Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Trafi przed sąd za słuszną sprawę

Siennica Królewska. Najpierw drogowcy upierali się, że na niebezpiecznym zakręcie jest bezpiecznie. Potem zmienili front.
Drogowcy ustawili znak ograniczenia prędkości oraz barierki ochronne. Prezes Automobilklubu Chełmskiego Grzegorz Gorczyca został właśnie przesłuchany przez krasnostawską policję. Jego kłopoty z wymiarem sprawiedliwości rozpoczęły się 11 września. W Siennicy Królewskiej Dużej (pow. krasnostawski) ustawił na zakręcie znak ograniczenia prędkości do 70 km na godzinę. Nie miał do tego prawa, ale chciał pomóc rodzinie Tomaszewskich, mieszkającej przy zakręcie. Tylko w tym roku na ich podwórko wpadło z drogi sześć samochodów. To cud, że nie doszło do tragedii. - Miałem świadomość, że mogę za to odpowiedzieć - mówi Gorczyca. - Gdyby zaszła potrzeba, to zrobiłbym to jeszcze raz. Mieliśmy czekać, aż komuś stanie się krzywda? Tymczasem Zarząd Dróg Powiatowych i policja w Krasnymstawie upierali się, że droga jest dobrze oznakowana. Już na drugi dzień po akcji Gorczycy drogowcy zdjęli jego znak. Po czym po kilku dniach… ustawili własny, tym razem z ograniczeniem prędkości do 60 km na godzinę. A w miejscu, z którego na podwórko wpadały samochody, pojawiły się solidne barierki. - Teraz to jest inne życie - cieszy się Józef Tomaszewski. - I pomyśleć, że kiedy upominałem się u drogowców, powiedzieli mi, że mój dom stoi za blisko drogi. Mariusz Gap, zastępca szefa krasnostawskiej policji, twierdzi, że Gorczyca, bez względu na intencje, złamał prawo. - Doniesienie o wykroczeniu złożył Zarząd Dróg Powiatowych - mówi. - Sprawę rozstrzygnie sąd. My nie będziemy upierać się przy karze. - Decyzja o postawieniu znaku ograniczenia prędkości przed zakrętem została podjęta, zanim Automobilklub Chełmski postawił tam swój - stwierdził wczoraj Piotr Banach, dyrektor ZDP w Krasnymstawie. - To była zresztą decyzja na wyrost. Jestem przekonany, że powodem wypadków, do których tam doszło, była brawura kierowców, na których żadne znaki drogowe nie robią wrażenia. A jeśli chodzi o inicjatywę automobilklubu, to moim obowiązkiem było powiadomienie policji o naruszeniu prawa. Mariusz Bąk, prezes Fundacji na rzecz Ofiar Wypadków Komunikacyjnych i Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym \"Zielony Liść”, tak komentuje postępowanie urzędników: Kiedy ktoś w dobrej wierze narusza prawo, to urzędnicy skupiają się na samym fakcie, a nie na intencjach. Bo tak im wygodniej i mogą się wykazać. Przedkładają przepisy nawet wówczas, kiedy są niedorzeczne.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama