Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jestem niewidomy. Jestem adwokatem

Mecenas Andrzej Góźdź nigdy nie widział telefonu komórkowego czy komputera. Nie przeszkodziło mu to jednak zostać adwokatem
Jestem niewidomy. Jestem adwokatem
Fot. Maciej Kaczanowski

7 czerwca 1969 r. Tą datę zapamięta do końca życia. Miał wtedy 10 lat. Czekał na wakacje. I ta głupia zabawa. Butelkę z karbidem trzymał w ręce. Wybuchła na wysokości twarzy. Gdyby wziął wcześniej zamach lub ułamek sekundy wcześniej ją odrzucił, prawdopodobnie nie doszłoby do tragedii.

Trzy miesiące przeleżał w szpitalu. Jaskra pourazowa. Lekarze walczyli o jego wzrok. Nie udało się. Mimo kilku operacji – z roku na rok było coraz gorzej. W wieku 22 lat przestał ostatecznie widzieć. To wtedy po raz ostatni zdecydował się na jeszcze jedną operację. Było to na ostatnim roku studiów. Żadnego efektu. Jeszcze kilkakrotnie chodził do lekarzy. Nie dawali nadziei.

I Strasburg, i Trybunał

– Jestem realistą – mówi dziś Andrzej Góźdź. – Ale roku temu dałem sobie jeszcze jedną szansę. Lekarz po zrobieniu badań stwierdził, że nerw wzrokowy kiepsko reaguje na bodźce. Od tego wypadku minęło już 46 lat, ale w medycynie różnie bywa. Co rusz słychać o jakiś nowych metodach leczenia. Kto wie, może akurat coś jeszcze wymyślą?

Podstawówkę skończył w ośrodku dla niewidomych w Laskach pod Warszawą. Potem było V LO w Lublinie. W klasie było ich trzech niewidomych. W drugiej klasie zaczął już chodzić z białą laską. Po liceum poszedł na prawo. Dziś jest wziętym adwokatem.

– W Polsce, z tego co wiem jest jeszcze trójka takich jak ja – mówi. – Z jednym mam nawet bliski kontakt.

Ale jest z pewnością jedynym niewidomym adwokatem, który może pochwalić się wygraną sprawą w Strasburgu czy przed Trybunałem Konstytucyjnym.

– W Strasburgu udało mi się wywalczyć rekordowe odszkodowanie dla mojego klienta za przewlekłość w postępowaniu sądowym – mówi mecenas Andrzej Góźdź. – Chodziło o byłego milicjanta, który wziął ślub kościelny. Za to go wyrzucili ze służby.

Kilkanaście lat temu odniósł inny swój sukces: wygrał sprawę w Trybunale Konstytucyjnym i uchylił jeden z przepisów kodeksu cywilnego ograniczający dochodzenia przez obywateli odszkodowania za szkody spowodowane bezprawnym działaniem urzędników publicznych. Reprezentował klienta, który procesował się z lubelską skarbówką. W efekcie wskazał na bezprawne działanie urzędników jako niezgodne z konstytucją.

Proszę zdjąć okulary

Jego klienci nie zawsze zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z niewidomym. Dopiero kiedy wyciągają rękę z dokumentami w jego kierunku. Ale nie zdarzyło się, żeby ktoś po ujawnieniu jego niepełnosprawności zrezygnował z jego usług. Jego kancelaria zajmuje się przede wszystkim sprawami cywilnymi: odszkodowaniami, spadkami i innymi.

W lubelskich sądach jest osobą rozpoznawalną. Gorzej, kiedy jedzie na rozprawę do innego miasta. Wtedy bywa różnie.

– W ubiegłym tygodniu byłem w Kielcach – mówi. – Kiedy wszedłem na salę, sędzia zwróciła mi uwagę, że ciemne okulary nie są mi potrzebne, bo nie ma słońca. „Chyba, że jest inny powód” – spytała z przekąsem. Kiedy powiedziałem, że owszem jest inny powód, to zrobiło jej się głupio i przeprosiła.
Podobnie było w warszawskim sądzie. Zdenerwowana sędzia kazała mu przeczytać na sali fragment kodeksu.

– Nie wiem, czy nie wiedziała, że jestem niewidomym – mówi. – Kiedy stwierdziłem, że nie jestem w stanie czytać, usłyszałem, że powinienem w takim razie kodeks cytować z pamięci.
W Lublinie tylko raz „podpadł”.

– W pewnym momencie sędzia – podczas przemowy – wziął głęboki oddech – mówi Andrzej Góźdź. – Myślałem, że skończył. I wtedy ja zacząłem mówić. Przerwał mi, że nie udzielił mi głosu. Zagroził nawet grzywną. Ale ten sędzia jest znany z tego, że bywa arogancki. Po rozprawie podszedłem do niego i powiedziałem, że nic go nie usprawiedliwia z takiego zachowania.

Mapa w głowie

Na rozprawy chodzi najczęściej z asystentem. To na wypadek, kiedy trzeba coś przeczytać. On sam ma fenomenalną pamięć.

– To efekt rehabilitacji – mówi. – Straciłem najważniejszy zmysł. Przez lata musiałem go zastąpić czymś innym. Zdrowy człowiek, jak czegoś zapomni, to spojrzy na obrazek czy tekst i już sobie przypomina. Ja na szczęście widziałem przez wiele lat i zapamiętałem pewne obrazy. Dziś je tylko odtwarzam.

U człowieka widzącego jest to naturalny i automatyczny proces: coś widzimy, informacja idzie do mózgu i tam jest przetwarzana. U niewidomego – tak jak ja – przebiega to inaczej. Najpierw muszę pomyśleć, co chcę „zobaczyć”. Po latach przebiega to już w sposób niemal automatyczny. To tak, jak kiedyś odwracałem głowę, słysząc jakieś dźwięki. To naturalny odruch. Ja już go nie mam. Głowy nie odwracam, bo i tak muszę sobie wymyślić, „co widzę”.

W swoim życiu wiele podróżował. Mimo że nigdy nie był w USA, wie gdzie leży Nowy Jork czy Los Angeles. Potrafi też opisać, jak wyglądają zarysy wielu państw na mapie.

– Jako dziecko bardzo interesowałem się geografią. Zapamiętałem do dziś mapę Europy, świata. Kiedy jadę gdzieś np. autostradą, to wystarczy mi jakiś punkt odniesienia. Potem od czasu do czasu informacja, jakie mijamy większe miasto i zawsze wiem, gdzie jestem.

Wiele razy wprawił w zdumienie swojego asystenta, który woził go samochodem do Warszawy. Kiedy zdarzyło im się zabłądzić, niewidomy adwokat bezbłędnie wskazywał mu prawidłowy kierunek.

– Raz tylko miałem problem, kiedy powstała nowa obwodnica – śmieje się. – Ale jak już raz nią przejechałem, to już potem nie miałem z tym problemu.

W orientacji z pewnością pomaga mu fakt, że do dziś jest zapalonym szachistą. A w przeszłością odnosił spore sukcesy w szachach. Był dwukrotnym wicemistrzem Polski w tej dyscyplinie. Sport jest zresztą jego pasją. Codziennie stara się być na basenie, jeździ rowerem na tandemie, a w 2001 r. był nawet mistrzem Polski w jeździe na czas. 

W wolnym czasie – od kiedy pojawiły się filmy z audiodeskrypcją (filmy dla niewidzących, podczas których zakłada się specjalne aparaty słuchowe – red.) – chodzi do kina.

– Ostatnio byłem na „Miasto 44” – mówi. – Na razie w Polsce jest jeszcze mało takich filmów, rocznie raptem kilkanaście. Ale w Anglii ponad połowa filmów ma wersje dla niewidomych.

• Ludzie nie wykorzystują pańskiego kalectwa? Nikt pana nie oszukał np. przy wydawaniu reszty?

– Dwa razy. A raz na moją korzyść. Ale z reguły spotykam się z życzliwością.

Mecenas zna doskonale Lublin. W swojej wyobraźni ma zakodowany układ ulic. Kiedy odwoziłem go z kancelarii do domu (z Krakowskiego Przedmieścia na ul. Jana Sawy) kilkakrotnie mówił mi… jak mam jechać. Kiedy zbliżaliśmy się do celu, usłyszałem: – Tu na rondzie prosto…


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama