Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Z zawodu jest architektem, a z zamiłowania fotografem, który zakochał się w Lublinie

Projektowała wnętrza bojowych pojazdów dla polskiej misji w Afganistanie, tron dla Dalajlamy, restauracje, domy, meble ze skrytkami. Projektuje nadal, ale jej największą pasją jest fotografia. Obok projektów „Rok w Lanckoronie” i „Rok na Żuławach” zaczęła fotografować Lublin. - Jest tak magiczny jak Praga, ale widać więcej - mówi Małgorzata Gajos-Barcikowska, architekt i fotograf z Warszawy
Z zawodu jest architektem, a z zamiłowania fotografem, który zakochał się w Lublinie
Prowadzę dwa projekty fotograficzne: „Rok w Lanckoronie„ i „Rok na Żuławach”. Współpraca z wieloma ciekawymi osobami i spoglądanie przez obiektyw aparatu to coś, co lubię najbardziej - mówi Małgorzata Gajos-Barcikowska

Autor: Waldemar Sulisz

  • Zacznijmy od korzeni rodzinnych. Jakie to strony?

- Południe. Rodzina mojego dziadka pochodzi z okolic Sławkowa, czyli niedaleko Krakowa i Olkusza. Jedna babcia to okolice Włoszczowej, druga Wolbrom. Wychowywali mnie dziadkowie, mieszkałam z nimi przez 12 lat, zanim trafiłam do Warszawy. Tradycyjny dom w Wolbromiu, duże mieszkanie nad stacją kolejową, ponieważ dziadek był zawiadowcą. Pamiętam uroczystość, kiedy na stację przyjechał pierwszy elektrowóz. Nasz plac zabaw dzielił się na dwie części: do torów, gdzie mieszkałam i za torami. Za tory chodziło się na jagody, borówki, czasem po zakupy. W Wolbromiu chodziłam także do szkoły podstawowej.

Przeniosłam się do Warszawy, gdzie mieszkali moi rodzice.  Tam skończyłam szkołę średnią i zdobyłam swoje techniczno-artystyczne wykształcenie W trakcie nauki pracowałam jako barmanka w klubie studenckim „Remont” i w „Remoncie” poznałam swojego męża.  Po dwóch latach się pobraliśmy.

  • Jak długo jesteście małżeństwem?

- Od 1985 roku. Mam dwóch synów: Łukasza  i Tomka; obydwaj zostali informatykami  Mąż jest z wykształcenia inżynierem elektronikiem i uniwersyteckim religioznawcą

  • Rozmawiamy w czasach epidemii: z tej perspektywy życie wydaje się kruche i niepewne. Co w życiu jest ważne?

- Dla mnie ważna jest równowaga. Równowaga potrzeba jest do tego, żeby mieć dystans. Do siebie i do tego co się robi. Uważam to za luksus w życiu, że robię, to co lubię. Moja pasja jest jednocześnie pracą, łatwo mi się pracuje. Miałam to szczęście, że jestem panią własnego czasu, nie wiązałam się nigdy na stałe z żadnym biurem projektowym. Zawsze pracuję na własny rachunek. W mojej działalności  pojawiały się dodatkowe rzeczy: malarstwo i fotografia, które były  uzupełnieniem mojej pracy architekta. Wyróżnikiem jest to, że powstaje całość mojego autorstwa. Fotografia zawsze była notatnikiem. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że pracuję po to, żeby moc fotografować

  • Michał Urbaniak powiedział mi kiedyś, że życie to jazda po zakrętach: jak nie masz się czego trzymać, lecisz. Czego się trzymasz w życiu?

- Wiesz, ja się trzymam intuicji. Swojej własnej. Intuicja podpowiada, często bardzo mądrze. Trzeba tylko umieć podpowiedzi wyłapać. Oprócz intuicji trzeba się trzymać zdrowego rozsądku. Jak się połączy jedno z drugim, to w sumie jest ok. Przynajmniej dla mnie.

  • Co to jest miłość? Do drugiej osoby, do pracy, do świata?

- O, to trudne pytanie. Miłość nie jest do opowiedzenia, jest do odczuwania. Jest motorem napędowym do różnych działań. Bez miłości nie dało by się za dużo zrobić, przynajmniej w tych obszarach, w których ja działam. Miłość mobilizuje, determinuje, inspiruje. Daje poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Miłość jest kreatywna.

  • Na domu papieża w Wadowicach, blisko Lanckorony, gdzie także pracujesz, znajduje się sentencja „Czas ucieka, wieczność czeka”, dziś szczególnie aktualna. Czujesz lęk?

- Nie boję się przemijania. Dla mnie ono jest ciekawe. Jest znakiem równowagi, naturalną kolejnością rzeczy. Strach wynika z niewiadomego, możemy oswoić i zaakceptować to, co przeminęło. Świadomość przemijania nie jest powodem do strachu, czasem bywa powodem do żalu  Mam ten luksus, że moje prace zostają, więc przemijanie nie robi mi krzywdy.

  • Jak to było ze zleceniem na projekt wnętrza „salonki” na misję w Afganistanie?

- Nie reklamuję swojej firmy. Któregoś dnia zadzwonił do mnie pan z Wojskowej Jednostki łączności i zapytał, czy nie zajęłabym się wyglądem estetycznym projektu, nad którym pracują. Zgodziłam się, pojechałam i zaprojektowałam wnętrze wozu do łączności dla naszej misji w Afganistanie. To był rodzaj rozsuwanego kontenera na kołach. Dostałam jasne zadanie: żołnierz ma minutę na uruchomienie stanowiska pracy. Czyli rozłożenie stolika, krzesła, monitora, podpięcie, gdzie trzeba. Chcielibyśmy, żeby wnętrze było ładne i praktyczne .

  • Jak sobie dałaś radę?

- Zaprojektowałam trzy rodzaje wnętrza, podstawowe, średnie, luksusowe. Wykorzystałam rozwiązania z jachtów, pograłam kolorami. Pierwsza wersja była w moro, druga w inoxie, trzecia mieszana z nowymi detalami. Następnie doprojektowałam im stacjonarny „newsroom”, gdzie informacje były przetwarzane. Dużo się nauczyłam. Nie bardzo mogę o tym mówić, bo obowiązuje mnie dyskrecja. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, ze była to projektowa przygoda

  • Trzy najciekawsze zlecenia?

- Tron dla Dalajlamy, na jego pierwszą wizytę w Polsce. Pracowałam na żywo w stolarni. Konstrukcja wyszła dobrze, dobrałam tkaniny, współpracowałam z Danutą Jaworską, malarką mieszkającą w Szwecji, szyłyśmy baldachimy.

Projekt wnętrza dla bułgarskiej restauracji Nesebar w Warszawie, gdzie przeniosłam widok na winnice z miejscowości Nesebar na ściany, w sali były barierki, których należało się trzymać podczas „zwiedzania”.

W jednym z domów zaprojektowałam żyrandol, opuszczany z wysokości kilku metrów za pomocą pilota. Po to, żeby właścicielka mogła go wygodnie wyczyścić.

  • Co jeszcze?

- Pracownię na poddaszu dla znanego muzyka, który zażyczył sobie, żeby całe okablowanie było ze specjalnych przewodów, a sala odsłuchowa była idealne wyciszona. Projektowałam meble do zakrystii. Wieszałam kilkunastometrowe lustro z kryształu na klatce schodowej starej kamienicy. Wiele tego było. Cały czas projektuję meble, współczesne i w stylu antycznym, ze skrytkami i sejfami w ścianie. Lubię ukryte przejścia.

  • A twoje projekty związane z fotografią?

- Kończę projekt „Rok w Lanckoronie”, miasteczku, które okazało się, jest naszą wspólną miłością. To album z rozmowami, fotografiami i esejami o smaku. Jestem w trakcie pracy nad projektem „Rok na Żuławach”. To  prace zespołowe . Fotografuję, robię wystawy, jest plan, żeby we wrześniu wystawę „Rok w Lanckoronie” pokazać w Lublinie.

  • No właśnie: Lublin. Byłaś tu po raz pierwszy i...

- Tak. Zakochałam się w waszym mieście. Jest inne.

  • Jakie?

- Pierwszy odruch: ja już musiałam tu być. Fotografowałam Stare Miasto od rana do zmroku. Znalazłam powiązania z innymi miastami. Lublin bardzo mi się spodobał. Wzbudził ciekawość, na pewno pojadę jeszcze raz. Bo warto. Może to zabrzmi banalnie, ale Lublin ma w sobie bajkowość.  Bajkowość czeskiej Pragi. Ma bajkowość Miśni. Wąskie uliczki kojarzą mi się z miasteczkami  Chorwackiej Dalmacji.Wchodzę w historię Lublina i jeszcze bardziej mi się podoba. Miasto łączy moją pasję do architektury z pasją do fotografowania. To już nie ma nic lepszego. Muszę jeszcze kupić sobie obiektyw do Lublina, optymalnie jasny. Do portretu i do uliczki Ku Farze, gdzie - żeby zrobić dobre zdjęcie - trzeba mieć przysłonę 0.95 lub 1.0, a ponieważ im jaśniej, tym drożej, to zbieram środki. Czas nas uczy pokory. Obok pracy projektowej skupiam się tylko na fotografii.

  • Plany?

- Skończyć zdjęcia na Żuławach, fotografować Lublin. Z pokorą.

  • Marzenia?

- Robić nowe rzeczy, inne, coraz lepiej.  Rozpocząć i skończyć projekt „Rok w Lublinie”.

Powiązane galerie zdjęć:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama
Reklama