Jak robić pieniadze na portfelach
Prywatny biznes nie zawsze jest wypadkową własnego pomysłu i dążenia do usamodzielnienia się. Czasem do prowadzenia własnej firmy jest się zmuszonym przez różne okoliczności.
- 01.08.2007 18:53
- Skończyłem ogrodnictwo na Akademii Rolniczej - wspomina Andrzej Toruń, właściciel firmy TOR i sklepu \"Anakonda”. - Myślałem - to dobry zawód, będę miał pewny chleb. Niestety, przyszły takie czasy, że gaz drożał, właściciele szklarni plajtowali i okazało się, że z pracą wcale nie jest tak dobrze, jak się zapowiadało. Stanowisko żony w biurze projektowym zostało zlikwidowane i trzeba było coś postanowić.
Ojciec pana Andrzeja prowadził na ulicy Przechodniej w Lublinie sklep z torebkami. Jeden z najstarszych i najbardziej znanych w Lublinie. Była to alternatywa, z której należało skorzystać. Wtedy przyszły złe czasy dla badylarzy, ale dobre dla torebek. Pan Andrzej schował dyplom do szuflady i z konieczności stał się kontynuatorem rodzinnej tradycji.
- Czy zaspokaja to moją ambicję? - zastanawia się pan Andrzej. - Myślę, że to czasem nie człowiek wybiera biznes, lecz odwrotnie. I nie ma co się buntować, skoro trzeba utrzymać rodzinę.
Otworzył sklep z torebkami. Najpierw przy ulicy Kościuszki. Jednak wkrótce trzeba było zmienić lokal.
- Nie powiem, właściciel zachował się porządnie i nawet oddał mi część pieniędzy za remont - wspomina Andrzej Toruń. - To oczywiste, że tego typu sklep musi mieć dobry adres. Dziś klient torebkę może kupić prawie na każdej ulicy, więc nie będzie jechał po nią na koniec miasta.
Ostatecznie znalazł niewielki lokalik w podwórku na lubelskim deptaku.
Jednak torebki nie są towarem, który kupuje się często tak, jak, na przykład, rajstopy.
- Wiem, że tak jest, ale ja stawiam na co innego. Chcę być najlepszy w branży - stwierdza.
Niestety, z roku na rok jest gorzej. Pytany o to, czy z tego biznesu można żyć bardzo dobrze, czy jako tako, odpowiada, że kiedyś żyło się dostatnio. Dziś jest gorzej niemal z dnia na dzień.
Między innymi dlatego postanowił nieco zmienić asortyment.
- Chcę mieć największy wybór portfeli - mówi Andrzej Toruń. - Chcę być w tym najlepszy, a nawet powiem, że już jestem najlepszy. Mam portfele najtańsze - może właśnie w cenie rajstop - śmieje się. - Ale mam także te najbardziej renomowanych firm światowych.
Portfel zawsze trzeba kupić. Sobie - bo stary się zniszczył, komuś - na prezent. Dziś rośnie zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju etui - na wizytówki, karty płatnicze, klucze etc. Jednym słowem - przynajmniej raz na jakiś czas do takiego sklepu trzeba zajrzeć.
- Co jest najważniejsze? Być uczciwym i trafić w gust klienta - mówi. - Sądzę, że już wiem, kto czego oczekuje. Właściwie na pierwszy rzut oka mogę to ocenić. Starsze osoby lubią portfeliki z zatrzaskiwaną przegródką na bilon. Są tradycjonalistami i do dziś pytają o podkówki, które są w moim sklepie. Młodzi nie lubią portfeli ciężkich. Młodzi biznesmeni kupują droższe, markowe portfele i etui na wizytówki. Dziewczyny wybierają raczej portfele kolorowe, starsze osoby brąz, czerń, granat. A ceny? Od 15 do 200 zł.
Mówi, że w tej branży też zmienia się moda. Karty płatnicze, wizytówki, bilety są coraz mniejsze i dziś tzw. grube, wypchane portfele odeszły do lamusa.
Ma swoich stałych kilku dostawców.
- Najważniejsze żeby mieć do siebie zaufanie. Jeśli dostawca by mnie oszukał, to tylko raz. A później już nie miałby po co do mnie przychodzić. I do innych też nie, bo to branża dość hermetyczna i wszyscy o wszystkich wiedzą.
Ta praca też daje satysfakcję. Jeśli przychodzi klient raz i drugi, to znaczy, że tu znajduje to, czego szukał, że przekonał się do firmy.
- Nie ukrywam, że są takie chwile, kiedy jest zastój i wtedy przychodzi zwątpienie. Ale w handlu tak jest - raz jesteś w dole, raz nabierasz rozpędu. Tu nie ma nic stałego, szczególnie w obecnej rzeczywistości.
A rzeczywistość nie dla wszystkich jest jednakowa. Pan Andrzej nie ukrywa rozgoryczenia na nierówne traktowanie tzw. podmiotów gospodarczych.
- Właśnie skończyła się pamięć w mojej kasie fiskalnej. Muszę kupić nową. Ktoś, kto dopiero zaczyna biznes, dostanie zwrot pieniędzy za kasę. Dostanie też środki na założenie firmy. Po dwóch latach może ją spokojnie zamknąć, bez konsekwencji. A ci, którzy kilka lat temu zaczynali, na takie ulgi nie mogą liczyć.
Dodaje, że dzieci wykształcił bardzo dobrze, znają języki i ma nadzieję, że... nie zechcą prowadzić własnego sklepu. To niełatwy i niepewny kawałek chleba.
Chyba ma gorszy dzień...
Reklama













Komentarze