Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik
Kacperek Zagrodny też był leczony początkowo w Lublinie. Potem w Zabrzu. Prawdopodobnie został zakażony organizm, dlatego odszedł. Tego też nikt głośno nie powie, bo wszyscy trzęsą tyłkami przed jaśnie lekarzami z Bożej łaski. Mariuszowi też któryś z konowałów nie chce dokumentacji wydać w celu leczenia za granicą, ale gronkowcem dzieciaczka zarazili. A nie daj Boże powiedzieć, że się chce dziecko leczyć za granicą, to jest AFERA, bo przecież cierpi urażona duma lekarza. Cooo, ktoś jest tam lepszy od Niego? Niedoczekanie. I uwaga rodzice dzieci, uwaga chorzy, nie opierajcie się na opinii i diagnozie jednego lekarza. Gdyby nie taka postawa moich rodziców, to obecnie bym nie żył. Konowały, ręce precz od naszych dzieci!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Ludzie nauczcie się czytać.Lekarze odradzali wyjazd do niemiec,a nie że nie chcieli.Sami nie mogą ,konkurencji nie powinny zabraniać gdy jest nadzieja.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Eryk napisał:
Ludzie nauczcie się czytać.Lekarze odradzali wyjazd do niemiec,a nie że nie chcieli.Sami nie mogą ,konkurencji nie powinny zabraniać gdy jest nadzieja.
Ludzie ustalmy cos. Lekarze z Lublina są OK, to są naprawdę kompetentni, profesjonalni medycy. Uratowali wiele dzieci, leczą ich z poswięceniem godnym podziwu. tylko mało w porządku zachowali się wobec Martynki i jej rodziców. Ale moze też nie ze złej woli, a jedynie z braku informacji. A moze tez troche z przeswiadczenia o wlasnej nieomylnosci. Moze to im da do myslenia. moze nauczy pokory. Oby to wyszło na dobre. A nam pozostaje sie cieszyć, że MArtynka ma się lepiej i módlmy się by tak już było, bo ta walka jeszcze trwa! A nie zajmujmy się pyskowkami i kłotniami. po co? co to da?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Do śzanownych osób wypowiadajacych sie przede mna Macie lub mieliście dzieci? Chyba nie Czy pozbawił Was ktos szansy ,powtarzam szansy na życie? byliście w takiej sytuacji jak mamam Martyny jak to dziecko??? ? Nie chodzi o lekarzy wszystskich ,chodzi o jeden konkretny fakt ,wielki dramat ,o to że dziecko mogło już nie życ gdyby nie wyjazd do Niemiec . Za Odrę nie wybieram się ,płace podatki w Polsce na tych własnie lekarzy .Nie wymagam cudów ,ale odrobiny człowieczeństwa. Sądzę ze przedmówcy to osoby z branży DSK w Lublinie -oczywiście każdy może miec swoje zdanie .Ale jeden jest fakt to jest żywy człowiek mała dziewczynka ....ktoś za szybko postawił na niej krzyżyk
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Takich mamy konofałów, że potrafią tylko brać w łapę i nic więcej
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Mam pytanie.Ile osób piszących te komentarze zna prof.Kowalczyka,innych lekarzy czy personel medyczny z oddziału hematologii i onkologii w DSK Lublin?Ile z tych osób leczy bądź leczyło tam swoje dziecko?Jak można się wypowiadać na jakiś temat nie mając zielonego pojęcia o całej tej sytuacji??? Moje dziecko jest leczone już od kilku miesięcy właśnie na tym oddziale,przez tych samych lekarzy i jakoś mi dziecka nie wykańczają a przeciwnie robią co mogą,aby pomóc i nie zaszkodzić.Gdyby nie Ci lekarze,na których od kilku tygodni wieszacie psy,psując opinię klinice moje dziecko już dawno by nie żyło!!!!!!Choroby nowotworowe leczy się bardzo długo i ciężko.Każde dziecko na leki reaguje inaczej,są dzieci chemiooporne i czyja jest wtedy wina?Lekarza?NFZ?Boga?A może rodziców,że przekazali swojemu dziecku akurat takie a nie inne geny?Kogo mam obwiniać za to,że moje dziecko bardzo ciężko znosi leczenie a np. to z sali obok z taką samą chorobą przechodzi kolejne etapy jak burza???Nie zgodzę się również z tym,że dawki leków w chemioterapii nie są dobierane indywidualnie.TO JEST BZDURA!!!Lekarze dokładnie zastanawiają się jak dobrać leki i w jakich dawkach ,aby dziecku nie zaszkodziły.Wiem to na własnym przykładzie-dużo rozmawiam z lekarzami prowadzącymi,pielęgniarkami,lekarzami dyżurnymi jak mam jakieś obawy,zawsze pytam,nie domyślam się,nie sugeruję dobrymi radami innych,mam własny rozum i matczyną intuicję.Ile razy rodzice Martynki byli na rozmowie u prof.Kowalczyka podczas leczenia Martynki,aby zapytać jak idzie leczenie?My z mężem chodzimy,pytamy,rozmawiamy.Nigdy nas nie potraktował jak intruzów,przeciwnie.Porozmawiał,powiedział jak idzie leczenie,co może się zdarzyć.Profesor nie jest Bogiem tylko człowiekiem,który został lekarzem,aby pomagać chorym dzieciom.Ostatnio była u mnie na sali dziewczyna już dorosła,która chorowała na białaczkę i leczyła się właśnie tutaj.Żyje,tyle lat po zakończeniu leczenia.Takich przypadków jest dużo więcej.Tacy jak wy powinni porozmawiać właśnie z osobami,które chorowały i zostały wyleczone ,którym prof.Kowalczyk i inni lekarze z tego szpitala pomogli wtedy może spojrzycie na życie z tej właściwej strony.Ja też nie mam pewności ,że moje dziecko zostanie wyleczone,ale wierzę,że lekarze zrobią wszystko,aby jej pomóc.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
aaa napisał:
Takich mamy konofałów, że potrafią tylko brać w łapę i nic więcej
Proszę Was nie oceniajcie tak żle lekarzy , przecież tysiące dzieci ratują i wiadomo ,że któreś z nich odchodzi . Zastanówcie się , jak umiera człowiek na oddziale, dla lekarza jest to także tragedia , oni także przeżywają każdą śmierć . Nie każdego da się wyleczyć , może metoda zawodzi a może brak środków , nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem aby lekarz był obojętny na stan pacjenta. Zyję już 54 lata i wiem ,że to nagonka mediów spowodowała ,że się czepiacie lekarzy . Dziś świat zwariował i każdy każdego ściga. Opamiętajcie się ludzie - nie sądżcie sami bo Was kiedyś ktoś osądzi. A lekarzom życzę wytrwałości , może jeszcze będzie normalnie . Może media Wam pomogą , oby tak się stało. Trzymałam za Kacperka do końca i też przeżywam dramat jego odejścia. trzymam także za Martynkę .
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Zapomniałam dodać,że nie jestem ze środowiska medycznego(w rodzinie nie mam nawet lekarza) i nie jestem również pracownikiem DSK.Jestem mamą malutkiego dziecka,któro od kilku miesięcy walczy o życie w klinice przez was oczernianej.Wiem,że też jestem w stanie zrobić wszystko dla swojego dziecka,ale nie kosztem innych,bez publicznych wyzwisk,poniżania i oczerniania.To w niczym nie pomaga a zaszkodzić może.Nawet strona Martynki swego czasu stała się skupiskiem oskarżeń z użyciem słów,za które to właśnie lekarze z DSK mogliby wytoczyć sprawę w sądzie osobom prowadzącym tą stronę.Tak się nie postępuje bo również jest to nie w porządku.Oceniając innych należy samemu pamiętać o przestrzeganiu zasad-przynajmniej tych moralnych.Należy też pamiętać o tym,że Martynka dostała szansę na drugie życie i rodzice powinni za to dziękować Bogu bo są setki dzieci,które poprostu umierają z braku funduszy umożliwiających im leczenie za granicą.Tyle mam do powiedzenia.Zaraz napewno pojawią się komentarze (oczywiście negatywne)na mój temat,ale nie przejmuję się tym.Ja myślę sama,własnym rozumem a nie setki inych osób i robię to co uważam za słuszne a nie co mi ktoś podpowiada.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Oświadczenie! Jako Pełnomocnik Rodziny Kruk oświadczam, iż jednoznacznie odcinam się od treści dzisiejszego Artykułu zamieszczonego w Dzienniku Lubelskim. Absolutnie nie zamierzam reprezentować rodziny Kruk w postępowaniu Sądowym przeciwko DSK Lublin. Jednocześnie podkreślam, że zawarte informacje w treści wyżej wspomnianego Artykułu nie pochodzą ode mnie ani też nie były zemną konsultowane. Jeżeli miał być to artykuł poświęcony podziękowaniu wszystkim ludziom ogromnego serca, którzy pomagali Martynce, to należy pozazdrościć kreatywności pomysłodawcy, gratulacje! Być może miało być to ponowne zabłyśnięcie w Mediach co pewnie się udało.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
emu napisał:
Bredzisz strasznie. Widziałam w Telewizji Lublin rozmowę z profesorem z DSK, w której mówił dokładnie o tym, że Martynki nie da się uratować, że można już tylko dać jej umrzeć. Dało się odczuć, że był urażony decyzją rodziców Martynki o poszukiwaniu leczenia za granicą. Powiedział autorytatywnie, że nie ma obecnie na świecie dla niej lekarstwa. Jak widać, nie miał racji, z czego ogromnie się cieszę. Teraz mówi o "cudzie", w TV też o cudzie mówił, ale sceptycznie. To lekcja pokory dla wszystkich lekarzy i, niestety gorzka prawda dla nas, Polaków (wszyscy jesteśmy potencjalnymi pacjentami): nasz piękny kraj nie zawalczy o nasze życie, nie da nam szansy, i mimo wieloletnich wpłat do budżetu nie dostaniemy skutecznych leków, jeśli będą drogie. Przyjdzie nam umrzeć w obskurnym szpitalu, w otoczeniu medyków, którzy rozkładają ręce, bo "się nie da". Nie wiadomo, jak zakończy się leczenie dziecka, ale to, co widać na teraz, warte było każdych pieniędzy. Przecież ona prawdopodobnie już by nie żyła!!!
Bardzo słusznie i mądrze powiedziane...!!! Też widziałam tego p. prof.- Głównego Konsultanta- w TV Lublin i słyszałam co miał do powiedzenia...! To nie lekarzy trzeba żałować, tylko tych chorych tak leczonych...!!!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Śledzę historię Martynki od samego początku, od kiedy powstała strona. Przeczytałam każy artykuł, każy komentarz, każdą opinię na jej stronie. I zastanawiam się nad tym, czy wogóle można już obiektywnie spojrzeć na tę sytuację. Dochodzę jednak do wniosków takich: - z Martynką było źle - fakt - przekazano ją do opieki hospicjum - fakt - zrezygnowano z leczenia - fakt - po leczeniu podjętym w Niemczech czuje się lepiej - fakt - nie jest jeszcze zdrowa - fakt Trzeba mieć nadzieję, że wyzdrowieje. Emocje czasem powodują zmianę punktu widzenia. Należy zawsze brać poprawkę na to, co mówi rodzic w takiej sytuacji. Stres, ból, rozpacz i strach - ktoś powiedział (ale jak dokładnie powiedział nikt nagrane nie ma). A może lekarz powiedział coś, co w nerwach przez mamę zostało źle zrozumiane? A może jednak powiedział coś w taki sposób, będąc też w emocjach, czego po prostu powiedzieć nie powinien. Bierzcie poprawkę na to... Przedmiotem sporu nie są na chwilę obecną pieniądze, odszkodowanie, sprawy sądowe. Cała rzecz toczy się o to, żeby oprócz leczenia typowo medycznego zajęto się też naszymi emocjami. Tu chodzi przede wszystkim o podejście do pacjenta, o nic więcej. Czy dla dobra dziecka nie powinno zapomnieć się o dumie, niektórych konwenansach? Nie byłoby tego zamieszania, gdyby rodzice usłyszeli: "Mamo, Tato, wyczerpały się nasze możliwości. W Polsce jej nie pomożemy. Konsultowaliśmi tu i tu i tam (rodzice powinni otrzymać adresy klinik, gdzie lekarze zasięgali opinii). Tutaj macie całą dokumentację, każdy wynik, wszystkie badania. Macie, szukajcie może za granicą. Jeśli znajdziecie my jesteśmy do dyspozycji, przekażemy nasze spostrzeżenia, wyniki badań i będziemy współpracować." Czyż nie o to chodzi tutaj właśnie? Bo nikt nie może zaprzeczyć, że ten lekarz jest lekarzem, że wyleczył wielu, może też stracił mnóstwo pacjentów. Co też nie jest przyjemne. Nowotwory i dziedziny medycyny temu podobne to tak niewdzięczny temat, tak nieprzewidywalny, że nic na to się nie da poradzić. Dwie różne osoby mogą odmiennie zareagować na ten sam sposób leczenia. I nie jest to niczyja wina. Nie przewidzimy jak zachowa się organizm. W przypadku Martynki zareagował tak, a nie inaczej na leczenie w Polsce, lepiej zareagowała na Niemiecką terapię. Nie ma sensu obrażenie kogokolwiek, za cokolwiek. Po prostu mam wrażenie, że czasem naszym lekarzom brakuje takiej chęci, co poniektórym, na przyznanie się, że nie potrafią, ale może ktoś to zrobi lepiej. Nie rozumiem też, dlaczego cała afera o dokumentację? Nie byłoby sprawy, gdyby pacjent otrzymywał wszystkie wyniki na bieżąco (ich kopie). Dokumentacja powinna być własnością pacjenta, zwłaszcza, że nie chodzi o katar tylko o chorobę wymagającą różnych konsultacji w różnych miejscach. Mieszkając w innym kraju, mając chore dziecko i chodząc na różne konsultacje, po każdej wizycie, nawet po zwykłej interwencji pediatry dostaję kopię opisu wizyty. Wydrukowaną i podpisaną przez lekarza. Każde badanie, każdy wniosek i zalecenia mam na papierze. Ułatwia to leczenie i to jest również fakt. W Polsce jakoś dziwnie bronią się przed tym, bronią dokumentacji jak lwy, żeby na zewnątrz się nie przedostała. I nie potrafię zrozumieć dlaczego. Każdy się myli czasem, chociaż wiem, że lekarz powinien raczej być nieomylny. Nie da się. Ale to zależy teraz od podejścia takiego człowieka co dalej z tą pomyłką zrobi. Czyż nie powinno być tak, że przychodzi ktoś do lekarza i otrzymuje diagnozę - nowotwór, czy inna choroba a lekarz mówi: "Ja to widzę tak, ale skonsultuję to jeszcze. Zalecam również wizytę tam i tam, w celu potwierdzenia diagnozy" A jeśli taki pacjent wróci o powie: "Panie doktorze inny lekarz powiedział, że to coś innego... to co robi nasz lekarz? "Ależ to bzdura, ewidentnie to widzę...". A powinien powiedzieć: "Tak? Proszę o kontakt do tego lekarza, zadzwonię do niego i omówimy to razem". Clue: Współpraca, dialog, szukanie alternatyw i wspieranie pacjenta - o to walczy mama Martynyi chyba każdy powinien. Duma w kieszeń jeśli chodzi o dobro ludzkie, zwłaszcza człowieka chorego. Jako pacjenci życzymy sobie, żeby ktoś lecząc nas po prostu pozostał człowiekiem, zatrzymał się czasem na chwilę przy łóżku i zapytał "Jak się czujesz chory człowieku? Może przynieść ci szklankę wody?"
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Magda, świetnie napisane. Podpisuję się pod Twoimi słowami.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gość napisał:
Magda, świetnie napisane. Podpisuję się pod Twoimi słowami.
Pod głupotami większość się podpisuje bo sami myśleć nie potrafią. Ciekawe ilu pacjentów lekarze z DSK wyleczyli a ilu umarło? Przesadzacie z tymi oskarżeniami, w zasadzie nawet nie mając podstaw aby kogokolwiek oczerniać. Lekarze zrobili wszystko co mogli i zgodnie z procedurami. A rodzice powinni się zająć tym co im najlepiej wychodzi czyli opieką nad chorym dzieckiem i dziękować, ze dobrzy ludzie pomogli uratować ich córkę a nie rzucać oskarżenia licząc na odszkodowanie. Cieszy fakt, iż dziecko wraca do zdrowia natomiast niesmak budzi zachowanie chciwej mamusi.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Sama poczatkowo nie dowierzałam, że leczenie Martynki przyniesie jakiekolwiek skutki. Dziwiła mnie determinacja rodziców... Myślałam sobie: "jeśli ich kochana córeczka odejdzie, będą mieli do siebie żal, że nie byli przy niej, tylko dzwonili tu i tam, wciąż zabiegani, rozżaleni...". Wiem, że się myliłam! Sama straciłam mamę. Zmarła na raka jak miałam 14 lat. Strasznie to przeżyłam, zwłaszcza, że widziałam jak cierpi i umiera. Mimo, że miałam 14 lat... nie ominęło mnie zmienianianie pieluch, mycie,itp. Pod koniec już prosiłam boga, by ją zabrał do siebie, by nie cierpiała! Nie miała siły nawet ręką ruszyć, krzyczała z bólu jak się przebudziła na moment po morfinie... Boże to było straszne. Jak już odeszła, miałam do siebie żal, że za mało czasu jej poświęciłam, że czasami nie miałam już sił. Zaczęłam szukać winnych. Winiłam siebie, lekarzy, że za późno rozpoznali chorobę. Dwa lata wcześniej miała zabieg usunięcia woreczka żółciowego. Już wtedy miała guza obok. Ale nie zauważyli go. Później nie było już ratunku... Odeszła. Pogfodziłam się po kilku latach, przedtem wyłam co noc. Martynka jest moją madzieją! Wiem, że będzie zdrowa! Po prostu to wiem... Nie popieram tego zamiaru wystąpienia do sądu, lec potrawie zrozumieć ich żal wobec lekarzy. Cieszę się, że daliśmy Martynce szansę na drugie życie! Bo ludzie mają serca i potrafią pomagać!!!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Chociaż (podobno) Pani Kruk nie wypowiedziała słów przytaczanych przez Redakcję, ja uważam,że gdyby podała do sądu Pana Doktora, miała by 100 % rację. Przecież nie chodzi tutaj o fakt,iż w naszym kraju nie ma możliwości ale o fakt,że Pan Doktor przekreślił to dziecko - nie chcąc podpisać wniosku o sfinansowanie leczenia z NFZ, udostępnić dokumentacji medycznej, co znacznie opóźnić mogło ratowanie życia tego dziecka.Nie zapewnili jej nawet opieki podczas lotu - bo i po co?Przecież miała być pod opieką paliatywną,a nie latać sobie samolotem...Znalazł się KTOŚ kto poleciał,znaleźli się inni - którzy walczyli , znaleźli się PRZYJACIELE,którzy sfinansowali,przetłumaczali,rozweselali, no i walczyli o to dziecko dniem i nocą.Znaleźli się LUDZIE,którzy pozwolili uwierzyć w drugiego CZŁOWIEKA.Miejmy nadzieję,że Martynka będzie zdrowa- podarowano jej już kawałek życia.Nie chcę nawet myśleć co by było gdyby została w Polsce................
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Żenada. I w jaki sposób pani Kruk chce podać do sądu lekarzy? Co napisze w pozwie, że "odebrali jej nadzieję", śmiechu warte i tyle. Lekarze zachowali się w sposób zgodny z procedurami, ich sprawa czy wiedzieli o "eksperymantalnej" terapii prowadzonej w niemieckiej klinice. Gdyby wiedzieli z pewnością ta pani zostałaby o tym poinformowana. W tej chwili odnoszę wrażenie podobne do osób ktore się tu wypowiadały wczesniej, że chodzi o wyciagnięcie dodatkowych pieniędzy, stąd te straszenie sądami. Obawiam się, ze zaden lekarz z DSK nie przejmie się gadaniną pani Kruk, w końcu nie doszło do żadnego zaniedbania, po prostu nie mieli już czym leczyć tego dziecka. To tylko Polska, nie wyobrażajmy sobie rzeczy nadzywczajnych.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Moje dziecko żyje dzięki lekarzom z Kliniki - przez wszystkich oczernianej. Jak nie wiecie jak wygląda proces leczenia dziecka z nowotworem to lepiej się nie wypowiadajcie.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
mama napisał:
Moje dziecko żyje dzięki lekarzom z Kliniki - przez wszystkich oczernianej. Jak nie wiecie jak wygląda proces leczenia dziecka z nowotworem to lepiej się nie wypowiadajcie.
No proszę, jakaś rozsądna wypowiedź. Czyli , ze jednak wbrew oświadczeniom pani Kruk i jej zwolenników, w DSK jednak potrafią wyleczyć chorobę nowotworową.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
GDYBY MOGLI,TO BY POMOGLI......................
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Tak, gdyby mogli to by pomogli.. Ale niestety, skazali Martynkę na opiekę paliatywną i czekanie na śmierć. Czy ktoś jeszcze pamięta słowa pana profesora? Dajcie jej spokojnie odejść... I gdyby nie zebrane pieniądze to trzeba to powiedziec głośna Martynki niestety już by nie było wśród nas... A jest, żyje, bawi się i uśmiecha!!! Co najważniejsze wyniki badań są zadowalające. Choć podobno, wg. DSK Lublin nie było już na to absolutnie żadnych szans. Kto nie jest rodzicem, ten niestety nie pojmie nigdy czym jest i jak wiele znaczy życie ukochanego dziecka. To tak na marginesie, bo jak można przeczytac na stronie Martynki Pani Jola nigdy nie wypowiedziała zawartych w artykule słów. A samego nawet artykułu nikt z Rodziną Kruk nie konsultował i nikt nie otrzymał zgody na publikację zdjęć o charakterze prywatnym. Nie rozumiem poruszenia rodziców dzieci obecnie leczonym w DSK Lublin. Przecież żaden chyba prawdziwy czy nie artykuł nie wpłynie na jakość leczenia Państwa dzieci. Wielu zostaje w tym szpitalu wyleczonych, o wielu się walczy, ale powiedzmy sobie wprost że wielu też tam odchodzi. Nie mnie oceniać czy z braku funduszy, braku dostatecznych umiejętności, czy osoby te odchodzą bo nie można już było nic zrobić. Pewna jestem jednak, iż akurat Martynkę przekreślono tam zbyt szybko... Czy przekreśla się także życie innych? Nie wiem i nie chce wiedzieć. Całe szczęście, że Rodzice Martynki nie poddali się, walczyli choć nie dawano im nadzieji, która w takich sytuacjach jest tak ważna. I dziś wiedzą, że było warto... aby znów zobaczyć uśmiech na twarzy Martysi!!!
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...