Żywność, m.in. udka z kurczaka, kaszanka, kawa, oliwki, karkówka oraz kosmetyki (kremy do ciała) o wartości nawet tysiąca złotych miesięcznie to towary, które pracownicy ratusza kupowali dla dzieci ze świetlic środowiskowych w Dęblinie. Niestety, jak się okazało po latach, zakupy nie trafiały do potrzebujących. Aferę opisaliśmy w sierpniu. Beata Siedlecka, burmistrz Dęblina, o tej sprawie zawiadomiła prokuraturę. Ta zakończyła właśnie tzw. czynności sprawdzające i wszczęła śledztwo.
– Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez pracowników administracji samorządowej Dęblina. Osoby te wprowadziły w błąd burmistrza, informując o tym, że towary, o których mowa, trafiały dla dzieci, a w rzeczywistości tak się nie działo – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Na razie śledczy nie wskazują konkretnych osób odpowiedzialnych za nadużycia, używając ogólnego stwierdzenia „pracownicy administracji”. Wszyscy, którzy zajmowali się procederem przywłaszczania sobie żywności oraz innych towarów, a także świadkowie, w ciągu najbliższych miesięcy zostaną przesłuchani.
Przypomnijmy, że problem pojawił się pod koniec 2012 roku. Upoważnienie na comiesięczne zakupy dla dzieci od ówczesnej zastępcy burmistrza, Grażyny Maziarek otrzymała jedna z urzędniczek. Jego ważność skończyła się w grudniu 2012 r. Mimo to w kolejnych miesiącach i latach faktury za zakupy dla świetlic nadal spływały do Wydziału Spraw Obywatelskich i Społecznych. Ktoś ciągle je robił, a urzędnicy nie zawracali sobie głowy brakiem upoważnienia. Zakupy „dla świetlic” nie ustały, a faktury regularnie spływały do Wydziału Spraw Społecznych i Obywatelskich. Tego, czy towar trafia do dzieci, nikt nie sprawdzał. Byli i obecni pracownicy świetlic nie kryją zdziwienia, że byli tak często obdarowywani. Jedna z nich, Małgorzata Gadowska, zapewnia, że żywności z ratusza nigdy nie widziała. Podobnego zdania są rodzice dzieci, które w 2013, czy 2014 roku chodziły do świetlic.
Inaczej widzi sprawę Grażyna Maziarek, była zastępca burmistrza Dęblina, która zapewnia, że nie doszło do nieprawidłowości. Jej zdaniem towar z faktur trafiał do dzieci oraz ich rodzin (np. poprzez paczki na święta), a świetlice często urządzały różnego rodzaju imprezy, ogniska itp. To, jak było naprawdę, ustali Prokuratura Rejonowa w Rykach.
Za przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz poświadczenia nieprawdy grozi nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
Żywność, m.in. udka z kurczaka, kaszanka, kawa, oliwki, karkówka oraz kosmetyki (kremy do ciała) o wartości nawet tysiąca złotych miesięcznie to towary, które pracownicy ratusza kupowali dla dzieci ze świetlic środowiskowych w Dęblinie. Niestety, jak się okazało po latach, zakupy nie trafiały do potrzebujących. Aferę opisaliśmy w sierpniu. Beata Siedlecka, burmistrz Dęblina, o tej sprawie zawiadomiła prokuraturę. Ta zakończyła właśnie tzw. czynności sprawdzające i wszczęła śledztwo.
– Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez pracowników administracji samorządowej Dęblina. Osoby te wprowadziły w błąd burmistrza, informując o tym, że towary, o których mowa, trafiały dla dzieci, a w rzeczywistości tak się nie działo – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Na razie śledczy nie wskazują konkretnych osób odpowiedzialnych za nadużycia, używając ogólnego stwierdzenia „pracownicy administracji”. Wszyscy, którzy zajmowali się procederem przywłaszczania sobie żywności oraz innych towarów, a także świadkowie, w ciągu najbliższych miesięcy zostaną przesłuchani.













Komentarze