Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zdrowa kobieta, tylko bez nóg

Przed wejściem do sklepu nazwanego dumnie \"Fashion house” wielkie litery krzyczą, że wszystko po 2,50. Do sklepu prowadzą wąskie drzwi i strome schodki dwa, albo trzy, które przynajmniej dwa razy dziennie musi pokonać Marzena Socha.
- Jak to robię? Używam magicznego słowa \"proszę” - śmieje się kobieta po czterdziestce, zadbana, na wózku inwalidzkim, bez obydwu nóg. - O tu sąsiad ze sklepu żelaznego gdy widzi, jak podjeżdżam od razu wychodzi pomagać, albo przechodnie. Śmiechem, żartem zaczepię kogoś i raczej ludzie nie odmawiają. Częściej obawiają się, że może mi się coś przy tym stać. Ale co gorszego może mnie spotkać? - uśmiecha się i wypielęgnowaną ręką z zadbanym manicure poprawia szarą spódniczkę na nieistniejących nogach. Rutyna i szaleństwo Na długiej ścianie sklepu drżą po każdym otwarciu drzwi złociste łańcuszki, plastikowe paski gęsto zdobione dżetami i ozdoby do włosów. Po prawej, za wąską ladą w karnych rzędach stoją lakiery do paznokci, perfumy mniej lub bardziej francuskie, płyny pachnące do płukania, kapcie. A w głębi ciemnego pomieszczenia wiszą ciuchy ze świeżej, zagranicznej dostawy. - Nie ukrywam, że wtedy załamałam się psychicznie. Tym bardziej, że diagnozę postawili późno, bo to podobno rzadkość u kobiet: choroba Bürgera - wspomina Socha. - Od razu poszłam na stół. Pierwszą amputację miałam 11 lat temu. Później drugą. A po tym siedziałam w domu. Bez niczyjej pomocy z czwórką dzieci. Teraz mówi o tym bez widocznych emocji. Ale zaraz dodaje, że to był czas próby. Mogła dokładnie powiedzieć, co będzie robiła następnego dnia. Co do minuty. - Rutyna powtarzających się czynności po prostu mnie wykańczała. Rano śniadanie, później sprzątanie, gotowanie i tak dalej, i tak dalej. Czyste szaleństwo… Jestem mocna Do sklepu wchodzą klientki, oglądają, czasem coś kupią, zamienią parę słów. Tanio, można sobie pozwolić. - Gdzieś po ośmiu latach takiego życia listonosz przyniósł mi ulotkę, w której napisali, że szukają niepełnosprawnych do pracy - wspomina. - To był pierwszy krok do nowego życia. Były rozmowy z psychologiem i kursy. Uwierzyłam w to, że mogę pracować, że dam sobie radę. Dziś jestem mocna psychicznie i fizycznie. Jestem zdrową kobietą, tylko bez nóg - mówi z pewnością siebie i nie ma wątpliwości, że taka właśnie jest. Po miesiącach pracy w firmie telekomunikacyjnej oznajmiła szefowi, że chce pójść na swoje, bo dla niej najważniejsze stało się bycie wśród ludzi. Udowodnienie, że da sobie radę. - Ja nie potrzebuję jałmużny na Krakowskim Przedmieściu. Mogłabym tam postać na wózku i zbierać do puszki. Otworzyła sklepik, gdzie wszystko kosztuje 2,50. Gdzie każdy może przyjść, pogapić się, albo kupić drobiazg za grosze. Ja się nie boję - Kto tu zagląda? Od złodzieja po zakonnicę. Kiedyś przyszedł taki jeden i sięga mi do portfela. Jak ja nie narobię wrzasku. Jakaś klientka mnie mityguje - \"Co pani robi, to mafia, oni panią wykończą”. A co mi tam mafia, jak ja jutro na chleb dla dzieci nie będę miała - aż podnosi głos na tamto wspomnienie. - Tak krzyczałam, że uciekł i nic nie zabrał. Tak to właśnie u nas jest, nikt nie otworzy gęby, każdy się boi, a złodziejstwo się panoszy. Ja tam się nie boję, bo jak nie mafia to życie mnie zniszczy. Sięga po filiżankę z herbatą, po torebkę cukru. Odstawia ją, ale po chwili znów sięga i pokazuje wydrukowany na torbie napis - \"Pomoc UE”. - Ja to za złotówkę kupiłam - mówi. - Przychodzi taki jeden siny, ręce mu się trzęsą, nie ma na prytę. Pyta się, czy kupię kilo cukru za złotówkę. Czemu nie. U nas wszystko na głowie postawione, cała ta pomoc społeczna - denerwuje się. - W Niemczech taki social opłaca czynsz, media i daje skromne pieniądze na życie. U nas dają pieniądze do ręki na wszystko, typ wszystko przepije, jeszcze weźmie z Caritasu, albo skąd i też sprzeda na wódkę. Tam, jak opiekunka zobaczy, że ktoś jest pijany, odbierają mu dzieci, social, wszystko. U nas państwo rozdaje za darmo. Tylko kryzys Słońce schowało się za sąsiednią kamienicę i chłód zagląda do sklepu. Nieduża farelka daje ułudę ciepła. Drzwi co raz się otwierają, ale jest więcej oglądających niż kupujących. - Ja wcale nie siedzę tylko na miejscu. W sobotę, w niedzielę wyjeżdżam z towarem w teren; na targi. W lecie jeździłam nad jeziora, ale tam już wszystko tak obstawione, że nie ma właściwie miejsca. No, ale jak ludzie nie będą mieli pieniędzy, to ja też nie - wzdycha. Za chwilę dodaje: - Nie lubię telewizji. Niech by powiedzieli \"ludzie, wiosna, jedźcie na działkę zobaczyć, czy krokusy kwitną, szykujcie się do pracy w ogrodzie”. A tu nic, tylko co otworzę telewizor, to kryzys. Już wszyscy są tym psychicznie wyczerpani. Musimy jakoś przeżyć, ale słuchając tego wszystkiego mam wrażenie, że przyjdzie się z mostu rzucić. Przecież jak kryzys przyjdzie to wtedy pomyślę: \"acha, nie będę palić papierosów, bo muszę mieć na chleb dla dzieci”. Straszą nas tylko, a oszczędności szukają odbierając emerytom i rencistom. Później się dziwią, że tyle ludzi żebrze na ulicy. Niech sami najpierw sobie przestaną wypłacać diety. Nie żałuję W półmroku sklepu zapada cisza przerywana przesuwaniem wieszaków z odzieżą z drugiej ręki. Za chwilę roznosi się zapach perfum testowanych przez klientkę. Poobijany wózek inwalidzki zgrabnie manewruje w ciasnym przejściu. - Lubię klientów, lubię ludzi - zauważa po wyjściu ostatniej kupującej. - Klient żeby mnie zirytować musiałby się napracować mocno. Nigdy nie żałowałam, że zdecydowałam się na otwarcie tego sklepiku. Odżyłam, wzmocniłam się, znam swoją wartość, a życie wciąż jest piękne. Obcuję z ludźmi, rozmawiam, dowiaduję się ciekawych rzeczy, po prostu wychodzę z domu. Czego się boję? Tego, że kiedyś w Polsce moje dzieci nie będą miały pracy. A jak one wyjadą za chlebem, a ja zostanę sama, to będzie mi bardzo ciężko. Nie życzę nikomu, żeby wyjeżdżał z kraju. Nasze miejsce jest tutaj. Ale cóż, za życiem nikt nie nadąży...

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama