We wtorek uratowaliśmy życie kilkunastu zającom i co najmniej kilku sarnom. Wspólnie z patrolem Stowarzyszenia "Zielona Swoboda unieszkodliwiliśmy kilkadziesiąt wnyków w lasach wokół Michowa
Wyruszamy kilka minut po godz. 8. Za kierownicą łady nivy siedzi Bartek, obok Adrian, patrolem dowodzi Michał Chomiuk, prezes Stowarzyszenia "Zielona Swoboda” z Michowa w pow. lubartowskim. - Na 100 proc. znajdziemy wnyki. "Mięsiarze” nie odpuszczają, choć już nie mogą przejeść dziczyzny, a pochowane w stodołach zamrażarki pękają w szwach - mówi Michał Chomiuk.
Za Michowem skręcamy do lasu. Po kilku kilometrach stajemy na polance. - W naszym stowarzyszeniu jest 10 osób. Od poniedziałku do piątku patrolujemy lasy w powiatach lubartowskim, parczewskim, radzyńskim, zamojskim i włodawskim - mówi Chomiuk. - Dostaliśmy grant z Krajowego Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Wystarcza na paliwo i bardzo skromne płace dla obywatelskich strażników. Mamy na buty, kurtki i coś na ząb podczas patrolu - dodaje.
Po chwili wchodzimy w przecinkę. Wokół widać świeże tropy saren, zajęcy oraz ślad człowieka. - Szedł po ich tropach - mówi Adrian. Po kilometrze marszu po zamarzniętym śniegu wchodzimy między świerki. Są pierwsze wnyki. Druty z zaciskowymi pętlami tuż przy ziemi. - To na zające. Aż gęsto od pętli - mówi Adrian. - Zając nie ma szans, aby w tym zagajniku nie wpaść w sidła.
Strażnicy dobre pół godziny rozprawiali się z wnykami. - Od listopada ub. roku załapaliśmy 14 kłusowników. Ostatnio zatrzymaliśmy na gorącym uczynku myśliwego. Zakładał wnyki i potrzask. Sprawą zajmuje się policja w Kamionce - dodaje prezes Chomiuk. - Kłusownicy często nam grożą. Docierają do nas głosy, że nie dożyjemy przyszłego roku - mówi Chomiuk. - Jesienią dwóch kłusowników pogoniło nas szpadlami. Nie mamy broni, ale mamy szybkie nogi.
Po kolejnym kilometrze wchodzimy do następnego zagajnika. Tym razem wnyki z linki były przygotowane na sarny lub jelenie. - Zwierz we wnykach dusi się, przeżywa katusze przed śmiercią. Dwa razy w życiu reanimowałem tak złapane sarny. Pomogło sztuczne oddychanie - dodaje Michał Chomiuk.
W 2013 roku Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych zanotowała 25 przypadków kłusownictwa. Straty: 80 tys. zł. Najczęściej ofiarami kłusowników padały dziki i sarny. - To tylko nikła część tego procederu - mówi Wiesław Lipiec, rzecznik lubelskich leśników.
Ludzie polują nielegalnie na wszystkie zwierzęta, od jastrzębi po łosie. - Niepokojąco wzrasta liczba kłusowników zabijających przy użyciu broni palnej - kończy Chomiuk.
Komentarze