Maziarz: Zero kalkulacji
ROZMOWA z Pawłem Maziarzem, piłkarzem lubelskiego Motoru
- 31.05.2009 19:36
- Oglądanie meczów z wysokości trybun jest mocno stresującym zajęciem. Zdecydowanie bardziej wolałbym w tym meczu wystąpić. Niestety, są rzeczy, których nie da się przeskoczyć. Teraz muszę odpocząć kilka miesięcy i dojść do zdrowia, bo to w tej chwili jest dla mnie najważniejsze.
- Pod względem psychicznym jest już całkiem nieźle. Nie będę ukrywać, że gdy usłyszałem lekarską diagnozę i dowiedziałem się ile ostatecznie będę pauzować, to doznałem lekkiego szoku. Teraz jednak już się z tym pogodziłem. Wiem, że muszę ciężko pracować, aby wrócić do zdrowia. Bo jednak pod względem fizycznym nie czuję się jeszcze najlepiej. Nie mogę stanąć na nogę, muszę chodzić o kulach. Wierzę jednak, że każdy dzień będzie wiązał się z choćby najmniejszym postępem.
- Na pewno widać było, że chłopaki się starają. Grali z zaangażowaniem, ale po straconej bramce uszło z nich powietrze. Zabrakło też klarownych sytuacji. Przykre jest, że to mocno zmotywowanym gościom bardziej zależało na zwycięstwie.
- Nie wiem czy zadecydował brak lidera, czy też inne czynniki. Nie ulega natomiast wątpliwości, że ciężko jest grać pod presją jaka ciąży obecnie na zespole. Sytuacja w klubie cały czas jest nienajlepsza. Nikt nie kwapi się do pomocy, więc chłopaki mogą liczyć tylko na siebie. Żałuję, iż nie dokończę z nimi tego sezonu. Tym bardziej, że moje doświadczenie pewnie by się przydało. Trochę lat już mam, przez większość gram w piłkę, więc jakiś autorytet wśród partnerów z drużyny posiadam.
- Wiadomo, że na początku głowy mieli trochę pospuszczane. Później jednak siedliśmy i po męsku pogadaliśmy. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że wbrew pozorom ta porażka nie jest taka zła. Paradoksalnie znacznie gorzej by było gdybyśmy wygrali i jechali do Gorzowa ze świadomością, że wystarczy nam remis. Taka kalkulacja byłaby bardzo niebezpieczna. W każdej chwili bowiem rywale mogliby przeprowadzić jedną, zabójcza akcję, która pozbawiłaby nas złudzeń. Teraz wszystko jest jasne. Musimy wygrać i nie ma miejsca na asekurację.
- To było coś niesamowitego! Kompletnie się tego nie spodziewałem. Gdy flaga z moją twarzą zaczęła powoli wspinać się w górę trybun mocno się wzruszyłem. Może nawet uroniłem łezkę. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować fanom za to, że są ze mną w tych trudnych dla mnie momentach. Wspierają mnie nie tylko finansowo, ale i mentalnie. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze kiedyś okazję, aby odwdzięczyć się im za to, co dla mnie robią. Wierzę, że w Gorzowie wspólnie świętować będziemy zwycięstwo Motoru.
- Jest takie powiedzenie: nigdy nie mów nigdy. Respektując je, nie powiem, że na pewno nie wrócę już do gry w piłkę. Na razie decyzji jednak nie cofam. Szkoda trochę, że podjęta została w takich, a nie innych okolicznościach. Takie jest jednak życie i niestety tego nie zmienię.
- Cały czas się nad tym zastanawiam. Mam kilka opcji. Jedna z nich dotyczy szkolenia młodzieży. Najpierw jednak muszę całkiem się wyleczyć. Co będzie dalej, pokaże życie. Ostatnie doświadczenia nauczyły mnie jednak, że nie ma sensu zbyt daleko wybiegać w przyszłość. Wiele celów, które sobie założyłem, musiałem zweryfikować. Nie chciałbym, aby sytuacja się powtórzyła.
Reklama













Komentarze