Dziś kibic w naszym regionie musi mocno nagimnastykować się, żeby obejrzeć w weekend wszystkie najważniejsze wydarzenia sportowe. Musi wybierać czy oglądać walczących o medale szczypiornistów Azotów Puławy, czy może jednak zdecydować się na grających atrakcyjny basket zawodników TBV Startu Lublin. W rezerwie pozostają jeszcze drugoligowi żużlowcy czy pierwszoligowi futboliści Górnika Łęczna.
Kibic sportowy ma jednak to do siebie, że zawsze chce więcej i więcej. Dlatego powoli nie wystarcza mu sama obecność jego zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pragnie, aby walczył on o medale. Bo sukces klubu, to również sukces kibica.
Walka o ligę i budżet
Spośród ekip w województwie lubelskim zdecydowanie największym zainteresowaniem cieszą się mecze żużlowe. Fani kompletnie oszaleli na punkcie Speed Car Motor Lublin, który w tym sezonie został reaktywowany. Żużlowcy z Koziołkiem na plastronach od razu podbili tory w całej Polsce i zawędrowali aż do finału rozgrywek. Tu niestety okazali się gorsi od Startu Gniezno i o awans do pierwszej ligi walczą w barażach ze Stalą Rzeszów.
- Ta drużyna ma olbrzymi potencjał i nie wyobrażam sobie, abyśmy nie awansowali do wyższej ligi. Zrobimy wszystko, aby wygrać z rzeszowianami - zapowiadał przed pierwszym meczem barażowym Marcin Wnuk, kierownik Speed Car Motoru.
Żużlowcy w najbliższych tygodniach będą toczyć jeszcze jedną batalię. W ramach budżetu obywatelskiego chcą pozyskać środki na modernizację infrastruktury swojego stadionu. - Jesteśmy jedynym obiektem, gdzie po zawodach nie ma gdzie umyć swojego motocykla - dodaje Wnuk. W ramach remontu ma być m.in. zmieniona geometria toru, a na trybunach ma przybyć 3 000 krzesełek. Kibice będą mogli również śledzić wyniki na nowej tablicy LED. Całość inwestycji wyniesie 1 200 000 zł i ma być początkiem budowy przy Al. Zygmuntowskich centrum sportów motorowych.
Cele akademiczek
Olbrzymi potencjał tkwi również w koszykówce, która po latach posuchy odrodziła się jak feniks z popiołów. Dla tego sportu kluczowy był rok 2014, kiedy to zarówno męska ekipa TBV Startu Lublin, jak i żeńska Pszczółki AZS UMCS Lublin, wróciły na najwyższy poziom rozgrywkowy.
Szczególnie panie uczyniły to z przytupem i w ostatnim sezonie przez długi okres były w grze o awans do półfinału mistrzostw Polski. Ostatecznie przegrały 2:3 swoją ćwierćfinałową serię z Wisłą Can-Pack Kraków. W tym sezonie cele Pszczółek będą dużo skromniejsze i ograniczą się do próby zakwalifikowania się do fazy play-off. O to może być jednak bardzo trudno, bo w klubie w lecie zaszło nieco zmian. Przede wszystkim odszedł twórca sukcesów akademiczek, trener Krzysztof Szewczyk. W jego miejsce zatrudniono legendę AZS Lublin, Wojciecha Szawarskiego. Ten o przesadnym komforcie pracy jednak nie może mówić, bo ma znacznie skromniejszy budżet niż jego poprzednik.
- Czołowe zespoły dysponują w tym roku wyższymi budżetami, sięgnęły po uznane i klasowe zawodniczki. Ciężko może być nam rywalizować o wyższe cele. Niemniej, na pewno podejmiemy rękawicę. W tej chwili celem są dla nas play-offy, a jeśli to uda się osiągnąć, będziemy robić wszystko, żeby sprostać kolejnym oczekiwaniom kibiców. Dużo będzie zależało także od sytuacji kadrowej. Od tego, czy będą omijały nas urazy, czy uda się jeszcze wzmocnić drużynę - mówi Wojciech Szawarski. Na razie jego podopieczne zaczęły sezon znakomicie i wygrały dwa z pierwszych trzech meczów.
Dziś kibic w naszym regionie musi mocno nagimnastykować się, żeby obejrzeć w weekend wszystkie najważniejsze wydarzenia sportowe. Musi wybierać czy oglądać walczących o medale szczypiornistów Azotów Puławy, czy może jednak zdecydować się na grających atrakcyjny basket zawodników TBV Startu Lublin. W rezerwie pozostają jeszcze drugoligowi żużlowcy czy pierwszoligowi futboliści Górnika Łęczna.
Kibic sportowy ma jednak to do siebie, że zawsze chce więcej i więcej. Dlatego powoli nie wystarcza mu sama obecność jego zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pragnie, aby walczył on o medale. Bo sukces klubu, to również sukces kibica.
Walka o ligę i budżet
Spośród ekip w województwie lubelskim zdecydowanie największym zainteresowaniem cieszą się mecze żużlowe. Fani kompletnie oszaleli na punkcie Speed Car Motor Lublin, który w tym sezonie został reaktywowany. Żużlowcy z Koziołkiem na plastronach od razu podbili tory w całej Polsce i zawędrowali aż do finału rozgrywek. Tu niestety okazali się gorsi od Startu Gniezno i o awans do pierwszej ligi walczą w barażach ze Stalą Rzeszów.
- Ta drużyna ma olbrzymi potencjał i nie wyobrażam sobie, abyśmy nie awansowali do wyższej ligi. Zrobimy wszystko, aby wygrać z rzeszowianami - zapowiadał przed pierwszym meczem barażowym Marcin Wnuk, kierownik Speed Car Motoru.
Żużlowcy w najbliższych tygodniach będą toczyć jeszcze jedną batalię. W ramach budżetu obywatelskiego chcą pozyskać środki na modernizację infrastruktury swojego stadionu. - Jesteśmy jedynym obiektem, gdzie po zawodach nie ma gdzie umyć swojego motocykla - dodaje Wnuk. W ramach remontu ma być m.in. zmieniona geometria toru, a na trybunach ma przybyć 3 000 krzesełek. Kibice będą mogli również śledzić wyniki na nowej tablicy LED. Całość inwestycji wyniesie 1 200 000 zł i ma być początkiem budowy przy Al. Zygmuntowskich centrum sportów motorowych.

2200 na mecz
W tym sezonie oczy wszystkich kibiców basketu będą jednak skierowane na męski zespół TBV Startu. W poprzednich sezonach „czerwono-czarni” plątali się w ogonie ligowej stawki, teraz ma się to zmienić. David Dedek, który przejął ten zespół w poprzednim roku, odmienił swoich podopiecznych, którzy pod wodzą Słoweńca grają coraz lepiej. Dodatkowo, klub przeprowadził obiecujące transfery, co sprawia, że awans do fazy play-off staje się jak najbardziej realny. A wszystko to udało się zrobić, mimo faktu, że klub posiada dość skromny budżet, jedynie nieco przekraczający 2 000 000 zł.
- Jest on taki sam, jak w poprzednim sezonie. Nie ma ryzyka, żeby coś się zatkało w związku z naszą wypłacalnością. Dobrze wiemy, w jakich realiach finansowych funkcjonujemy. Chcemy zagrać w fazie play-off. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak tam jest. Skład pozwala nam patrzeć z optymizmem w przyszłość - mówił przed początkiem sezonu Arkadiusz Pelczar, prezes klubu.
Co zatem przekonało klasowych graczy pokroju Urosa Mirkovicia czy Jamesa Washingtona do wybrania Lublina? Odpowiedź jest prosta: znakomita frekwencja na trybunach. W poprzednim sezonie mecze TBV Startu w hali Globus śledziło 35 200 widzów, co daje średnią 2200 kibiców na mecz. To plasuje lubelski zespół w ścisłej czołówce całych rozgrywek. „Czerwono-czarni” mogą przyjąć jeszcze więcej fanów, bo Globus to bardzo pojemny obiekt. Wspomniane 2200 widzów, oznacza, że w hali przy ul. Kazimierza Wielkiego było zajętych ponad 53 procent wszystkich krzesełek.

Ma być inaczej
Sporym zainteresowaniem cieszą się również mecze piłkarek ręcznych MKS Perły Lublin. Wprawdzie 2000 kibiców na trybunach pojawia się tam tylko przy okazji najważniejszych spotkań, to jednak i tak, jak na kobiecą Superligę, jest to wynik rewelacyjny. Niestety, rezultaty sportowe w ostatnich miesiącach nie były najlepsze. Lublinianki miały wpisać się w obchody 700-lecia miasta i zdobyć jubileuszowe 20 mistrzostwo Polski. Po drodze popełniono jednak mnóstwo błędów i w efekcie ekipa Nevena Hrupca skończyła sezon poza podium. Teraz ma być już zupełnie inaczej. W klubie wyciągnięto wnioski. Twarzą zmian jest nowy trener Robert Lis, który jeszcze niedawno współpracował z męską reprezentacją Polski jako asystent Tałanta Dujszabajewa. Odmieniony zespół wystartował znakomicie i po czterech kolejkach przewodzi rozgrywkom.
Reklamy i arena
Ambitne plany mają również w Puławach. Miejscowe Azoty od lat są solidnym ligowcem, a ostatnie trzy sezony kończyły z brązowym medalem. Klub ma zamożnego sponsora, a także mądrze potrafi pozyskiwać środki z innych źródeł. Jednym z nich są reklamy, których cena na meczach telewizyjnych waha się od 100 do 2200 zł. To wszystko sprawia, że w Puławach pojawiają się coraz lepsi gracze. Być może już w tym sezonie uda się Azotom rozerwać stały układ w męskiej Superlidze, który składa się z PGE Vive Kielce i Orlenu Wisły Płock. Szkoda tylko, że mecze Azotów może śledzić jedynie garstka widzów. Wszystko przez przestarzałą i małą halę. Na szczęście już niedługo ma w Puławach powstać nowoczesna Azoty Arena na 3350 miejsc. Kiedy tak się stanie, można spodziewać się, że w Puławach zrobią kolejny krok do przodu również pod względem sportowym.
Z piłką gorzej
Nie wspomnieliśmy jeszcze nic o piłce nożnej. Przyczyna jest prosta: w tej materii po prostu nie mamy się czym chwalić. Górnik Łęczna gra obecnie na drugim poziomie rozgrywkom i walczy tam o utrzymanie. Po drużynie, która jeszcze kilka miesięcy temu występowała w Lotto Ekstraklasie, pozostało już tylko wspomnienie. Jeszcze niżej jest Wisła Puławy, która występuje w drugiej lidze, czyli na trzecim poziomie rozgrywkowym.
Chluba Lublina, czyli Motor, to z kolei trzecia liga. Konfrontacje z ekipami pokroju Wólczanki Wólka Pełkińska czy Wiślanie Jaśkowice w Lublinie z pewnością nie zaspokajają olbrzymich ambicji mieszkańców stolicy województwa. O potencjale tkwiącym w tym klubie świadczy jednak frekwencja. Arenę przy okazji Motoru średnio odwiedza około 3000 fanów i jest to zdecydowanie najlepszy wynik w całej lidze.

Walka z hegemonem
O takim zainteresowaniu mogą niestety tylko pomarzyć piłkarki Górnika Łęczna. Kobiecy futbol w Polsce jest wciąż traktowany jako egzotyka, mimo że w Europie to dyscyplina, która na trybuny przyciąga całe rzesze fanów. Podopieczne Piotra Mazurkiewicza to aktualne wicemistrzynie Polski, ale ich poczynania regularnie śledzi co najwyżej pół tysiąca kibiców. Ta liczba w najbliższych miesiącach może się jednak zwiększyć, bo klub poczynił poważne wzmocnienia i odważnie zapowiada rzucenie rękawicy Medykowi Konin, wieloletniemu hegemonowi w kobiecym futbolu.
Na razie obie drużyny są bardzo blisko siebie, a o tytule zadecydują zapewne bezpośrednie konfrontacje. - Chcę wywalczyć z Górnikiem mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Gorąco wierzę, że uda nam się to zrobić. Tego brakuje mi do spełnienia siebie, jako piłkarki nożnej - mówi Agata Guściora, jeden z nowych nabytków Górnika. Reprezentantka Polski do Łęcznej trafiła właśnie z Medyka.
Nie wolno również zapominać o innych przedstawicielach województwa lubelskiego w grach zespołowych. Na najwyższym stopniu Ekstraligi futbolistek, obok Górnika, gra jeszcze AZS PSW Biała Podlaska. W Ekstralidze rugby grają Budowlani Lublin, a w ekstraklasie tenisistek stołowych występuje KTS Optima. Te kluby jednak nie mają mocarstwowych ambicji, a sukcesem dla nich będzie już miejsce w środku stawki.

Medale i tytuły
Nasze województwo nie tylko sportami drużynowymi stoi. W ostatnich miesiącach mieliśmy wysyp sukcesów w rywalizacji indywidualnej. Niestety, specyfika sportów indywidualnych wiąże się z częstymi występami poza naszym regionem, co sprawia, że przeciętny kibic może śledzić występy lokalnych zawodników głównie za pośrednictwem telewizora, prasy czy internetu. Oczywiście, niezaprzeczalnie największą gwiazdą sportową w naszym regionie jest Paweł Fajdek. Zawodnik Agrosu Zamość ma na swoim koncie już 3 tytuły mistrza świata w rzucie młotem.
Wśród kobiet gwiazdą ostatnich miesięcy jest z kolei Malwina Kopron. 22-latka z AZS UMCS Lublin w czasie czempionatu globu w Londynie zajęła trzecie miejsce. Swoją wielką formę potwierdziła kilka tygodni później podczas Uniwersjady w Tajpej, gdzie wywalczyła złoty medal.
Bogaty dorobek z mistrzostw świata i Europy ma również Konrad Czerniak. Oddanie do użytku Aqua Lublin z 50-metrowym basenem sprawiło, że cała pływacka Polska dużo bardziej przychylnie popatrzyła na nasz region. Zrobił to również Konrad Czerniak. Wychowanek Wisły Puławy wrócił do województwa lubelskiego po pobycie w KS AZS AWF Katowice. Obecnie kolekcjonuje kolejne trofea w barwach AZS UMCS Lublin.

Talenty
Warto tez uważnie przyglądać się młodym sportowcom, którzy w przyszłości mogą przynieść wiele radości zwłaszcza w kontekście Igrzysk Olimpijskich. W lutym mistrzynią Polski seniorek w biegach narciarskich została Monika Skinder z MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski. Cała sportowa Polska była zachwycona jej wyczynem, bo w momencie osiągnięcia tego sukcesu miała zaledwie 15 lat.
„Oby Moniki Skinder nie zmarnowano! Dziewczynka ma papiery na dobre bieganie” - napisała wówczas na Twitterze Justyna Kowalczyk.
- Monika ma olbrzymi talent i jest moim pupilkiem. Trzymam za nią mocno kciuki i wierzę, że nie zmarnuje swojego potencjału. Moim marzeniem jest w przyszłości wspólny z nią start w ramach zawodów Pucharu Świata - mówi Katarzyna Stokfisz, zawodniczka AZS AWF Katowice.
Kolejnym talentem jest Filip Maciejuk. Kolarz Pogoni Mostostal Puławy kilkanaście dni temu w norweskim Bergen został brązowym medalistą mistrzostw świata juniorów. Jeżeli on i jego trener Adam Wojewódka nadal będą pracować tak wytrwale w przyszłości, Maciejuk może stać się drugim Michałem Kwiatkowskim czy Maciejem Bodnarem.
Licznik oczekiwania na lubelski medal olimpijski wciąż bije. Po raz ostatni zawodnik z naszego regionu stanął na podium najważniejszej imprezy sportowej w 1988 roku. Był to zapaśnik Andrzej Głąb.













Komentarze