Tak zwana "ustawa śmieciowa” z lipca 2013 roku wprowadziła w Lubartowie duże zamieszanie. Do wywozu śmieci z miasta i 5 okolicznych gmin powołano Związek Komunalny Gmin Ziemi Lubartowskiej. Jednym z największych "klientów” są mieszkańcy Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubartowie. Jednak ustawa nie określała precyzyjnie, na czyje konto – spółdzielni czy związku – mieszkańcy bloków mają wpłacać pieniądze za wywóz śmieci, tj. 12 złotych miesięcznie do osoby.
– Naszym zdaniem opłaty powinny być kierowane na konto związku – uważa Jacek Tomasiak, prezes SM w Lubartowie.
– W naszej opinii mieszkańcy powinni wnosić opłaty "śmieciowe” na konto spółdzielni, a ta powinna się rozliczać ze związkiem – uważa z kolei Radosław Szumiec, zastępca burmistrza Lubartowa, a zarazem przewodniczący zarządu ZKGZL. – Podobny problem mieli w woj. warmińsko-mazurskim. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie potwierdził nasz punkt widzenia – dodaje Szumiec.
Nie jest tajemnicą, że prezes Jacek Tomasiak i Janusz Bodziacki, burmistrz Lubartowa, są w ostrym konflikcie politycznym. I co ciekawe, obaj są członkami Zgromadzenia Związku, a Bodziacki nawet jego przewodniczącym.
Zaczęła się wojenka. Spółdzielnia informowała swoich członków o konieczności wpłat na konto związku, a związek o obowiązku płacenia na konto spółdzielni. Ludzie byli zdezorientowani, ale w większości wybierali konto związkowe. Przez 20 miesięcy wpłacili w sumie ok. 300 tys. złotych.
1 lutego wszystko się wyjaśniło, bo weszła w życie znowelizowana "ustawa śmieciowa”, która jasno określa, że to spółdzielnia rozlicza się ze związkiem.
Ale w tak zwanym międzyczasie burmistrz Janusz Bodziacki wydał 90 decyzji nakazujących spółdzielni zapłatę za wywóz śmieci. Spółdzielnia odwołała się, ale Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznało rację burmistrzowi. Spółdzielnia nie zgodziła się z tym rozstrzygnięciem i skierowała sprawę każdej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W minionym tygodniu zapadły pierwsze wyroki, które także są po myśli burmistrza.Spółdzielnia uregulowała wszystkie zaległości w stosunku do związku, w sumie na kwotę 400 tys. złotych. Pozostała jednak kwestia pieniędzy wpłaconych przez mieszkańców spółdzielczych bloków na konto związku.
– Teraz trzeba iść do siedziby związku, odstać swoje w kolejce, złożyć specjalny wniosek, przedstawić dowody wpłat i czekać kilka dni na zwrot pieniędzy.
Następnie trzeba je wpłacić na konto spółdzielni. To idiotyzm. Czy związek nie może się dogadać ze spółdzielnią, aby nie zmuszać ludzi do stania w kolejce i biegania po mieście? – pyta zirytowany pan Kazimierz, mieszkaniec spółdzielczego bloku w Lubartowie.
Prezes Jacek Tomasiak twierdzi, że proponował związkowi takie rozwiązanie, ale dostał negatywną odpowiedź.
– Prawo na to nie pozwala. Skoro wpłaty dokonała osoba fizyczna, to i zwrot musi trafić do osoby fizycznej – odpowiada Radosław Szumiec. – Niestety nie zwracamy z procentem, bo na to też nie pozwala prawo – dodaje.
Reklama
Urzędnicy się nie dogadali. Mieszkańcy muszą stać w kolejce po swoje pieniądze
Mieszkańcy bloków administrowanych przez Spółdzielnię Mieszkaniową w Lubartowie muszą stać w kolejkach po swoje pieniądze, bo skłóceni urzędnicy nie potrafili się dogadać.
- 12.03.2015 13:00

Reklama













Komentarze