Rozmowa z Pawłem Brzuszkiewiczem, prezesem Lublinianki
- Dlaczego w ogóle zdecydował się pan pomóc Lubliniance? Od kilku miesięcy klub znajdował się nad przepaścią i wydawało się, że lada chwila będzie musiał wycofać się z rozgrywek trzeciej ligi…
– Jestem z Lublina i nie mogłem pozwolić, żeby tak zasłużony klub dla Lubelszczyzny po prostu upadł. Dlatego wspólnie z firmą Energy Center zdecydowałem się podjąć misji ratowania Lublinianki. Włożyłem już w ten klub sporo pracy i mam nadzieję, że to wszystko nie pójdzie na marne.
- Jak wyglądały pierwsze dni w klubie?
– Można powiedzieć, że bałagan, jaki zastałem to jest mało powiedziane. Tak naprawdę gdyby nie firma Energy Center, to dzisiaj w ogóle nie rozmawialibyśmy o Lubliniance. Nie odbyłyby się po prostu mecze rundy jesiennej, nie było nawet za co wymalować linii na boisku. Chłopaki nie jeździliby na wyjazdy, nie odbywałyby się mecze, tak naprawdę nie byłoby nic. Pojawiliśmy się w odpowiednim momencie, a ja objąłem funkcję prezesa i od tego czasu myślę, że naprawdę bardzo dużo udało się zrobić.
- A co konkretnie?
– Ustaliliśmy, że do końca 2022 roku jest potrzebny budżet 350 tysięcy złotych na bieżące zobowiązania. Zorganizowałem już 200 tysięcy ze zdecydowanym udziałem Energy Center, a teraz brakuje nam reszty, czyli 150 tys. Można powiedzieć, że jest o wiele lepiej. Nadal jest jednak sporo do zrobienia, a czasu coraz mniej. Dlatego nie ukrywamy, że klub ciągle potrzebuje wsparcia. Możemy liczyć na pomoc kolejnych firm, bo dołączyło: PKP, została z nami także Ekogwarancja, która wcześniej wspierała Lubliniankę i ciągle szukamy kolejnych podmiotów chętnych do wspierania klubu. Otrzymaliśmy również darowiznę od Pana Zbigniewa Jakubasa. Gdyby udało się pozyskać jeszcze jednego takiego „gracza” jak Energy Center i Pan Zbigniew Jakubas to Lublinianka w końcu stanęłaby na nogi. Cytując klasyka takich trzech jak nas dwóch… Sporo firm deklaruje też wsparcie od rundy wiosennej m.in. Galeria Olimp, ale i parę innych. Przyszły rok zapowiada się naprawdę obiecująco. Jednak, żeby można było kontynuować działania w przyszłym roku, to trzeba dokończyć ten. Ze względu na restrukturyzację, która jest bardzo dobrym krokiem. Gdyby nie ten ruch, to konta zostałby zajęte przez komornika i mielibyśmy związane ręce. Czeka nas dużo pracy. Cieszę się, że przy ścisłej współpracy z Krzysztofem Gralewskim udało się zabezpieczyć juniorów w kwestii miejskiej dotacji, ponieważ pamiętajmy, że Lublinianka to nie tylko grupa seniorska, ale także juniorzy, a są również pomysły na kolejne sekcje. Liczyłem na trochę większe zaangażowanie i wsparcie ze strony urzędu miasta. Mentalne na pewno mamy, ale finansowe nie jest takie, jakiego oczekiwalibyśmy w obecnej sytuacji klubu. Liczę jednak także na urząd marszałkowski, z którym prowadzimy rozmowy. Dodatkowo założyliśmy zrzutkę w internecie, żeby pozyskać brakujące środki. Mnóstwo ludzi zajęło się tym klubem i za to na pewno trzeba podziękować. Od końca września udało się zorganizować te 200 tysięcy, ale to nie wystarczy, żeby uratować klub przed upadkiem ze względu na restrukturyzację. Jeżeli zgromadzimy brakującą kwotę, to sytuacja na nowy rok będzie otwarta, bo wszystko zapowiada się lepiej.
- Co wydarzy się z Lublinianką, jeżeli jednak nie uda się znaleźć tych 150 tysięcy złotych?
– Restrukturyzacja może nie dojść do skutku, ale tak naprawdę dopiero zobaczymy, co z tego wyjdzie. Staramy się jednak myśleć pozytywnie. Dużym sukcesem jest także fakt, że drużyna w końcu otrzymała przynajmniej jedną wypłatę. Robimy wszystko, żeby jeszcze w grudniu dostała kolejną. Chłopakom należy się ogromny szacunek, bo przez pół roku gry bez wynagrodzenia zaprezentowali dobry poziom sportowy. Widać, że im na tym klubie zależy. Tak, jak wielu innym osobom. W tym momencie Lubliniance nie brakuje niczego innego, jak funduszy. Jak przychodziłem tutaj, to brakowało znacznie więcej: porządku organizacyjnego, podstawowych rzeczy w kwestii księgowych, kadrowych i wielu innych. To wszystko unormowaliśmy. Teraz potrzebujemy tylko tych 150 tysięcy.
- A jak wygląda kwestia długów?
– Długi wynoszą lekko ponad 300 tysięcy złotych, ta kwota podlega właśnie restrukturyzacji. Nie jest to mało, ale nie jest to również jakaś gigantyczna suma, z którą nie można sobie poradzić. Gdy restrukturyzacja wejdzie w życie, wtedy będzie możliwość spłaty. Będziemy mogli zawierać ugody z wierzycielami. I wierzę, że będziemy w stanie to wszystko udźwignąć. W tym momencie najważniejsze jest zdobycie 150 tysięcy złotych do końca roku.
- Czy to w ogóle realne, żeby w przeciągu kilku tygodni zebrać taką kwotę?
– Mam nadzieję. Jeżeli w 2,5 miesiąca udało się zorganizować 200 tysięcy, to myślę, że jesteśmy w stanie znaleźć także 150 tysięcy. Wiadomo, że czasu jest bardzo mało, ale jeżeli pojawi się to wsparcie ze strony samorządu, plus jeszcze wsparcie całej społeczności, chociażby dzięki zrzutce w internecie, to będziemy w stanie to zrobić.
- Jeżeli chodzi o kwestie sportowe, to podobno kilku zawodników może liczyć na zainteresowanie z większych klubów. Fryderyk Janaszek jest na testach w GKS Tychy, a mówi się także o propozycjach dla Tomasza Tymosiaka…
– Jeszcze będziemy rozmawiać z trenerem, musimy opracować konkretny plan sportowy na rundę wiosenną. Wiadomo, że będzie nas interesowało utrzymanie w trzeciej lidze. Mamy na to realne szanse i mam nadzieję, że pieniądze, a w zasadzie ich brak nie będą zmuszały nas do opuszczenia tego poziomu rozgrywek. Nie ukrywam jednak, że tym momencie skupiam się tylko i wyłącznie na finansach. Cieszę się, że udało się dograć rundę jesienną do końca. Teraz trzeba dokończyć to, co zaczęliśmy. W pojedynkę ciężko to zrobić, ani my jako Energy Center, czy pozostali sponsorzy, którzy z nami są to jednak nie wystarczy. Potrzeba większego zaangażowania. Dlatego liczę na pomoc ze strony samorządu lub miasta, to jest niezbędne. Nie wyobrażam sobie, że władze przejdą obok klubu z taką historią obojętnie w szczególności w porównaniu z innymi organizacjami sportowymi w naszym regionie, które takie wsparcie otrzymują.
- Jak przebiegają te rozmowy z urzędem miasta oraz urzędem marszałkowskim i kiedy spodziewacie się jakichś decyzji?
– Jesteśmy w trakcie, zobaczymy, jaki to będzie miało wydźwięk. Na razie pozostaje nam jednak po prostu czekać na finalizację rozmów.
- Czy w ogóle myśli pan o tym, żeby zostać w Lubliniance na dłużej?
– Zobaczymy, jak się rozwinie się sytuacja. Jeżeli współpraca będzie się nam układała dobrze, to czemu nie. Czas jednak pokaże.
JAK WESPRZEĆ LUBLINIANKĘ?
Klub z Wieniawy robi co może, żeby do końca roku zebrać brakujące 150 tysięcy złotych. W tym celu zbiera pieniądze także w internecie pod adresem: https://zrzutka.pl/58tw43