.
Dom za unijne pieniądze
W oświadczeniu majątkowym Zbigniew Ziobro, można przeczytać, że po 5 latach w Parlamencie Europejskim zwiększył swój majątek pieniężny trzykrotnie. Jego stan konta z 17 tys. zł i 8 tys. euro zmienił się w 92 tys. zł i 10 tysięcy euro. Dzięki unijnej pensji udało mu się również spłacić kilka kredytów, w tym kredyt na samochód wart ponad 66 tys. zł, kredyt hipoteczny wart prawie 50 tys. zł, pożyczkę hipoteczną w wysokości prawie 150 tys. zł i pożyczkę gotówkową na 50 tys. zł.
Partyjny kolega Zbigniewa Ziobry, poseł Jacek Kurski, który według organizacji badającej aktywność posłów w europarlamencie VoteWatchEurope jest jednym z najmniej aktywnych parlamentarzystów, również znacznie podwyższył swój majątek. Unijne zarobki zainwestował w polisy na życie i samochody, BMW X5 i Mercedesa klasy S. Udało mu się również spłacić kredyt hipoteczny o wartości 245 tys. złotych.
Z kolei Jacek Protasiewicz, który też uplasował się na końcu listy posłów aktywnych, przez 5 lat w Parlamencie Europejskim nie tylko zwiększył wysokość oszczędności, z 45 tys. zł i 8 tys. euro do 75 tys. zł i 16 tys. euro, ale i zgromadził oszczędności w innej walucie. Na koncie ma tysiąc funtów i 900 franków. Oprócz tego w 2010 roku zaciągnął kredyt mieszkaniowy o wartości prawie 700 tys. zł i rozpoczął budowę domu. W sprawozdaniu majątkowym w 2013 roku oświadczył, że dom, który buduje, ma wartość 1,7 mln zł.
Podpis na liście obecności
Wysokie zarobki europosłów budzą wątpliwości, zwłaszcza w zestawieniu z aktywnością niektórych eurodeputowanych. Część z nich wyspecjalizowała się w pozorowaniu aktywności poselskiej. Jak podaje organizacja VoteWatchEurope, najlepsi są w tym posłowie Jacek Kurski, Michał Kamiński oraz Jacek Protasiewicz. Do liderów nieobecności na głosowaniach w Parlamentu Europejskiego należą również Janusz Wojciechowski, Jacek Włosowicz, Ryszard Czarnecki, Zbigniew Ziobro, Tomasz Poręba i Marek Siwiec.
- Zgadza się, niektórzy posłowie nie chcą się oderwać od polityki krajowej, wolą spędzać swój czas w Warszawie niż w Brukseli. Dlatego cześć z nich pojawia się w parlamencie, by podpisać listę obecności, zgarnąć dietę za dzień posiedzenia i zniknąć - mówi Ewa Modrzejewska ze Stowarzyszenia 61 tworzącego portal "Mam prawo wiedzieć". - Nie możemy jednak uogólniać. Nie wszyscy posłowie to bumelanci. Większość naprawdę aktywnie uczestniczy w posiedzeniach - dodaje.
Róża Thun, która jest eurodeputowaną od 10 lat, a w Parlamencie Europejskim zajmuje się sprawami rynku wewnętrznego i ochroną konsumentów, nie rozumie ciągłych oskarżeń o wysokie zarobki europosłów. - I w Brukseli, gdzie są posiedzenia komisji,
|
|
Z mojej strony nie mam nic do zarobków eurodeputowanych, ale oni nie dbają o interesy Polaków, lecz własne. Mają dbałość o to by zarabiać więcej i więcej, ich płatnikiem – pracodawcą jest Parlament Unii Europejskiej, zatem jako pracobiorcy starają się być wobec przedstawicieli unijnych państw lojalnymi zapominając o potrzebach własnego narodu.
Staliśmy się narodem podzielonym, z kim nie rozmawiać, ten jest bardzo w……..y, ale nie pracując w wielkim molochu nie mamy możliwości rozprzestrzenienia naszego niezadowolenia na innych, by spłodzić z niego wielki publiczny protest ludzkich mas. Co prawda gro ludzi pracuje w przedsiębiorstwach o kapitale zagranicznym, również i oni nie są zadowoleni z tego co dzieje się w kraju, jednak przy tak dużym bezrobociu krajowym, wolą pracować niż stać się bezrobotnymi. Dawniej i chłop potrafił się zbuntować, ale by do tego doszło potrzebny jest wzajemny kontakt. Po wsiach jedyną rozrywką były zabawy w remizach strażackich, dzisiaj każdy gospodarz po wytchnieniu z dnia pracy, zasiada przed szokiem TV i nie ma gdzie i przed kim wyrzucić z siebie nagromadzonej złości, gdy niepodzielnie przyszła moda na dyskoteki dla chętnej ćpania błysku i wrzasków młodzieży.
Nie da się tego ukryć, więc często można zobaczyć wizerunek jeszcze dziecinnej osóbki, ale już popychającej wózek z nasieniem miłości. Temat panny z dzieckiem przestał być wstydliwym tematem, ale rozwodów przeprowadzanych jest tak wiele jak i zaślubin. Internet to bardzo dobre narzędzie antymałżeńskie. Jestem z tych, którzy chętnie prowokują dyskusję z każdym przy okazji i bez okazji. Panienki chodzą niby łanie, tylko brak jeleni, ponieważ ci wolą spędzać czas przed komputerem i nie mają czasu na takie sprawy męsko damskie. Surfując w nim nie takie mogą ujrzeć bez ryzyka utracenia młodzieńczej wolności, linii młodzieńczości, która zatarła się niewiadomo kiedy. Zatem rosną tacy, niby dorośli, a niedojrzali i gdy odrywają się od kompa, w chwili rozstania z nim mogą pod klatką schodową podzielić się z kolesiami tym, co oglądnęli i jakiej słuchali muzy. Ten materiał, to nie jest materiał na męża i ojca dzieciom, ale i na bezrybiu ponoć i im może coś się trafić, ale to nie są te cechy, których oczekuje kobieta chcąca mieć już własny przychówek.
Będąc w Arabii widywałem obrazki zakwefionej żony dźwigającej nie tylko oseska, ale i tobołki, ona podążała za wielbłądem, na którym arab jechał niby pan owej niewiasty. Toteż, gdy byłem w Anglii nie uszedł mej uwagi podobnej natury obraz nagminny. Wielość par, bo nie miałem takiego rozeznania, że małżeństw, on murzyn z siatami beeru, co prawda nie na wielbłądzie, za nim rozwrzeszczana w swym narzeczu Polka z mulacikiem na ręku, popychająca z drugim takim wózek. Kobieta potrzebuje chłopa, a murzyn nie zdążył jeszcze jaj stracić jak Polak i jak ten zamiecie, pytania i niesnaski w niepamięć odchodzą.
Zatem Polaku kochany, z ciebie nie uczyni materiału na rewolucjonistę, tobie byłoby potrzeba przywódcy, by cię poprowadzić do walki o twe bolączki i prawa, ale ci usadowili się wygodnie w fotelach władzy i samoistnie nie będą sami z sobą o twoje prawa walczyć. Tak więc, jedynie możesz wyczekiwać na to, co nie przyjdzie samo, ja cię nie poprowadzę bo zdradziłeś mnie już nie raz i śmiejesz się ze mnie, że byłem zbyt niezaradny.
12 czerwca 2014
Ostatnio edytowany 12 czerwca 2014 r. o 14:43
|
|
Do tych, którzy zasiedli już wygodnie
Widzę, ze już zdążyliście zapomnieć, jak nas pałowano w demonstracjach ulicznych. Teraz jesteśmy niby szanowaną „Solidarnością” (co nam się tylko wydaje), przestaliśmy być opozycją. Więc apeluję do was wszystkich, abyśmy nie zapomnieli, kim byliśmy i skąd wyszliśmy i o co walczyliśmy – a o co walczymy.
I uważajmy, żeby ten stan euforii, w jakiej znajdujemy się raptem nie skończył się i nie powtórzył rok 1968, a wszystko wskazuje na to, że to się skończy i zacznie się twarda szkoła repetentów z represjami i spałowaniami.
Widzę, że opozycją nazywamy teraz młodzież KPN-u i NZS-u. Nie wiem, dlaczego im nie pomagamy, nie idziemy ramie w ramię, nie solidaryzujemy się z nimi. A przecież tym młodym ludziom coś zawdzięczamy. Szkoda, ze pamięć jest taka krótka. Wielu z nas było młodymi działaczami.
Dzisiaj ich pałują i to w bardzo przemyślany sposób, po to, by tę młodzież oderwać od nas. Żeby w determinacji wypięła się na nas, na komunę, a tym samym na całe wybory.
Zostanie im tylko rozgoryczenie z powodu osamotnienia. Ten smak kiedyś odczułem, gdy zostałem sam rozgoryczony i osamotniony. Do dziś mnie jeszcze trawi to rozgoryczenie, gdy widzę krótkowzroczność i brak dojrzałych posunięć.
17 maja 1989
Owy tekst w założeniu brzmiał zgoła inaczej, ale nawet redakcja podziemnej prasy nie potrafiła widzieć zawoalowanej przez komunistycznych reżyserów przyszłości. Tekst powstał po zalegalizowaniu podziemia, a więc w lutym albo w marcu, w każdym bądź razie krótko po obradach stołowych, a jego brzmienie wyglądało mniej więcej tak, ponieważ odtwarzam to z pamięci, był on krótki i cięty. Jako działacze podziemia spotykaliśmy się na budującej się plebanii, na Tatarach. Dość wielka sala wypełniona była po brzegi. Trwały obrady Okrąglaka i były w spokojnym tonie dyskusje o jeszcze istniejących prześladowaniach, o prognozowaniu, jak to się wszystko skończy. Gdy obrady zostały ukończone, rejwach na sali cotygodniowych posiedzeń był olbrzymi, sala pękała w szwach, pokazały się nowe twarze. Spierano się, ustalano, kto jakie zajmie stanowisko w rządzie, no i ustalono. Na następnym po tym posiedzeniu, na sali była frekwencja, ale nawet już nie taka, jak przed rozdzieraniem „polskiego sukna”, spokój i cisza zalegała zebranych. Po owym posiedzeniu właśnie skrobnąłem zgrabniutki, cięty, ale dowcipny pamflecik:
Cotygodniowe spotkania struktur podziemia w tonie spokoju i zrozumienia. Wielka burza, na sali obrad. Skończyły się obrady Okrągłego Stołu. Następne spotkanie – spokój cisza – każdy już wie gdzie będzie siedział.
Jako współredagujący podziemną gazetkę nie mogłem przeforsować tego tekstu, moja naczelna za Chiny ludowe nie chciała zgodzić się na opublikowanie tej prawdziwej, co nieco humoreski. Mówiła: - mieszczuchu dajmy im szansę, przecież oni chcą dobrze dla Polski ludowej, a gdy zamieścimy owy tekst zdyskredytujemy ich w oczach ludzi. Oni sami już zdyskredytowali się w oczach moich i zebranych na Tatarach. Jeszcze był bardzo odległy czas do czerwcowych wyborów, okiem pilnego obserwatora widziałem, co zaczęło się wyrabiać, gdy zaczęło być wolno. Byłem cały czas niezadowolony, że ów pamflet nie został opublikowany, więc ciągle wspominałem go, mówiąc, iż byłby on zimną wodą na rozpalone głowy poniektórych radujących się z perspektyw rządzenia. Ponieważ zaprzestałem mieć ochotę zamieszczać moje teksty na łamach gazetki, wreszcie naczelna redaktor Anna Truskolaska, by mnie ugłaskać, z moich tekstów i za moim przyzwoleniem wysmażyła ocenzurowany mój otwarty List o pierwotnej treści pamfletu – „Do tych, którzy zasiedli już wygodnie” i został opublikowany tuż przed wyborami do Senatu i Sejmu, a to była już grubo przespana pora. W niespełna pół roku od wydarzeń wyborczych, kiedy już powstały legalne prasy pro solidarnościowe, a my siłą rzeczy zakończyliśmy redagowanie podziemnej prasy, Anna powiedziała do mnie ze smutkiem: - Wiesz mieszczuchu miałeś wtedy rację, szkoda, że nie mogłam tego dostrzec jak ty i nie opublikowałam twego ostrego artykułu.
Prasa, która już była wolna, jak Gazeta Wyborcza i inne zaczęły cenzurować i wręcz odrzucać ostre teksty widzących jaśniej teraźniejszość i przyszłość, zatem rozgoryczona Anna powróciła jeszcze na krótko do reaktywowała ponownym redagowaniem gazetki, wypuściła w roku 1990 kilka numerów, ale ogłupiony naród, już nie potrzebował relacji niezależnych. Ja z kolei widząc, co się dzieje i nie mając większego na to wpływu, pisałem, pisałem i pisałem, mając nadzieję, iż wpłynę, chociaż na mentalność dorastającej młodzieży, przyszłości Polski, ale gdy widzę w chwili obecnej jej zainteresowania, jak i komentarze pod moimi tekstami, to jednak na rozstaju dróg politycznych, to poszło to w diabły.
Amen, tyle by było słów śniętej ewangelii politycznej na dzień dzisiejszy od mieszczucha żyjącego.
2 maja 2014
Ostatnio edytowany 12 czerwca 2014 r. o 14:45
|
|
Europejskie zarobki europosłów Zarobki europosła w Polsce mogą przekroczyć nawet 70 tys. złotych miesięcznie. Deputowani, którzy w Parlamencie Europejskim zasiadają już dwie kadencje, mogli zarobić przez ten czas nawet 8 mln złotych. Jedni zarobione pieniądze wydają na samochody i spłatę kredytów, inni na naukę języka i poselskie biura. Na rekordowe wynagrodzenie eurodeputowanego w dużej części składa się pensja w wysokości 6,2 tys. euro, czyli około 26 tys. zł, czytamy na stronach Parlamentu Europejskiego. Oprócz pensji poseł otrzymuje dietę za każdy dzień pracy - 306 euro, czyli 6 tys. euro miesięcznie. Do jego portfela trafia, zatem kolejne 26 tys. zł. Jedynym warunkiem jej otrzymania jest udział w posiedzeniach. REKLAMA Poseł dostaje również 18 tys. euro, które może przeznaczyć na wynagrodzenia dla asystentów i pracowników biura. Prowadzenie biura za granicą nie jest jednak obowiązkowe, dlatego większość posłów prowadzi je w kraju, w okręgu, z którego zostali wybrani. Utrzymanie pracowników i lokalu w Polsce jest bowiem znacznie tańsze niż w stolicy Belgii. Poza tym, każdy poseł otrzymuje również 4 tys. euro na tzw. "wykonywanie mandatu". Pieniądze te powinny być przeznaczane na działalność poselską, czyli pracę biura lub szkolenia. W praktyce pieniądze te wydawane są na książki i restauracje, których Unia nie rozlicza. Europoseł może również otrzymać 2 tys. euro na kursy komputerowe, a także 5 tys. euro na kursy językowe, które można zrealizować np. na Wyspach Kanaryjskich. Unia gwarantuje również swoim parlamentarzystom 2 przeloty samolotem i dodatek za odległość w wysokości 200 euro. Poza tym każdy europoseł dostaje laptop, telefon, służbowy rower i 800 euro na tzw. dodatkowe wydatki. Po zakończeniu kadencji każdy poseł dostaje odprawę w wysokości 6 miesięcznych pensji, czyli ponad 100 tys. euro. Piastowanie urzędu europosła gwarantuje również przyznanie emerytury po 63. roku życia. Jej wysokość uzależniona jest od stażu pracy. Z perspektywy unijnej nie jest ona jednak wysoka. Osoba, która przepracowała całą kadencję, może liczyć na ok. 1,1 tys. euro, czyli niecałe 4,5 tys. zł. Sumując wszystkie części poselskiej pensji, ostatecznie do portfela posła PE trafia 17 tys. euro, czyli około 70 tys. zł miesięcznie. Daje to 840 tys. zł rocznie i ponad 4,2 mln zł w ciągu całej kadencji. Dla porównania zwykły poseł w Polsce zarabia około 11 tys. zł miesięcznie, czyli 132 tys. rocznie i 528 tys. w ciągu kadencji. Dom za unijne pieniądze W oświadczeniu majątkowym Zbigniew Ziobro, można przeczytać, że po 5 latach w Parlamencie Europejskim zwiększył swój majątek pieniężny trzykrotnie. Jego stan konta z 17 tys. zł i 8 tys. euro zmienił się w 92 tys. zł i 10 tysięcy euro. Dzięki unijnej pensji udało mu się również spłacić kilka kredytów, w tym kredyt na samochód wart ponad 66 tys. zł, kredyt hipoteczny wart prawie 50 tys. zł, pożyczkę hipoteczną w wysokości prawie 150 tys. zł i pożyczkę gotówkową na 50 tys. zł. Partyjny kolega Zbigniewa Ziobry, poseł Jacek Kurski, który według organizacji badającej aktywność posłów w europarlamencie VoteWatchEurope jest jednym z najmniej aktywnych parlamentarzystów, również znacznie podwyższył swój majątek. Unijne zarobki zainwestował w polisy na życie i samochody, BMW X5 i Mercedesa klasy S. Udało mu się również spłacić kredyt hipoteczny o wartości 245 tys. złotych. Z kolei Jacek Protasiewicz, który też uplasował się na końcu listy posłów aktywnych, przez 5 lat w Parlamencie Europejskim nie tylko zwiększył wysokość oszczędności, z 45 tys. zł i 8 tys. euro do 75 tys. zł i 16 tys. euro, ale i zgromadził oszczędności w innej walucie. Na koncie ma tysiąc funtów i 900 franków. Oprócz tego w 2010 roku zaciągnął kredyt mieszkaniowy o wartości prawie 700 tys. zł i rozpoczął budowę domu. W sprawozdaniu majątkowym w 2013 roku oświadczył, że dom, który buduje, ma wartość 1,7 mln zł. Podpis na liście obecności Wysokie zarobki europosłów budzą wątpliwości, zwłaszcza w zestawieniu z aktywnością niektórych eurodeputowanych. Część z nich wyspecjalizowała się w pozorowaniu aktywności poselskiej. Jak podaje organizacja VoteWatchEurope, najlepsi są w tym posłowie Jacek Kurski, Michał Kamiński oraz Jacek Protasiewicz. Do liderów nieobecności na głosowaniach w Parlamentu Europejskiego należą również Janusz Wojciechowski, Jacek Włosowicz, Ryszard Czarnecki, Zbigniew Ziobro, Tomasz Poręba i Marek Siwiec. - Zgadza się, niektórzy posłowie nie chcą się oderwać od polityki krajowej, wolą spędzać swój czas w Warszawie niż w Brukseli. Dlatego cześć z nich pojawia się w parlamencie, by podpisać listę obecności, zgarnąć dietę za dzień posiedzenia i zniknąć - mówi Ewa Modrzejewska ze Stowarzyszenia 61 tworzącego portal "Mam prawo wiedzieć". - Nie możemy jednak uogólniać. Nie wszyscy posłowie to bumelanci. Większość naprawdę aktywnie uczestniczy w posiedzeniach - dodaje. Róża Thun, która jest eurodeputowaną od 10 lat, a w Parlamencie Europejskim zajmuje się sprawami rynku wewnętrznego i ochroną konsumentów, nie rozumie ciągłych oskarżeń o wy |
Dodaj odpowiedź:
Przerwa techniczna ... ...
|