Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dżokej

Andrzej Wójtowicz miał trzydzieści trzy lata, kiedy pierwszy raz usiadł w siodle. I zapragnął mieć konia. Żeby sobie na nim czasem pojeździć i odpocząć od pracy. Dzisiaj ma 80 koni i należy do ścisłego grona największych hodowców koni krwi arabskiej w Polsce. Jest też jednym z najbardziej utytułowanych polskich dżokejów. Wygrał w wyścigach wszystko, co było do wygrania.
I nie dzieli już życia na prywatne i zawodowe. Jego życie to konie. Mówi, że nie mogło być inaczej, bo przecież urodził się w siodle. Dokładnie dziesięć lat temu. A kasa gdzie? Jest rok 1995. Andrzej Wójtowicz ma piękną żonę, udane dzieci, prowadzi własny biznes w Bełżycach. Jest zadowolony ze swojego życia. Przyjaciele, których odwiedza w weekend, namawiają go, żeby przejechał się na ich koniu. Więc wsiada. Ot tak, z ciekawości, bo za końmi nie przepada. Klacz zaczyna galopować. Andrzej czuje, że wszystko, co dotychczas przeżył, to była ledwie przygrywka na 10 procent. A dopiero teraz jest naprawdę. Muszę mieć konia - pomyślał. - I to jak najszybciej. - Tyle że o koniach nie miałem pojęcia - dodaje. Wójtowicz kupił kasztankę. Gryzła, kopała i zrzucała z siodła. - Wtedy usłyszałem o aukcji Polish Prestige w Janowie. No to myślę: pojadę i popatrzę. Może mi się któryś spodoba? A w Janowie tłum ludzi. Pod eleganckim namiotem panowie w jasnych garniturach popijają drinki, kelnerzy się uwijają, muzyka gra. Słowem: wielki świat. - A wadium pan wpłacił? Bo tutaj jest miejsce tylko dla kupców - stwierdził ochroniarz, kiedy Wójtowicz chciał wejść do namiotu. Naprawdę chciał, więc wpłacił. 2000 dolarów. - I wszystko byłoby dobrze, gdybym jeszcze rozumiał o co chodzi. Ale aukcja była po niemiecku i angielsku. Zirytowałem się i przerwałem prowadzącemu: Tu są Polacy. Proszę mówić po polsku. I jak zaczęło się po polsku, to nie miał już wyjścia. Zaczął licytować. Żona perkusisty Wpadła mu w oko siedemnastoletnia klacz Waćpanna. Pięć tysięcy dolarów, siedem, dziesięć... Wójtowicz boksuje się ostro z babką w kapeluszu. Babka uparta, nie ustępuje. On szesnaście tysięcy. Ona siedemnaście. To była Shirley Watts, żona perkusisty Rolling Stones. A śniady facet z drugiej strony to arabski szejk. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Andrzej Wójtowicz nie kupił wtedy Waćpanny, ale niebawem został właścicielem wspaniałej klaczy Faszyny i ogiera Ar-Rahman. A do końca 95 r. miał już dwadzieścia koni arabskich. - Jak się ma tyle arabów, to człowiek się zastanawia, co z nimi zrobić. Bo ogiery nie znoszą bezczynności, zaczynają między sobą rywalizować. Taka już ich natura. Zacząłem jeździć na Służewiec, podglądać próby dzielności. I pomyślałem: A może by tak spróbować w wyścigach? Rozmawiał z największymi hodowcami, podpatrywał, uczył się. W końcu oddał swoje konie do trenowania na Służewiec. Po roku okazało się, że konie Wójtowicza startujące w wyścigach zarobiły na swoje utrzymanie wygranymi gonitwami. Ja wam pokażę To był sukces. Ale nie dla Andrzeja. - Gdybym to ja z nimi trenował i startował, te wyniki byłyby znacznie lepsze. I wymyśliłem sobie, że otworzę u siebie stajnię wyścigową. I pokażę całemu Służewcowi, jak można wygrywać. Na tę wiadomość zawodowcy zaczęli turlać się ze śmiechu. Nawet nie traktowali go jak konkurencji. Jakiś wariat z Bełżyc, któremu zachciało się mieć parę koni - mówili. - Komedia jakaś. - To mnie tylko dopingowało. Śmiejcie się, śmiejcie, jeszcze zobaczycie... Bo ja z natury uparty jestem. - I ambitny - dodaje po cichu żona Agnieszka. - Jak coś postanowi, to nie ma wyjścia. Tak musi być. W 1998 roku Andrzej Wójtowicz zdał egzamin na licencję trenera. I zaliczył 16 zwycięstw w wyścigach. W 1999 rozbił cały Służewiec wygrywając 59 gonitw. Po 100 wygranych gonitwach został zawodowym dżokejem. Skończyły się żarty. Zaczęły się układy. Jaki jest koń Starym wyjadaczom wyrósł rywal. Groźny, bo nieukładowy. - Wyścigowa klika - kwituje Wójtowicz. - Dopóki wygrywam, nie boję się żadnego układu. Tyle że muszę dobrze pilnować koni. Bo różnie się może zdarzyć. Kiedy koń rusza do galopu, Andrzej przestaje myśleć o wszystkim. Mija strach. Jest tylko on i koń. - Koń to charakter - tłumaczy. To męstwo, inteligencja, godność i oddanie. Koń to osobowość. Wyjątkowa i niepowtarzalna. Trzeba nie lada charakteru i konsekwencji, by okiełznać i zrozumieć tę silną naturę. Okiełznać, ale nie złamać. Taki właśnie jest koń - mówi Andrzej. - I nie każdy to widzi. Jest rok 2005. Andrzej Wójtowicz ma piękną żonę, udane dzieci, prowadzi własny biznes w Bełżycach. Jest zadowolony ze swojego życia. Bo obok domu, w stajniach, są konie. 70 koni krwi arabskiej i 10 pełnej krwi angielskiej. Bo wygrał największe, najbardziej prestiżowe gonitwy. Zdobył szacunek i uznanie profesjonalnych hodowców. Ma znakomitą markę w Europie i w Stanach, gdzie wędrują jego źrebaki. Bo dokonał, jak mówią niektórzy, niemożliwego. - Jestem szczęśliwy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama