Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pojechała po śmierć

28-letnia Barbara M. nie miała szans na przeżycie. Cudem przeżył jej 11-miesięczny synek.
Kierowca fiata, który ja potrącił, 23-letni Marek G. z Łęcznej, najpierw odjechał, ale po chwili wrócił na miejsce wypadku. Dramat rozegrał się w sobotę tuż po godzinie 16, w miejscowości Kolonia Trębaczów koło Łęcznej. 28-letnia Barbara M. z koleżanką wybrały się na spacer z maluchami w wózkach. Wracały już do domu. Skręciły z drogi do Ciechanek, na trasie z Kijan do Łęcznej. Uszły zaledwie 150 metrów, jak w Barbarę M. z pełnym impetem uderzył fiat. - Kobiety szły, niestety, nieprawidłowo, po prawej stronie jezdni, tyłem do nadjeżdżających samochodów, do tego tuż obok siebie - mówi Mirosław Cielniak, rzecznik prasowy policji w Łęcznej. Po kilku minutach na miejscu pojawiło się pogotowie. - Natychmiast podjęliśmy akcję reanimacyjną. Ranna jednak samodzielnie nie oddychała - opowiada Czesław Prokop, anestezjolog z Łęcznej, który z niezwykłym poświęceniem prowadził akcję reanimacyjną przez ponad 20 minut. - Samego wypadku nie widziałam. Dopiero jak przyjechały karetki, zorientowałam się, że coś dramatycznego wydarzyło się na drodze - opowiada Ewelina Gryszkiewicz, która mieszka w pobliżu miejsca tragedii. -Tędy kierowcy jeżdżą jak szaleni, bo droga jest prosta. Nie zwracają uwagi, że na tym odcinku jest wąsko - dodaje. Z wypadku bez szwanku wyszła córka i wnuczka Romana Kowalczyka. - Barbara przyjechała z Łęcznej do mojej córki w odwiedziny. Po południu poszły razem na spacer z dziećmi. Nie wiem, dlaczego nie przeszły na drugą stronę jedni - opowiada Roman Kowalczyk. - Córka po tym wypadku jest w ogromnym szoku. Nie chce z nikim rozmawiać. Coś z tą drogą trzeba zrobić, bo niektórzy pomimo ograniczenia do 70 km/h jadą tu ponad setkę. Nie pomaga nawet policja, która często stoi z radarem - kończy. Kierowca, który jechał od Kijan do Łęcznej, tłumaczył się, że był zmęczony i nie zauważył kobiety z dzieckiem. Po zdarzeniu Marek G. odjechał z miejsca wypadku. Lecz po chwili wrócił, bo - jak powiedział - zdał sobie sprawę, z tego, co zrobił. Był trzeźwy. Jedenastomiesięczny chłopczyk, który w momencie wypadku był w wózku, jest w Klinice Chirurgii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. - Ma złamany obojczyk - mówi jeden z lekarzy. - Poza tym jego stan ogólny jest dobry. Cały czas siedzi przy nim tata.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama