Reklama
Znowu jesteśmy w finałach!
Sobotnie zwycięstwo 3:0 z Norwegią oraz porażka Białorusi z Ukrainą przypieczętowały awans polskich piłkarzy. Zawodnicy trenera Jerzego Engela, jako pierwsi z europejskich drużyn walczących w eliminacjach, zakwalifikowali się do finałów w Japonii i Korei Płd.
- 02.09.2001 21:53
W przyszłym roku mecze finałów mistrzostw świata znów rozpoczną się Mazurkiem Dąbrowskiego. Ostatni raz nasz hymn zabrzmiał na mistrzowskiej arenie w 1986 roku w Meksyku przed meczem z Brazylią. Od tamtej pory polscy kibice obchodzili się smakiem, a z roku na rok było coraz gorzej. Objęcie funkcji selekcjonera przez Jerzego Engela po raz kolejny obudziło nadzieje. Spotęgowała je wygrana z Ukrainą w Kijowie - w pierwszym meczu o eliminacyjne punkty. A później \'\'Anioły Engela\'\' poszły za ciosem. Ten nokautujący zadały w sobotę, na byłym chorzowskim stutysięczniku, na którym zasiadło ponad 40 tysięcy spragnionych sukcesu kibiców.
Mecz piękny nie był, nie było polskim futbolistom łatwo, ale po raz kolejny potwierdzili klasę. Na pewno nie zadowolili wszystkich swą grą. Z pewnością mankamentów - tak jak i wcześniej - nie brakowało, ale czy w chwili wielkiego triumfu wypada sobie zaprzątać tym głowę!?
Pierwszego gola zdobył tuż przed gwizdkiem sędziego na przerwę Paweł Kryszałowicz, fantastycznym technicznym strzałem. Na 2:0 podwyższył niezawodny \'\'Emsi\'\', czyli Emmanuel Olisadebe. Byliśmy już wtedy wszyscy pewni zwycięstwa i awansu, bo w tym samym czasie Ukraińcy pewnie prowadzili z Białorusinami. A to oznaczało, że na dwie serie gier przed końcem eleminacji Polacy mają taką przewagę punktową w tabeli, że nikt ich nie wyprzedzi! Wynik ustalił Marcin Żewłakow, tuż po wejściu na boisko.
Reklama












Komentarze