Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Targowisko na Ruskiej kością niezgody. Do kiedy zostaną tam handlujący?

Miało być otwarte do końca roku, ale już jest zamknięte. Na targowisku przy ul. Ruskiej, bo o nim mowa, dzisiaj (1 lipca) handlujący przedsiębiorcy zostali poinformowani, że mają tydzień na opuszczenie terenu. Zszokowani tą informacją udali się po wyjaśnienia do marszałka województwa lubelskiego.

O tej sprawie informowaliśmy już w marcu. Wtedy bowiem pojawił się konflikt między spółką Lubelskie Dworce, a handlującymi na terenie targowiska na podzamczu przedsiębiorcami. Wtedy marszałek województwa Jarosław Stawiarski obiecał, że targowisko może stać do końca grudnia br. Dzisiaj konflikt rozgorzał na nowo. Wszystko za sprawą decyzji o tym, że stragany mają z placu zniknąć. w ciągu tygodnia.

Jak twierdzą handlujący, wszystko stało się nagle i bez przekazania żadnej decyzji „na papierze”. O tym, że mają zniknąć z terenu dworca dowiedzieć mieli się w piątek 28 czerwca. W poniedziałek o godzinie 9 rano, zgromadzili się przed wejściem na targowisko, aby rozmawiać z prezes Lubelskich Dworców Anną Kusiak.

– W związku z zaistniałą sytuacją, że państwo nie podpisaliście umów, wasi przedstawiciele powiedzieli, że nie chcecie zawrzeć umowy. Poza tym nie płacicie w terminie, który został określony, kolejne to jest to, że deklarowaliście, że płacicie za dwa stoły a korzystacie z pięciu, korzystacie ze znacznie większego majątku niż faktycznie opłacacie na czym spółka Lubelskie Dworce bardzo dużo traci i nie jest w stanie państwa utrzymać – tłumaczyła decyzję handlującym prezes Anna Kusiak.

Prezes Lubelskich Dworców słowa te powtórzyła w późniejszej rozmowie z dziennikarzami, dodając, że opłaty (w niepełnej kwocie) zaczęły wpływać dopiero po tym, jak pracownicy spółki poinformowali słownie na początku miesiąca, że wraz z jego końcem nastąpi zamknięcie targu.

– Handlujący płacili za bezumowne korzystanie, ale to było na takiej zasadzie, że musieliśmy chodzić i te pieniądze praktycznie wydzierać – przekonuje prezes. – Pierwsza umowa, którą przedstawiałam, była to umowa, w której jasno i wyraźnie mówiłam, że umowa na korzystnych warunkach jest tylko do 30 czerwca.

– Jeśli byłaby taka możliwość i współpraca pozytywnie by się układała, od 1 lipca byłyby podwyżki – przekonuje prezes.

Aktualne umowy z handlującymi podpisane miały być do końca ubiegłego miesiąca. W związku z tym dzisiaj rano na bramach targu pojawiły się kłódki i został on zamknięty.

– Na dzień dzisiejszy od nikogo nie wpłynęło pismo, podanie dotyczące tego, że chcieliby zawrzeć z Lubelskimi Dworcami jakąkolwiek umowę. To wszystko to jest tylko bijatyka na słowa – podsumowuje Kusiak.

Co na to przedsiębiorcy?

Zdaniem handlujących, prezes spółki na terenie której prowadzą swoje biznesy, nie chciała się z nimi spotkać. Jak mówili zgromadzeni przed targiem handlarze, zostali oszukani przed wyborami, że zostaną podpisane z nimi umowy, które miały być w trakcie przygotowania. Handlujący twierdzą, że zgadzali się na stawki narzucane przez spółkę, sami sprzątali teren, gdyż zostali pozbawieni firmy ochroniarskiej i tej odpowiedzialnej za czystość.

Jak podkreślają przedsiębiorcy, chcą zostać tylko do końca roku i ani jednego dnia dłużej, gdyż takie były marcowe zapewnienia marszałka.

– My wszyscy płacimy, wszyscy mamy dokumentację, może ktoś jeden się spóźnił, to rozumiem, że tak było. Sprzątamy, dbamy, zbieramy śmieci sami, chcemy dotrwać tutaj do końca roku, nic więcej nie prosimy – mówi handlująca w tym miejscu Natalia Pachuta z trudem powstrzymując łzy.

Zdaniem protestujących, nikt wcześniej nie zapowiadał im, że taka sytuacja może mieć miejsce. Handlujący skarżą się również, że towar mają zapewniony do końca grudnia i nie będą w stanie w ciągu tygodnia sprzedać całego zapasu.

– Mamy tutaj postawione kontenery, a to też są przecież nasze pieniądze. Dwa dni to jest fizyczną niemożliwością, źebym to wszystko wywiozła, bo przecież nie mam na to kupca. A co ja, 20 tysięcy zostawię, żeby walec po tym przejechał? – skarży się inna sprzedawczyni.

– Z tego co wiem, 90 procent osób płaciła. Wszyscy czynsz opłacają, a za te 10 procent my nie jesteśmy odpowiedzialni. Niech się nimi zajmują Lubelskie Dworce – mówi Wojciech Chojny – My nie będziemy za kogoś odpowiadać, bo to nie są nasze dzieci, oni powinni działać i radzić sobie ze swoimi najemcami.

– Ja sobie kupuję tutaj, bo mnie w sklepie nie stać. Od początku jak tylko się pojawili to ja kupuję, moja córka, jedna, druga, znajome sąsiadki. Tak nie można, pani prezes nie w porządku się zachowuje – staje w obronie handlujących jedna z klientek targowiska.

Marszałek odpowiada

Prosto z targowiska protestujący udali się do urzędu marszałkowskiego z nadzieją na rozmowę z Jarosławem Stawiarskim. Pod nieobecność marszałka do protestujących wyszedł wicemarszałek Piotr Breś, który wysłuchał postulatów protestujących.

– Będziemy się zastanawiać, jak to rozwiązać. Na ten moment nie możemy państwu niczego obiecać. Musimy to przeanalizować, zarząd się pochyli nad tą sprawą, będziemy rozmawiali z panią prezes, będziemy się starali dojść do jakiegoś konsensusu, tak żeby każda ze stron była usatysfakcjonowana – powiedział Piotr Breś.

Wicemarszałek obiecał protestującym spotkanie z gotową decyzją co dalej, we wtorek (2 lipca) o godzinie 9.00. Do tematu na pewno wrócimy.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama