Katarzyna Krygier, jedna z założycielek Jadłodzielni
– Mamy wielu wolontariuszy, którzy pomagają na różne sposoby, na przykład sprzątają, przywożą żywność. Używamy hashtaga #dajeszbierzesz, czyli działając na zasadzie wymiany oraz #Lublinniemarnuje; hashtaga stworzonego przez nas, żeby pokazywać, że to inicjatywa społeczna – opowiada Katarzyna Krygier, jedna z założycielek Jadłodzielni.
Jadłodzielnia jest bardzo często pełna żywności, dzięki współpracy z handlarzami z Elizówki, którzy przekazują żywność nadającą się do jedzenia, ale już nie do sprzedaży. Najczęściej jednak Jadłodzielnia świeci pustkami. Jeżeli coś w niej jest, to tylko kilkanaście minut.
– To też jest przyzwyczajenie do tego, że jest miejscem, do którego każdy może coś przynieść, a nie gdzie się coś wydaje. Oczywiście, kiedy dostaniemy tysiące rzodkiewek, to są one non stop wydawane przez wolontariuszy. Mamy momenty, kiedy mamy najazd pomidorów i przez cztery dni wydajemy tylko pomidory – opowiada Krygier, która raz z pozostałymi twórcami Jadłodzielni stara się zmieniać myślenie i nastawienie mieszkańców Lublina. – Organizujemy różne uświadamiające inicjatywy m.in. akcja, żeby podzielić się jedzeniem pozostałym po weselu czy balu studniówkowym. To ma bardzo dobry efekt, faktycznie ludzie przywożą jedzenie po takich imprezach. Święta i Sylwester to był dla nas najbardziej pracowity czas.
Autor: Dominika Tworek
