– Grzegorzewska była jedną z pierwszych polskich autorek pamiętników – mówi Robert Och, znany puławski historyk. – W Polsce była to rzadkość. Ona sama prowadziła salon literacki w Warszawie, stąd też miała kontakt z intelektualną elitą.
Książka Grzegorzewskiej została wydana w drukarni „Czas” Franciszka Kluczyckiego i spółki pod zarządem Józefa Łakocińskiego w 1898 r. Oto jej niektóre fragmenty (w oryginalnej pisowni): (…) W r. 1805 księstwo feldmarszałkostwo Czartoryscy przebywali w Krakowie, wśród rodzinnego mego miasta, w r. zaś 1828 ojciec mój, chcąc mi okazać świat, zawiózł mnie do Puław, gdzie ujrzałam najpiękniejsze i najwznioślejsze jego wzory. (…)
(…) Księstwo, jak to już powiedziałam, zajmowali pałac. (…) Sama Księżna wcale różnego była usposobienia. Wielkiego ducha polotu, nieprzełamanej siły woli i hartu, kruszała przed nią mężowska powaga, a wszystko, co ją otaczało, skinieniu jej woli uległem i posłusznem być musiało. Korzystała też z wszelkich okoliczności, aby się wznieść nad poziom, aby sięgnąć do władzy i być u jej steru; w polityce byłaby umiała zapanować nad okolicznościami, brakło jej przecież wszelkiej do tego sposobności. W pierwszej młodości Księżna nigdy ładną nie była, nie miała ani cery, ani świeżości, ani rysów kształtnych i regularnych, ale miała prześliczne włosy, pełne wyrazu oczy, zgrabną nogę, piękne zęby, a jej dowcip, wdzięk, powab, przeszły w przysłowie.
W r. 1805 z dawnych zalet pozostała jej żywość oczu które świeciły niezwyczajnym blaskiem i dowcipem i zdradzały wielki hart duszy, nieprzepartą dumę rodową i myśl głęboką. Jej ubiór, zwykle zaniedbany, formy uprzejme, prawie uniżone, nie jednego wyprowadzały, jak to mówią, w pole, ale niechby kto śmielszej natury wystąpił z należnych względów uszanowania, niechby przybrał swobodniejsze formy mowy i układu, wprędce owa pochylona postać wyprężała się, głowa podnosiła, oczy sypały iskrami niezadowolenia, usta zwężały się i do złowrogiego nastrajały milczenia, a śmiałek mięszał się i tracił pewność siebie. Księżna nikogo nie karciła w słowach, nikogo nie łajała, nigdy się nie unosiła, a jednak mąż, dzieci, dwór, goście, bali się jej jak ognia, jej podniesienie głowy było groźbą, jej spojrzenie surową karą. (…)
– Z księżną Izabellą wiąże się dosyć ciekawa historia związana z wydaniem pamiętników Grzegorzewskiej w 1898 r. – mówi Robert Och. – W tym wydaniu znalazła się reprodukcja miniatury portretu księżnej, której oryginał – ołówkiem – wykonał Norblin. Ów oryginał znajdował się w pałacu w Nieborowie i był własnością Michała Radziwiłła. Niezwykłość tego portretu polega na tym, że księżna jest na nim już w dość – jak na tamte lata wieku. Ma ok. 45 lat. Był to okres, kiedy zaangażował się silnie w politykę.
Sztuka utrzymywania na właściwem miejscu
(…) Nikt więcej jak ona nie posiadał sztuki utrzymywania siebie i każdego na właściwem miejscu; nigdy nie zapomniała, co winna tradycyom rodu i domu swojego, który w czasach najtrudniejszych umiała utrzymać na stopie, właściwej im wielkości i świetności. Pojmowała stanowisko arystokracyi czy to rodowej, czy pieniężnej lub umysłowej, ale widziała w niej obowiązek wywierania wpływu czynem i przykładem. (…)
(…) Księżna, jak to powiedzieliśmy, wielką nad mężem miała przewagę, lubo Książę nie pominął żadnej sposobności, aby dowcipem jakimś nie uwydatnić jej zamiłowania do zbiorów, ogrodów, budowli i t. p. W Krakowie mało miał do tego sposobności, ale w Sieniawie, a głównie w ulubionych Księżnej Puławach, nie oszczędzał jej wcale. I tak n. p. w muzeum narodowości pod nazwą Sybilli, z taką pracą i skrzętnością zbieranem i urządzonem, na szkatułce główne pamiątki obejmującej był napis: Pamiątki te zabrała Izabella Czartoryska. Książę przez figle kazał umieścić nad literą z mały brylant, wyobrażający kropkę, zmieniającą zupełnie znaczenie frazesu i wyrażającą: Pamiątki te żebrała Izabella Czartoryska. Może żart ten, żadnej nie mający zasady, dał powód, że oskarżano Księżnę o przywłaszczenie sobie niektórych pamiątek muzeum puławskiego.
W Puławach widziano Księcia często głęboko wzdychającego. Gdy go się zapytano o powód smutku: „Jakże chcecie, żebym się nie smucił; czyż potomność, widząc wszędzie na frontonie Sybilli, Domu gotyckiego nazwisko mojej żony, nie wyrzeknie: jakiż to głupi musiał być ten Książę Jenerał, że po nim ani śladu nie zostało, a wszędzie tylko nazwisko żony jego błyszczy!”
Z Czartoryskimi bywać
(…) Charakterystyczną domu puławskiego cechą była skromność potraw i zastawy, harmonizująca zupełnie z patryarchalną gospodarzy prostotą. Dawna wspaniałość Puław, o której tyle mówiono, pozostała jeszcze w parku, pomnikach, budowlach, muzeach, bibliotece, dobroczynnych zakładach, wreszcie w licznej służbie, przepychu komnat i ich ozdób starofrancuskiego smaku, w dziełach sztuki, ale stół zachował dawne tradycye, o których z przyciskiem i wesołością mówił Książę Jenerał. Księżna też nie tak wiele miała do wydawania; rozdzieliwszy ogromny swój majątek między-dzieci, oddała między innemi klucz końskowolski Księciu Adamowi, zostawiwszy sobie używalność pałacu, dworskich zabudowań, parku, oranżeryj, cieplarń, trzech wiosek do ich obrobienia i ośm tysięcy dukatów rocznego dochodu. Zbyt to był mały fundusz, jeżeli weźmiemy na uwagę znakomitą liczbę sług dworskich i prywatnych gracyonalistów, oraz rozmaite osoby, które Księżna kosztem swoim utrzymywała, nie licząc, że jednorazowe datki w naturze i pieniądzach niezawodnie czwartą część jej dochodu pochłaniały. Ztąd kasa często bywała pusta, a Książę Adam w sekrecie znosząc się z kasyerem matki, jej braki własnemi zastępował funduszami, czego się ani domyślała.
– Skoro mowa o finansach Czartoryskich, to warto wspomnieć, że pod koniec XIX w. wśród magnaterii modne było powiedzenie: „Z Poniatowskimi bawić, z Radziwiłłami jadać, z Czartoryskimi bywać” – kończy Robert Och. – Faktem jest jednak, że np. w 1793 r. Czartoryscy wydali na utrzymanie rezydencji puławskiej niewyobrażalną na tamte czasy kwotę 1,5 mln zł. Wartość ich majątku przewyższała kilkakrotnie roczne dochody całej Rzeczpospolitej, nic dziwnego że nawet sam król zaciągał u nich pożyczki. Tajemnica poliszynela było to, że u Czartoryskich opłacało się pracować. Ze względu na zarobki. Tu najlepiej mieli cudzoziemcy-fachowcy. Mistrz kuchni, który nadzorował kucharzy zarabiał rocznie ponad 64 tys. zł. Niewiele mniej miał nauczyciel matematyki. Nawet francuska guwernantka miała co roku prawie 4 tys. zł, a do tego własnego stangreta i służącą. Kapelmistrz, nauczyciel tańca czy fechtunku – tak jak pozostali – mieli oprócz sowitego wynagrodzenia również darmowe mieszkania i wyżywienie. W książęcej stajni przebywało 80 koni, których utrzymanie kosztowało rocznie Czartoryskich ponad 55 tys. zł. Nic więc dziwnego, że przy takich kosztach doszło w końcu do finansowej zapaści.
Lista płac na dworze Czartoryskich (roczne zarobki):
mistrz kucharski Gorlitz - 64 381 zł
nauczyciel matematyki (Szwajcar) L’Huiller - 5 868 zł
bibliotekarz Ernest Grodeck - 4 140 zł
opiekunka Magdalena Petit - 3 810 zł
kapelmistrz Wincenty Lessl - 2 592 zł
nauczyciel tańca (Francuz) Ludwik Dauvigny - 1 800 zł
mistrz sztuki fechtunku Durpin - 1 296 zł
poeta Franciszek Kniaźnin - 1 512 zł
– Grzegorzewska była jedną z pierwszych polskich autorek pamiętników – mówi Robert Och, znany puławski historyk. – W Polsce była to rzadkość. Ona sama prowadziła salon literacki w Warszawie, stąd też miała kontakt z intelektualną elitą.
Książka Grzegorzewskiej została wydana w drukarni „Czas” Franciszka Kluczyckiego i spółki pod zarządem Józefa Łakocińskiego w 1898 r. Oto jej niektóre fragmenty (w oryginalnej pisowni): (…) W r. 1805 księstwo feldmarszałkostwo Czartoryscy przebywali w Krakowie, wśród rodzinnego mego miasta, w r. zaś 1828 ojciec mój, chcąc mi okazać świat, zawiózł mnie do Puław, gdzie ujrzałam najpiękniejsze i najwznioślejsze jego wzory. (…)















Komentarze