Reklama
Wpadł, bo zostawił na zderzaku odbite numery
11 dni po wypadku policja zapukała do drzwi sprawcy. Był zdziwiony, bo nie wiedział, że tablica jego samochodu dokładnie odbiła się na tylnym zderzaku uderzonego pojazdu. Teraz stanie za to przed sądem.
- 21.12.2008 19:26
- Jechałem wieczorem z żoną do domu - opowiada pan Dariusz, mieszkaniec podlubelskiej miejscowości. - W pewnym momencie, gdy skręcałem w prawo, poczułem potężne uderzenie w tył mojego auta. Ledwo zdążyłem zapytać żonę, czy wszystko w porządku, gdy sprawca odjechał z piskiem opon. Nawet nie zobaczyłem jego numerów rejestracyjnych
Na miejscu zostały tylko kawałki szkła i resztki plastiku z pojazdu sprawcy wypadku. Pan Dariusz i jego żona odnieśli obrażenia. - Mają urazy kręgosłupa. Oboje przebywali na kilkunastodniowych zwolnieniach lekarskich - mówi Krzysztof Budzik z Europejskiego Centrum Pomocy Poszkodowanym, starającego się w imieniu małżonków o odszkodowanie.
Potem sprawy potoczyły się zwykłym rytmem. Policja dokonała oględzin samochodu, podobnie jak pracownik firmy ubezpieczeniowej. Auto trafiło do warsztatu, gdzie czekało na naprawę.
- Po 10 dniach od wypadku znajomy ksiądz pojechał do warsztatu, w którym stało moje auto. I to właśnie on dostrzegł numery rejestracyjne sprawcy, które odbiły się na moim zderzaku. Zawiadomiłem policję.
Policja bez trudu ustaliła dane sprawcy. I w 11 dni po zdarzeniu zapukała do jego drzwi. - Wiem tylko, że był mocno zdziwiony. Od razu przyznał się do winy - mówi nasz bohater. - Nie mam do niego żalu, ale mógł się chociaż zainteresować, czy nic się nam nie stało.
Sprawca, gdyby się zatrzymał i był trzeźwy, zapłaciłby jedynie mandat. - Ponieważ uciekł z miejsca wypadku, sprawa trafi do sądu. Prawdopodobnie sąd będzie zdania, że był pod wpływem alkoholu, dlatego szybko odjechał - przewiduje Arkadiusz Kalita z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Reklama













Komentarze