– W większości miejsc są zatrudnieni ratownicy, którzy dysponują niezbędnym sprzętem. Dosyć dobrze oceniamy też współpracę z lokalnymi samorządami oraz z policją w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa – mówi Robert Wawruch, prezes WOPR w Lublinie.
Zdarzają się jednak miejsca, gdzie zarządca akwenu lub organizator wypoczynku nie do końca się z tego wywiązują. A zatrudnienie ratowników leży w ich gestii.
Ani jednego ratownika
Jednym z takich miejsc jest Jezioro Piaseczno, gdzie nad całym jeziorem nie ma żadnego ratownika. – Mamy także zastrzeżenia do Jeziora Firlej. Na jednym z największych kąpielisk na tym jeziorze nie ma ratowników, podczas gdy na pozostałych wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane i zatrudnionych jest po 2-3 ratowników – zaznacza prezes Wawruch. – To o tyle kuriozalna sytuacja, że właściciel niestrzeżonego kąpieliska ma jeszcze jedno kąpielisko, na którym bezpieczeństwo jest zapewnione w stu procentach.
Zdarzają się też miejsca, gdzie zamiast co najmniej dwóch ratowników (tak mówią przepisy) pracuje tylko jeden. – Dotyczy to przede wszystkim mniejszych akwenów. Taka sytuacja jest np. na zbiorniku Maczuły w powiecie chełmskim. Tłumaczenie gminy było absurdalne. Zatrudniony został jeden ratownik, który miał sobie dobrać pomocnika – podkreśla Wawruch. – To w gestii gminy leży zatrudnianie takich osób lub zawarcie porozumienia z podmiotem mającym zgodę na wykonywanie ratownictwa wodnego.Z kolei w Józefowie gmina zatrudniła ratownika, który – jak się okazało – nie miał uprawnień do pracy.
Zastrzeżenia do Białego
WOPR ma także zastrzeżenia do Jeziora Białego. – Problem w tym, że tylko połowa 400-metrowej plaży gminnej jest strzeżona. Na drugiej połowie nie ma ratowników, a kąpie się tam równie dużo ludzi, czasem nawet kilka tysięcy – zaznacza Wawruch. – Tłumaczenie gmin jest jednak zawsze takie samo – brak pieniędzy. Należałoby też zastanowić się, szczególnie w przypadku najbardziej uczęszczanych akwenów, czy zatrudnienie dwóch ratowników to zapewnienie wystarczającego bezpieczeństwa. Jest to zgodne z przepisami, ale czy to wystarczy?
Jak podkreśla prezes, w ciągu kilku ostatnich lat nie było przypadków utonięć w miejscach, gdzie pracują ratownicy.













Komentarze