Od poniedziałku na Starym Mieście w Lublinie kręcone będą zdjęcia do filmu biograficznego „Zieja” poświęconego jednej z barwniejszych postaci polskiego Kościoła. Premiera spodziewana jest jeszcze w tym roku. Wkrótce mają się też rozpocząć prace nad filmem „Lublinerzy”, który powinniśmy zobaczyć mniej więcej za rok.
Już w weekend uważni spacerowicze mogli wypatrzeć na Starym Mieście elementy scenografii, dzięki której Lublin wcieli się w rolę powojennego Słupska. To jedno z miejsc, które znalazły się na życiowej drodze ks. Jana Ziei, głównego bohatera nowego filmu Roberta Glińskiego.
– To opowieść o niezwykłej postaci, o księdzu, który miał bardzo duże znaczenie dla polskiej inteligencji – mówi Grzegorz Linkowski, który odpowiada w Urzędzie Miasta za współpracę z ekipami filmowymi. W roli młodego księdza zobaczymy Mateusza Więcławka, w dojrzalszym etapie życia w rolę duchownego wcieli się Andrzej Seweryn. W obsadzie jest także Zbigniew Zamachowski, Sławomir Orzechowski i Sonia Bohosiewicz. – Wszystko wskazuje na to, że w tym roku będziemy mogli się cieszyć premierą filmu.
W poniedziałek kręcone będą sceny, w których ks. Zieja zaraz po wojnie obejmuje parafię w Słupsku. – Będzie tu scena obrony mieszkańców tych ziem przed barbarzyńcami sowieckimi – mówi Linkowski.
W filmie zagra nie tylko Stare Miasto. W skansenie nagrywana ma być scena z młodości duchownego. – Kluczowa będzie scena w archikatedrze: sąd nad młodym Zieją, który po raz pierwszy wszedł w kolizję ze swoimi przełożonymi biskupami – zdradza Linkowski. – Spowiadał kobietę, która próbowała popełnić samobójstwo, potem ona je popełniła, a on ją pochował.
Duchowny, o którym opowiada film był znany z charyzmatycznych kazań oraz życiowego motta „nigdy nie zabijaj nikogo”. Był m.in. kapelanem Armii Krajowej, a po wojnie współtworzył Komitet Obrony Robotników.
Kolejna produkcja już wkrótce
Niebawem w Lublinie kręcony ma być również film dokumentalny „Lublinerzy” mający być opowieścią o potomkach lubelskich Żydów, którzy poszukują swoich korzeni. Reżyser zainspirował się historiami zasłyszanymi w 2017 r. podczas zjazdu zorganizowanego przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” zajmujący się dokumentacją historii lubelskich Żydów i pogromu zgotowanego im przez Niemców.
– To spotkanie było niebywale emocjonalne, a w filmie emocja się liczy najbardziej. Więc już wtedy zaczęła kiełkować we mnie taka myśl, żeby zrobić film o Lublinie, mieście rodzinnym wielu ludzi, których historia wypisała z tej przestrzeni. Mamy obowiązek opowiadania o tym, co było, a czego nie ma – mówi reżyser Andrzej Titkow. – Nic nie będziemy udawać. Lublin będzie Lublinem. Chcę go pokazać w dwóch odsłonach: historycznej, czyli miasto, którego nie ma, oraz współczesnej, czyli miasto, które tętni życiem, jest otwarte i wpisuje starą tradycję w nową historię.
Zdjęcia do „Lublinerów” powinny się zacząć i zakończyć w tym roku. Kiedy będzie premiera? – W marcu przyszłego roku, albo na początku kwietnia – spodziewa się Titkow, którego film dostanie finansowe wsparcie z kasy miasta w ramach Lubelskiego Funduszu Filmowego. – Bohaterowie są spoza Polski, produkcja będzie kosztowna – wyjaśnia Linkowski.
Lubelski Fundusz Filmowy ma 10 lat
Przez dziesięć lat istnienia Lubelskiego Funduszu Filmowego władze miasta dopłaciły do różnych produkcji 4 mln zł. – Te pieniądze najlepiej promowały miasto – twierdzi prezydent Krzysztof Żuk. Przy wsparciu samorządu Lublina powstały m.in. takie filmy jak „Volta” Juliusza Machulskiego, „Panie Dulskie” Filipa Bajona, czy „Carte Blanche” Jacka Lusińskiego inspirowany prawdziwą historią lubelskiego nauczyciela, który z obawy przed utratą pracy zataił przed wszystkimi, że traci wzrok.