Reklama
Kto miał wygrać w Białej Podlaskiej, ten wygrywał
Najbardziej zadowoloną drużyną z naszego wojewódzkiego kwartetu może być niewątpliwie zamojski Agros i jego strategiczny sponsor - Zamojska Korporacja Energetyczna. Wprawdzie nieco wyżej uplasowali się gospodarze z AZS AWF Pol-Kres Biała Podlaska, jednak akademicy to \"zasiedziały” pierwszoligowiec, więc miejsce w środku stawki można traktować jako obowiązek (zwłaszcza na swoim terenie). Trzeba jednak zaznaczyć, że w ostatnich miesiącach finansowe problemy dotknęły i bialskopodlaskich lekkoatletów, więc w tym kontekście wyniki przerosły oczekiwania.
- 26.05.2002 22:53
Wracając do Agrosu - sprawdziły się niemal w stu procentach przedstartowe założenia. Dziewięcioro zawodników Agrosu ustanowiło \"życiówki”. Forma przyszła kiedy trzeba. Na uwagę zasługują osiągnięcia Mirosława Sądeja, który w biegu na 400 m uzyskał minimum na mistrzostwa świata juniorów, bardzo dobry bieg wypożyczonej \"na ligę” ze Znicza Biłgoraj Joanny Kaczor, przyzwoity start chodziarzy (choć Wioletta Spychalska - obecnie as w rękawie trenera Wojciecha Swatowskiego - nie była do końca usatysfakcjonowana swym wynikiem i widzi spore rezerwy). Lepiej niż można było liczyć pobiegł Dariusz Kuzdra na 5 km, a \"swoje” punkty zdobyli też Radosław Jędrzejewski w skoku w dal, Tomek Smolarczyk na 400 m, czy startujący z kontuzją mięśnia trójskoczek Krzysztof Szuptarski. Najwięcej punktów - 164 - zdobyła jednak młociarka Katarzyna Kita. W biegu na 5 km zwyciężyła Dorota Gruca, co było niemal... obowiązkiem. Czas 16.12 jest wprawdzie sporo słabszy od \"życiówki” będącej rekordem kraju (15.29,81), ale przysporzył klubowi blisko 150 pkt. - Dla mnie \"piątka” to teraz niemal sprint - mówiła po biegu wielokrotna mistrzyni Polski. - Przyznam, że obawiałam się tego startu. Trening maratoński to coś innego niż przygotowania do \"piątki” czy \"dychy”. Czuję jeszcze w mięśniach trudy niedawnego maratonu w Nagano (trzecie miejsce - red.), dlatego zaczęłam trochę asekuracyjnie.
Asy Pol-Kresu to od lat dyskobole trenera Krzysztofa Stipury. W sobotę potwierdzili dobrą dyspozycję, ale była szansa na jeszcze lepsze wyniki. Marzenie Wysockiej niewiele brakowało do minimum na mistrzostwa Europy, z kolei Andrzej Krawczyk miał wyjątkowego pecha. W najlepszym (teoretycznie) rzucie konkursu osiągnął odległość ok. 65 m, tyle że sędziowie dopatrzyli się spalonego. Nawet Olgierd Stański, klubowy rywal, przyznał że rzadko się zdarza, aby nie uznać takiego rzutu, bo ewentualny spalony był co najmniej kontrowersyjny. Krawczyk musiał zadowolić się drugim miejscem, a olimpijczyk \"Olo” wygrał, tyle że do olimpijskiej formy jeszcze nieco brakuje.
- Mam kłopoty z techniką - ocenił swój występ Olgierd Stański. - I trudno powiedzieć gdzie tkwią tego przyczyny. Trenuję normalnie, nie mam kłopotów ze zdrowiem, sprawy prywatne również OK! Na treningach trudno mi jednak rzucić 60 m, więc jeśli na zawodach przekraczam sześćdziesiątkę - jestem zadowolony.
Trenerowi Stipurze niebawem przybędzie zapewne kolejny podopieczny. Michał Hodun został wypożyczony do zawodów ligowych, ale myśli o przeprowadzce z LKS Terespol do AZS na stałe. - Akurat jestem w trakcie zdawania matury, co poważnie wytrąca z treningowego rytmu. Głównie psychicznie - mówi siłacz z Terespola, jeden z największych talentów l.a. w Polsce. - Chcę rozpocząć studia w Białej. Nauka trochę koliduje z przygotowaniami do sezonu, ale nie ma wyjścia - trzeba wszystko pogodzić. Na równi traktuję obecnie obydwie uprawiane konkurencje, pchnięcie kulą i rzut dyskiem. Dziś trenerzy zdecydowali, że będę pchał kulą, bo w jednej konkurencji może wystapić tylko trzech zawodników z jednego klubu. A dyskoboli w AZS nie brakuje. I to dobrych. Czy nie boję się klubowej rywalizacji z \"Olem” i Andrzejem? - nie, znamy się już trochę i myślę, że... nie przeszkadzamy sobie wzajemnie. Ten sezon to dla mnie udany występ w gronie seniorów na mistrzostwach Polski, ale chyba najważniejszy będzie start w mistrzostwach świata juniorów.
Kolejny dobry sezon zapowiada sprinterka Beata Szkudlarz. Nowa klubowa rywalka, z którą przegrała w sobotę start na \"setkę” tylko mobilizuje do trenowania, choć to tylko dodatkowa mobilizacja. Dobrze spisała się też skoczkini wzwyż - Katarzyna Miszczuk, ustępując w konkursie tylko najlepszej aktualnie zawodniczce w kraju - Annie Ksok.
O ile Azs i Agros powinny utrzymać się w I lidze, o tyle poważne problemy będą miały lubelskie AZS i Start. Szczerze mówiąc - nikogo to nie dziwi, bo już awans do elity był sukcesem, a w szesnastce najlepszych zespołów w kraju poprzeczka wisi wysoko. Dla wielu za wysoko. Ale nie dla wszystkich, jak choćby dla Grzegorza Sposoba. 2,18 to wprawdzie sporo poniżej \"życiówki”, ale zawodnik trenera Andrzeja Kleczka dopiero rozpoczyna sezon, w dodatku po perturbacjach (m.in. kolizja samochodowa). Przed rokiem na tej samej skoczni Grzegorz osiągnął życiowy wynik 2,30, więc może i apetyt był większy. To jednak dopiero początek walki o jak najlepszą wysokość, wielu zawodników marzy o takim wejściu w sezon. Nie tylko skoczek wzwyż AZS wypadł na niezłym poziomie. - Cieszę się, że Gośka po nieudanych akademickich mistrzostwach Polski przełamała się i miała udane rzuty - to słowa Roberta Kozłowskiego, trenera Małgorzaty Zadury. To kolejny plus w lubelskim AZS. - Bałam się tego występu - mówi azetesiaczka - bo po spalonych rzutach na \"ampach” na treningach też mi nie szło. Na szczęście \"blokada” puściła i dziś było już nieźle. A już się martwiłam, gdzie zgubiłam formę. Rzut młotem to pozornie prosta konkurencja. Do czasu gdy... stanie się w kole. Na pewno dzisiejsze 55 m podbudowało mnie i wierzę, że złamię wreszcie 60 m.
W Starcie najlepiej spisali się... zawodnicy wypożyczeni - tyczkarka i oszczepnik Dariusz Trafas. Reszta walczyła jak umiała, ale tak krawiec kraje... Klub boryka się z dużymi problemami finansowymi, sukcesem wydaje się być skompletowanie składu. Podobnie jak w AZS, gdzie drużynę musiał uzupełnić m.in. trener Kozłowski (wykonując z małą nawiązką swój plan minimum - 40 m w rzucie dyskiem) czy też Robert Późniak (ośmiusetmetrowiec od dwóch lat więcej czasu poświęcający na zawodową pracę w tomaszowskiej szkole niż uprawianie lekkoatletyki). Lubelska \"Królowa Sportu” królestwo ma coraz mniejsze i coraz biedniejsze, i kto wie czy skumulowanie sił nie przyniosłoby korzyści dla tej dyscypliny, zwłaszcza przy okazji zawodów ligowych. Bez względu na to pod jakim szyldem. Ale ewentualna fuzja to rzecz jasna tylko jeden z elementów mogących poprawić kondycję \"lekkiej” w stolicy województwa. Reszta to temat rzeka.
Materiały z zawodów ligowych w Białej Podlaskiej przygotował
Reklama












Komentarze