Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Puławscy studenci. Kto zwariuje, a kto strzeli sobie w łeb

O wybrykach puławskich studentów opowiada Mikołaj Spóz, regionalista.
Puławscy studenci. Kto zwariuje, a kto strzeli sobie w łeb
Studenci puławscy. 1909 r. (Ze zbiorów Mikołaja Spóza)
Często powtarzamy, że młodzi ludzie, a przeważnie studenci nadawali koloryt Puławom i to w każdym dziesięcioleciu ich pobytu w tym mieście – zarówno w Polsce pod zaborami jak i później. Przecież było to miasteczko instytutów, choć w przeszłości zapyziałe, zapomniane gdzieś nad piaszczystym brzegiem Wisły. I gdyby nie ten napływ młodych ludzi z różnymi pomysłami – nie zawsze szczęśliwymi, o czym plotkowałyby miejscowe kumoszki, co mogłoby poruszyć tutejszą opinię?

Gorszące i śmieszne

W tamtych Puławach, w których wieczory spędzano przy naftowej lampie, a o wynalazku telefonu lub radia nikomu się nie śniło, w tamtych Puławach trzeba było samemu organizować rozrywkę, kulturę, zabawę. Nobliwe domy rozbrzmiewały fortepianowymi koncertami, wystawiano tzw. żywe obrazy, a w karnawale były wieczorki tańcujące i bale. I to tyle. Życie płynęło wolno, by nie powiedzieć ślamazarnie. Ale przecież prawdziwą, a nawet nie raz gorszącą przyprawę tych uładzonych rozrywek stanowiły wyczyny studentów. To, co czasami wyprawiali, wprawiało poważnych mieszkańców w osłupienie, nie raz było źródłem plotek i sensacji, nawet zgorszenia matron, ale częściej budziło śmiech i rozbawienie. Ale tez trzeba powiedzieć, że ich wyczyny nie zawsze miały źródło w lekkomyślności – często wynikały z pobudek patriotycznych.

– Przyjeżdżali tu młodzi ludzie z różnych stron naszego zniewolonego kraju, ale także z Rosji – zaczyna opowieść Mikołaj Spóz. – Puławy przecież leżały w ziemiach wchłoniętych przez imperium. Ściągała do Instytutu młodzież uboga, ale również bogata i utytułowana. I zależnie od stopnia zamożności studenci wynajmowali lokum. Przy tak zwanej Szosie (dziś Piłsudskiego) kiedyś powstawały wille dobrze urządzone, wyposażone, w niektórych nawet były fortepiany i piękne meble. Te wille nie budowane były z myślą biednych studentach, a o letnikach, którzy do Puław przyjeżdżali na dwa, trzy wakacyjne miesiące. Biedniejsi lokowali się na Mokradkach albo we Włostowicach, po kilku w jednym pokoju. Tam często zamieszkiwali Rosjanie.
Wesoła wiara

Główna ulica Puław była jedyną wybrukowaną w tym mieście. Pozostałe bardziej przypominały wiejskie drogi, w lecie pełne kurzu, jesienią błota, zimą tonące w zaspach, bez chodników, latarni. Długo stały na tych drogach kałuże, w bocznych uliczkach sączyły się ścieki, czasem gospodyni chlusnęła mydlinami z cebrzyka.

– Nic dziwnego, że studenci chodzili w długich butach – śmieje się Spóz. – Droga z takich błotnistych Mokradek do centrum często wymagała nie lada zręczności. Polacy manifestowali swoją odrębność ubiorem w ten sposób ostentacyjnie podkreślali narodowość. Nosili nielegalne mundury – ułanki i laski zwane \"puławiankami”. Odróżniali się tym od studentów rosyjskich. Takie laski nie tylko były bronią przeciw psom, lecz także używali ich – niestety, w różnych burdach i bójkach na tle antysemickim.

Mieszkańcy przyjaźnie, a co najmniej pobłażliwie odnosili się do studentów. Ta wesoła wiara nadawała miastu klimat. Dzięki nim wpadał do kieszeni jakiś grosz, funkcjonowały jadłodajnie i restauracje, czynsz podreperował niejeden budżet, a trzeba powiedzieć, że młodzi mieli też niejaki wpływ na kulturę i rozrywki w mieście.

– Powstawały liczne kółka zainteresowań, studenci wspólnie kupowali książki, które nie były tanie, organizowali samo-kształcenie, wpływali na ogładę towarzyską i kulturę wielu mieszkańców – wyjaśnia Spóz. – Czasem ta przyjaźń z tubylcami się psuła, bo zanadto narozrabiali, albo zaczęły się zatargi między młodzieżą polską i rosyjską. Ale po jakimś czasie wszystko wracało do normy.

W Puławach powstało też ugrupowanie przejęte ideą tołstojowską. Studenci którzy do niego należeli prowadzili bardzo skromne życie, mieli wspólną kasę, garkuchnię, bibliotekę. Odseparowali się od reszty, trzymali się raczej na uboczu.

Pieśń na cześć Puław

Studenci na ogół byli solidarni i trzymali się razem. Po nowego kolegę, który przyjeżdżał do Instytutu wychodziła cała paczka albo do przeprawy wiślanej albo na kolej. Nowy był przyjaźnie witany, przywoził wieści z dalekiego świata, co bardzo się liczyło w środowisku, przecież informacja nie była tak szybka jak dziś. No i była znów okazja do libacji.

– Ich ulubionym lokalem była restauracja czy raczej jadłodajnia cioci Rosołowskiej przy ulicy Pocztowej – opowiada Spóz. – A tam już kielichy szły w górę, zabawa i śpiewy.

Mikołaj Spóz cytuje pieśń \"Puławianka” napisaną na cześć Puław przez studenta Wincentego Łaskowskiego w 1872 roku. Śpiewali wtedy wszyscy młodzi:
\"...a gdy Moskal dręczy
Prześladuje i uciska,
Młódź puławska niech mu ryczy,
Że odwetu chwila bliska...”
Następna zwrotka miała nieco inną wymowę:
\"... A kto wina nie skosztował,
Lub kto wstręt do niewiast czuje,
Jeśli jeszcze nie zwariował
To na pewno wnet zwariuje”.

Tak oto mieszał się entuzjazm patriotyczny z młodzieńczą adrenaliną i burzą hormonów. Pieśń ta zupełnie dziś nieznana, najdobitniej odzwierciedla nastroje puławskich studentów.
Trupa nie było

Szklanice wina nie raz dobrze namieszały w głowach.

– Jeden ze studentów z rodziny hrabiowskiej uznał, że drugi go obraził – zaczyna opowiadać Spóz. – Co począć? Koledzy go podjudzili, a że tamten nie chciał przeprosić, zażądał pojedynku. Niestety w Puławach było to niemożliwe – za dużo szpicli i żandarmów. Postanowili zatem jechać do Warszawy i tam na Bielanach strzelać do siebie. Zabrali z sobą lekarza, sekundantów, wypożyczyli jakieś pistolety. Stanęli na wprost siebie. Na dany znak strzelają. Żaden nie trafił, bo broń pewnie była przedpotopowa, a im się ręce trzęsły ze strachu. Wrócili do Puław, ale skutki tego pojedynku były opłakane – obydwaj się tak zadłużyli, że nie mieli na opłacenie stancji i kupno książek. Długo pamiętali to nieszczęsne wydarzenie.

Opowiada Mikołaj Spóz o innym wypadku, którym żyły Puławy przez długie dni i tygodnie i który zapamiętały nawet dzieci mieszkańców. Było to przedmiotem sensacji, plotek, opowiadań w jesienne wieczory.

W jednej z willi przy Szosie siedzieli studenci mocno zakrapiając kolację czerwonym winem. W głowach się kurzyło, za oknem szalała jesienna zawierucha, szybami targał wiatr i deszcz. Raptem do środka wpada ich kolega, który zziajany przybiegł z Mokradek. – Włodek się zastrzelił – woła od progu. Wszyscy wytrzeźwieli. – Jak to się zastrzelił? – Ano miał się jutro pojedynkować z drugim. Nie wytrzymał nerwowo i strzelił do siebie.

Studenci się poderwali, któryś chwycił latarnię i gromadą pobiegli na stancję, gdzie spodziewali się znaleźć trupa. Wchodzą, świecą latarnią, patrzą – kolega leży, włosy zjeżone, blady, nie odzywa się, ale żyje. – Pokaż rany – mówią. Wskazuje palcem na bok, odgarniają ubranie i widzą siniaka na skórze. Tylko tyle. – Włodek, nic ci nie będzie – pocieszają. A któryś dodaje – na przyszłość strzelaj w usta, a nie w metalowy guzik. A niedoszły trup odpowiada – nie przyszło mi to do głowy. Nieszczęście, chybiłem...

– To autentyczne wydarzenie, które opowiadał mi ojciec ze śmiechem – dodaje Mikołaj Spóz. – Było o czym gadać przez dłuższy czas tym bardziej, że chłopak był w takim szoku, że przez kilka dni gorączkował, miał niekontrolowane odruchy, chciał gdzieś uciekać. Pewnie dopiero później zdał sobie sprawę co chciał zrobić.
Młodość polityczna

– Tak, takie były te Puławy – uśmiecha się Spóz. – Młodość miała swoje prawa, swoje głupstwa i lekkomyślność. Ale też głęboki patriotyzm manifestowany na każdym kroku. Rodziły się przyjaźnie. Chociaż było to miasto wielu kultur, młodość zawsze znajdowała porozumienie, była ożywcza dla Puław, pobudzała myśl intelektualną i patriotyczną.

Studenci nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Spotykali się na stancjach, bawili, dyskutowali, przy szklanicach piwa albo wina, później przez niejedno okno wynajętego mieszkania słychać było śpiewane przez nich piosenki patriotyczne.

Z czasem zmieniała się sytuacja na uczelni – ubywało wykładowców Polaków, rugowano profesorów zbyt liberalnych, na ich miejsce przyjmowano Rosjan, którzy nie byli skłonni tolerować patriotycznych demonstracji studentów.

Jednak i studenci mieli swoje sposoby, żeby odegrać się na tych, którzy życie im uprzykrzali.
– Oczywiście, że tzw. \"schodki” czyli jak byśmy dzisiaj powiedzieli \"schadzki” czy na wpół konspiracyjne spotkania studentów były raczej hałaśliwe – dorzuca pan Mikołaj. – I taka to była konspiracja, że po wypiciu wina w głowie szumiało, śpiewy głośne się niosły i recytacje wierszy patriotycznych. Na jednym z takich zebrań spotkali się z – podobno – niegrzeczną interwencją gospodarza. Co zrobili studenci? Natychmiast wyprowadzili się z jego domu i ostrzegli innych kolegów, żeby tam broń Boże mieszkania nie wynajmowali. Podobno z czasem gospodarz musiał sprzedać willę, bo powszechny bojkot sprawił, że nie dawała mu żadnych dochodów.

Studenci byli solą tego miasta. Nadawali mu koloryt, nie pozwalali zapomnieć o jego polskości. Nowoczesne poglądy, pa-triotyczne idee i bardzo dobre wykształcenie wywozili z tych Puław na wszystkie strony uciśnionego kraju. To oni dali początek inteligencji, która później walczyła o wolność i odbudowała wolny kraj.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama