W Konopnicy jest winnica
- To, co robię, to szlachetne zajęcie - twierdzi Józef Jermakow i ani myśli przestawić się na bardziej opłacalne iglaki czy tuje
- 08.08.2007 13:34
W podlubelskiej Konopnicy Józef Jermakow od blisko trzydziestu lat uprawia winnicę. Był pionierem w tej dziedzinie i nadal jest jednym z najbardziej liczących się plantatorów i znawców przedmiotu w okolicy.
- Pojechałem na wycieczkę do Poznania i tam oglądałem winnice - wspomina. - Urzekł mnie \"Skarb Panonii”, o owocach wielkości śliwki.
W 1979 r. na ponad hektarowej działce posadził pierwsze krzewy.
- To były początki, jeszcze nie było tylu odmian, co dziś - wyjaśnia. - Dziś mam 24 odmiany, ale szukam takich, które są odporne na mróz i nie wymagają ochrony chemicznej.
Postawił na ekologię. Sam je owoce prosto z grona i chce, żeby klienci mieli do niego zaufanie.
- Jak zdrowe jest dla mnie, to i dla nich - mówi. - Sam sobie bym nie szkodził.
Ale gospodarstwo w Konopnicy nastawione jest głównie na produkcję sadzonek.
\"Skarb Panonii” ma już prawie 30 lat. Wymaga cieplarnianych warunków, ale za to odwdzięcza się olbrzymimi, słodkimi gronami. Inne odmiany rosną na zewnątrz i dopiero zaczynają dojrzewać.
Szkółkarstwo jest wielką loterią.
- Wciąż się martwię czy będzie deszcz, czy pogoda. Jaki będzie rok - mroźny, wilgotny czy suchy. Piwnica, w której zimą przechowuję materiał, musi mieć 0 st. C i 85 proc. wilgotności. Jeśli są odstępstwa, mogę stracić wszystko.
Kiedyś sadzonki produkowało się w gruncie. Dziś odbiorca chce materiał w doniczkach.
- Jednak w doniczkach trudno utrzymać odpowiednią strukturę gleby - wyjaśnia problem pan Józef.
Przygotował podłoże, posadził kilka tysięcy krzewów. Wkrótce zaczęły ginąć. Ocalało może 3 proc. produkcji. Gorączkowo szukał przyczyny - może choroby, może zła wilgotność? Oddał próbki gleby do analizy. Okazało się, że przenawożona.
- Miałem chwilę załamania - przyznaje. - Bo to nie tylko strata materiału, ale i rynku zbytu. Odbiorca nie czeka, bierze od innego.
I tak się stało. O odzyskanie rynku stara się do dziś. Może rocznie sprzedać ok. 20 tys. sadzonek, a sprzedaje 4-5 tys.
- Przeżyłem straszne lata wojny i już nic gorszego nie może mnie spotkać - mówi.
Zajęcie szlachetne
- Nie przestawię się na produkcję tuj lub iglaków, to niesmaczne - krzywi się. - Na pewno byłoby to bardziej opłacalne i mniej ryzykowne. Ale uprawa winorośli to zajęcie szlachetne.
Wylicza, ile może zarobić:
- Jeśli pięć tysięcy krzaków sprzedam po pięć złotych, to dostanę 25 tys. zł. Muszę potrącić koszty produkcji - około 40 proc. Nie licząc własnej robocizny, miesięcznie zarabiam 1 - 1,5 tys. zł. Niedużo, ale robię to, co mnie satysfakcjonuje.
Reklama













Komentarze