Na podwórko pod Ósemką prowadzą nowe, szykowne drzwi. Za podwórkiem biedne podwórko. Zaraz po lewej szyld z napisem: \"Usługowy Zakład Ślusarski. Specjalność ostrzenie narzędzi. Rok założenia 1966”. Ryszard Malczarski wie wszystko o brzytwach, narzędzia do ostrzenia idą tu pocztą z całej Polski. Zresztą, czego on nie potrafi.
Tak jak Tomasz Okoń, który ma zakład \"Antyki od A do Z” paręnaście metrów dalej. Mocne drzwi, zakratowane okno w grubej ścianie. W środku półmrok. Mleczne światło z podwórka łagodnym blaskiem otula Chrystusa, który leży na stole. Za Chrystusem drugi mniejszy Chrystus, który nie ma obu ramion. Za stołem Sztukmistrz. Rocznik 1965.
Ascetyczna figura, oczy z ciepłym spojrzeniem. – Jestem człowiekiem wielkiej wiary. Wiara u mnie ostatnia umiera. Ile razy już było się pod bramką i nagle coś się wydarzyło, że jest dobrze. To jest praca wymagająca wielkiej cierpliwości. Straszliwej. To pozwala mi przetrwać praktycznie wszystko.
Na Lubartowskiej
Bezpiecznie nie jest, a w środku zatrzęsienie skarbów. Wprawdzie do remontu, ale niektóre swoje kosztują. Izdebka Sztukmistrza ma solidny alarm i anioły porządku strzegą. Czy się nie boi? – Ja panu powiem tak. Chodziłem do podstawówki na Czwartek. Tak, że jestem stąd. Ze starej Kaliny. Wychowywałem się na Białkowskiej Górze. Połowy ulicy już nie ma. Mojego domu też. Przetrwał na fotografiach. Ale koledzy zostali – śmieje się Sztukmistrz.
Jak miał osiem lat, ganiał z chłopakami po strychach. Napatrzył się na stare meble, lustra ze spłowiałym odbiciem, stare księgi. – Tam złapałem iskrę bożą – wspomina.
To już kolejny zakład. Jak tu przyszedł trzy lata temu, odszukał kolegę ze szkolnej ławy. – Powiedziałem, że ja tu jestem z antykami, żeby powiedział wszystkim. Dałem na wódeczkę. Tu jest cisza i spokój.
Iskra boża
Skąd ta iskra boża? Odkąd sięga pamięcią, ciągnęło go do staroci. Zawsze to lubił. Już w wieku 9 lat wyszukiwał zabytkowe przedmioty. – Pamiętam, jak znalazłem rosyjską lampę naftową. Dziś wiem, że jej klosz to był wielki unikat. Dwukolorowy tulipan, trawiony wzorem.
Wyczyściłem, zaniosłem na targ, sprzedałem. Dostałem grosze. Nie przelewało się w domu, więc była to też recepta na pieniążki – mówi Sztukmistrz.
Z wykształcenia jest tapicerem dekoratorem. Bardzo ceni sobie kilka lat pracy w Teatrze Osterwy. Jego mistrzem był stolarz Jerzy Ostrowski. Na stolarni wszystko się robiło, każdą dekorację. Ponieważ na stanie teatru było dużo zabytkowych mebli i bibelotów, chłonął ich piękno. I wiedzę. W 1986 poszedł do wojska.
Po wojsku wyjechał za granicę. Zarobił parę złotych. W 1992 roku otworzył własną działalność. Pierwszy warsztat miał na Sławinku, drugi na Czechowie. Trzeci na Lubartowskiej przy Ruskiej. To był antykwariat z pracownią. Teraz pod Ósemką. Po drugiej stronie zaczyna się Kowalska. Tu zaczynało się getto.
– Nie zastanawiałem się, kto tu mieszkał przed wojną. Niewiele pamiątek po nich zostało. Jak chodziłem do podstawówki, wyburzali kamienicę na rogu Lubartowskiej i Biernackiego. Zdążyliśmy jeszcze wejść na strych. A tam w słomie żydowskie księgi. Zapytałem nieżyjącego już wujka, który przed wojną mieszkał na Lubartowskiej. Opowiedział, że naprzeciwko mieszkał jakiś rabin. Niemcy przez okno wywalili całą bibliotekę na bruk. Widocznie ktoś ile mógł złapał i ukrył na strychu. Czasem ktoś przyniesie kieliszki, lampkę chanukową. Raz naprawiałem srebrną menorę. Ostatnio naczynie na etrog, w którym zanoszono do bożnicy owoc cytrusowy w czasie świąt Sukkot .
Dusza
Za każdym przedmiotem, który przeszedł przez jego ręce kryje się konkretna historia. Wierzy, że każdy z tych przedmiotów ma duszę.
– Zdarzyło mi się naprawiać stół ministra Józefa Becka. Na dwadzieścia cztery osoby. Nawet na jego krześle siedziałem – wspomina. Meble robi coraz rzadziej. Lubi te z misternie wyrobionymi skrytkami.
– Miałem eklektyczne biurko. Od razu mi coś nie pasowało z szufladą. Okazało się, że ma drugie dno. Skrytkę otwierało się z tyłu mebla, zwykle dostawionego do ściany. W środku były listy i dokumenty. Robiłem bibliotekę, stolarz umieścił skrytkę w ozdobnym zwieńczeniu. Tak ukrył szufladę, że odnalazłem ją zupełnie przypadkiem.
Rozglądam się po warsztacie. Meble, ramy, obrazy, zegary, anioły. Jedno na drugim. Spowite pyłem ze szlifierki. Spod kurzu wyzierają złocenia francuskiego stołu. Drewno inkrustowane jest mosiądzem. Imitacja szylkretu jest mocno zniszczona. Na stole leży amfora w kawałkach. Żmudne sklejanie potrwa kilka tygodni. Ubytki trzeba będzie zrekonstruować, nałożyć emalię. Nikt nie pozna. Dalej stoją francuskie zegary.
– Zagrały w teledysku zespołu Junior Stress \"Spieszmy się”. Szukali tajemniczego miejsca. I żeby dużo zegarów było. Żaden zegarmistrz takiego kryterium nie spełniał – mówi Sztukmistrz. Piękny osiemnastowieczny zegar w kształcie kapliczki pokazuje nawet kwadry księżyca.
Pokora
Na targach staroci coraz więcej podróbek z Holandii. – Tam fachowcy wyginęli. Naprawia się na czas. Jak w zegarze cynkalowym jest dziura, to łatają ją byle jak. Robiłem figurkę, gdzie ubytek zalepiono gumą do żucia i zamalowano. Wszystko jest na klej, nigdy lutowane, kto ma na to czas. U nas też ku temu idzie...
W warsztacie słychać tykanie. Właśnie wszedł pan Malczarski zaprosić sąsiada na kawę i ciastko.
Do warsztatu przychodzą starsi. Przyniosą rodzinną pamiątkę, nawet okulary czy różaniec. Posiedzą, szczęśliwi, że mogą się wyżalić. Coraz częściej zachodzą młodzi. Kupią sobie zabytkowy stoliczek do domu i zostawią do renowacji. Jak ktoś przyniesie zabytkowe lustro, to najczęściej wymienia szkło na nowe, bo to oryginalne absorbuje to, co dobre ale i złe. Lepiej uważać.
– Na jednym z zegarów był napis: \"Pamiętaj, że jedna z tych godzin będzie twoją ostatnią”. Taki fajny napis. Uczy mnie pokory do życia i przeciwności losu. Ja praktycznie poddaję się losowi. Wierzę, że co ma być, to będzie. Bez względu na to, czy ja tego chcę czy nie. Bo człowiek to jest taki malutki. I nic nie może. My odejdziemy, a te przedmioty są. Nie wiem, ile mi tam na górze czasu wyliczono. A to, co uratowałem zostanie…
Reklama
Sztukmistrz z Lublina dorabia ręce Chrystusom, filiżankom uszy, a zegarom wskazówki
Ma warsztat na Lubartowskiej. Od ulicy warsztat sąsiaduje z piwnicą, która wchodzi w ulicę. Na jednej ze ścian wisi u Sztukmistrza napis \"Niewyczerpane”. Fragment szyldu przedwojennego sklepu. Co oznacza? Siły. – Najważniejsze, że są niewyczerpane – mówi Tomasz Okoń.
- 31.01.2014 14:10

Reklama













Komentarze